Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
98
BLOG

Bezczelny koncept Ćwiąkalskiego

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha Polityka Obserwuj notkę 67

Właściwie nie bardzo rozumiem, dlaczego akurat teraz rozpętało się zamieszanie wokół pomysłów Zbigniewa Ćwiąkalskiego, dotyczących ograniczenia dostępu do zawodów prawniczych. Minister przecież nigdy nie ukrywał, że taki jest jego zamiar, Opowiadał o tym m.in. w wywiadzie z 27 marca, jaki przeprowadziłem z nim dla „Faktu".

Ćwiąkalski tłumaczył wtedy:

„Dotychczasowy system, oparty wyłącznie na liczbie punktów, powoduje kompletny chaos. Nie sposób przewidzieć, ile osób przejdzie przez egzamin, a zatem ilu będzie chętnych na aplikacje. [...] Limity, które chcę wprowadzić, dotyczą minimalnej liczby przyjmowanych. Absolwentów studiów prawniczych mamy co roku około 8 tysięcy. Limit może być niewiele mniejszy. Na pewno będzie ustalany w zależności od lokalnych potrzeb. Na aplikację będą się dostawać ci, którzy zdobędą najwięcej punktów, a limit minimalny będzie musiał być wypełniony, żeby nie zdarzało się już, że w jakimś okręgu nie przyjmie się żadnego kandydata. [...] Aplikanci potrzebują patronów. Dotąd osoby przyjęte na aplikacje miały wielkie kłopoty z ich znalezieniem. Teraz, dzięki limitom, nie będą musiały się tym martwić, bo limit będzie ustalany z regionalną izbą adwokacką albo notarialną, a ona będzie dokonywać jego podziału pomiędzy poszczególne kancelarie".

Dążenie Ćwiąkalskiego do ograniczenia dostępu do zawodów prawniczych nie jest zaskakujące. Korporacjonizm w środowisku prawniczym jest w Polsce doprowadzony do stanu skrajnej patologii, a minister jest członkiem korporacji. Co z tego, że na czas urzędowania w ministerstwie wystąpił z korporacji adwokackiej? To chwyt, który mógłby przekonać tylko najnaiwniejszych.

Minister pyta w takich sytuacjach, czy to ma oznaczać, że szefem resortu sprawiedliwości nie mógłby zostać żaden prawnik, przynajmniej praktykujący, bo przecież każdy taki jest członkiem jakiejś korporacji (sędzia także, choć mówimy tutaj o korporacji nieformalnej). Odpowiedź brzmi, że Ministerstwem Sprawiedliwości - w rządzie, który miałby szczerą chęć zawalczyć z bezczelnością i rozpasaniem prawniczych korporacji - powinien zostać outsider. Ktoś, komu nie zależy na uznaniu środowiska. Kto będzie chciał z nim walczyć - przynajmniej z tą jego częścią, która chce za wszelką cenę bronić swoich przywilejów kosztem obywateli.
Walczyć, bo korporacje ustawiły się na takiej pozycji, że najpierw trzeba je złamać i upokorzyć, a dopiero potem można z nimi rozmawiać. Zbigniew Ćwiąkalski jest przeciwieństwem takiego sposobu widzenia spraw.

Tak zwane „dolne limity", które proponuje, to koncept wyjątkowo bezczelny. Formalnie nie ma się do czego przyczepić, bo przecież to tylko limit minimalny. W praktyce będzie to liczba kandydatów, jaką przyjmie się w danym regionie - i ani jednego więcej. A że liczba ta będzie ustalana na poziomie regionalnym, więc panowie notariusze i adwokaci policzą sobie, ilu mają na studiach potomków lub ewentualnie pociotków i tak ustalą limit.

Od lat przedstawiciele korporacji szermują tym samym, wyjątkowo obłudnym argumentem (jakiś czas temu powtórzył go w „Rzeczpospolitej" mecenas Stanisław Rymar, były już szef Naczelnej Rady Adwokackiej, postać szczególnie zasłużona dla tępienia wszelkich prób otwarcia zawodu): że limity przyjęć i w praktyce ograniczenie konkurencji w zawodach prawniczych tak naprawdę służą dobru klienta, bo nie pozwalają na obniżenie poziomu usług. To pokrętna logika, oparta na komunistycznym przekonaniu, że ilość przechodzi w jakość - tyle że à rebours. Nie wiem, jak na jakość usług ma wpływać fakt, że w danym okręgu będzie 20, a nie 200 adwokatów. Wiem natomiast, że gdyby korporacjom faktycznie zależało na wysokiej jakości usług, to apelowałyby o wyśrubowanie kryteriów egzaminów, przeprowadzanych w maksymalnie zobiektywizowany sposób. Jeśli taki egzamin zdałoby 1000 osób, to znaczyłoby, że będziemy mieć 1000 znakomitych adwokatów. Którzy oczywiście następnie będą musieli konkurować cenami. I bardzo dobrze.

Korporacje jednak jak ognia boją się najuczciwszego i najprzejrzystszego systemu, czyli takiego, gdy zdający egzamin są anonimowi, a jedyną granicą dla wejścia do zawodu jest zdobycie określonej liczby punktów.

Niektórzy przedstawiciele zawodów prawniczych ze zgrozą opowiadają, jak w krajach, gdzie nie ma prawniczych koterii, a do zawodu może wejść każdy, kto spełnia kryteria, niektórzy adwokaci nie mają nawet pieniędzy na wynajęcie biura i muszą klientów przyjmować we własnych mieszkaniach. No po prostu zgroza! To istotnie skandal, że wolny rynek usług prawniczych może spowodować, iż dochody notariuszy czy adwokatów nie zapewnią już każdemu z nich dochodów wystarczających na biuro, nowe volvo co dwa lata i wakacje na Majorce.

Kres gierkom Ćwiąkalskiego może położyć jedynie obawa Platformy o własny wizerunek i oskarżenie o złamanie kolejnej obietnicy wyborczej. I oby tak się stało.

Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj67 Obserwuj notkę

Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (67)

Inne tematy w dziale Polityka