Sąd zdecydował, że nie będzie aresztu dla policjantów, oskarżonych o zaniedbania w sprawie Krzysztofa Olewnika. Postanowienie sądu powitali brawami policyjni związkowcy. Te brawa wystawiają im jak najgorsze świadectwo.
Po pierwsze - policyjne związki zawodowe i ich działalność to kolejny dowód na szkodliwość związków zawodowych w ogóle. Nie przypominam sobie sprawy, w której policjanci byliby oskarżeni o cokolwiek, w której związki zawodowe policji nie broniłyby ich za wszelką cenę i zgodnie z heglowską deklaracją, że jeśli fakty nie pasują do tezy, to tym gorzej dla faktów. Tak było zawsze również wówczas, gdy ewidentne zaniedbania policjantów prowadziły do tragedii. W sprawie Olewnika - abstrahując od bardzo prawdopodobnego lokalnego wątku politycznego - było tak samo.
Policyjne związki zawodowe działają na identycznej zasadzie jak patologiczne korporacje: lekarska czy prawnicza (pojmowana ogólnie). Nieważne, czy człowiek jest winny, ważne, że jest nasz i musimy go bronić w każdej sytuacji.
Związkowcy protestowali przeciwko umieszczeniu policjantów w areszcie, tłumacząc, że nie będą mataczyć i na pewno stawią się na każde wezwanie. Zastanawiam się, czy istnieje sytuacja bardziej sprzyjająca mataczeniu w śledztwie niż gdy podejrzanym jest policjant, mający kolegów wśród potencjalnych świadków, mogący liczyć na środowiskową lojalność i wspierany bezkrytycznie przez policyjne związki zawodowe.
Sąd podobno nie znalazł podstaw do aresztowania i uznał argumenty prokuratury za nieprzekonujące. Nie wiemy jednak, na jakiej podstawie i dlaczego, ponieważ sąd był uprzejmy utajnić uzasadnienie swojego orzeczenia. To także trudne do zrozumienia. Cóż takiego tajnego i specjalnego może być w uzasadnieniu - zwłaszcza ustnym - że sąd je utajnia? Co do których faktów ma wątpliwości? Bo fakty - przynajmniej kilka z nich - wydają się bezsporne. Na przykład ten, że kaseta z nagraniem bandyty, kupującego telefon komórkowy, z którego potem rozmawiał z rodziną Olewnika, leżała w policyjnej szafie kilka lat. Sąd uznał, że to przez zwykłe przeoczenie? Że ktoś sobie o niej po prostu zapomniał? Że jakiś gliniarz nie przekazał prokuraturze dowodu w sprawie, gdzie mogło chodzić o ludzkie życie, przez zwykłe przeoczenie? A przecież to nie jedyna przesłanka do skierowania aktu oskarżenia.
Obrończyni jednego z policjantów powiedziała: „Bardzo się cieszymy z decyzji sądu. Nie tylko ja, ale wszyscy policjanci, którzy w bardzo trudnych warunkach wykonują swój zawód. W każdym czasie, każdemu policjantowi można by postawić zarzut tak nieuzasadniony jak w tym przypadku". Wiele razy - także w Salonie24 - broniłem policjantów, którzy musieli w ułamkach sekund podejmować arcytrudne decyzje. Tak było np. w sprawie funkcjonariusza, który zastrzelił kilka lat temu uciekającego motocyklistę, sądząc, że to sprawca napadu na bank. Ale w tym wypadku bronić nie ma kogo. Pani adwokat gada bzdury: nie każdemu można postawić taki zarzut, jaki stawia prokuratura. Można go postawić jedynie tym policjantom, którzy lekceważą dowody, nie przekazują ich prokuraturze, pomijają istotne fakty, stają się wrogami, a nie sprzymierzeńcami pokrzywdzonych. A nie chodzi tu o decyzje, podejmowane w ciągu sekund, więc czas na zastanowienie jest.
Mam nadzieję, że prokuratura odwoła się od orzeczenia w sprawie aresztu. I że nie zrezygnuje z szukania winnych także wewnątrz siebie - będzie to test resztek wiarygodności Zbigniewa Ćwiąkalskiego.
Oto naści twoje wiosło:
błądzący w odmętów powodzi,
masz tu kaduceus polski,
mąć nim wodę, mąć.
Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka