Wczoraj przed południem spotkałem się ze znajomą Brytyjką, która poprosiła mnie, żebym przedstawił podsumowanie pół roku rządów Platformy. Powiedziałem, że właściwie nie bardzo jest o czym mówić. Można raczej opowiadać o tym, co miało być zrobione i miało się zmienić, a zrobione nie zostało i się nie zmieniło. Do akcji ABW doszło później - a szkoda, bo przynajmniej byłoby o czym rozmawiać.
W sprawach służb - a do takich należy obecna afera, rozumiana bardzo szeroko, także w kontekście funkcjonowania komisji weryfikacyjnej - jedno jest pewne. To mianowicie, że nic pewnego nie ma, a wszystkie informacje, jakie mogą do nas docierać, są skażone, przefiltrowane i zapewne w jakiś sposób przeinaczone. Są jednak, jak sądzę, kwestie, które widać gołym okiem.
Po pierwsze - że służby (w tym wypadku ABW) oraz prokuratura (w obecnej konfiguracji, a zapewne także w przyszłej, tak ją proponuje skonstruować minister Ćwiąkalski) są najchętniej wykorzystywanymi instrumentami politycznego nacisku. Komentując wczoraj po południu przeszukania i zatrzymania ABW, zadałem pytanie, które zresztą zadawałem retorycznie już wcześniej w podobnych sytuacjach: jeśli zakładamy, że służby i prokuratura za rządów PiS - a także wcześniejszych - podlegały naciskom, to co upoważnia nas do twierdzenia, że teraz jest inaczej? Czy mamy jakiekolwiek powody wierzyć, iż politycy PO to chodząca szlachetność, która na pewno nie skorzysta z możliwości, jakie dają te instrumenty państwa? A może ABW i prokuratura w październiku ubiegłego roku zmieniły w 1oo procentach skład osoby i obecnie pracują w tych instytucjach jedynie ludzie szlachetni, nieugięci, niepodatni na żadne wpływy i naciski? Oczywiście - nie.
Po drugie - powiedzmy sobie szczerze: sprawy przecieków, nielegalnego przetrzymywania dokumentów, złamania tajemnicy państwowej to nie to samo co sprawy o kradzież samochodu czy rozbój. Tu granice są płynne, postępowania toczą się pod klauzulą tajności, przeplatają się najrozmaitsze interesy. Krótko mówiąc - tego typu sprawy są wymarzonym biczem na niewygodne osoby albo środowiska, bo tak naprawdę rzadko dochodzi do ostatecznego przedstawienia dowodów, postawienia przed sądem - słowem, do weryfikacji pierwotnych podejrzeń lub oskarżeń. Choć można mieć poważne podejrzenia, że działania prokuratury i ABW są skutkiem albo bezpośredniego nacisku, albo odgadywania życzeń przełożonych, jak to często bywa w tych instytucjach, nie doczekaliśmy się jak dotąd żadnych oficjalnych wyjaśnień w sprawie ewentualnych zarzutów. W popołudniowym programie w Tok FM, gdzie wczoraj gościłem, siedzący obok Wiesław Dębski wyraził zadowolenie, że tym razem nie mieliśmy spektakularnej konferencji jak za Ziobry. Ja zadowolony nie jestem. Nie chodzi o spektakularne występy samego ministra sprawiedliwości, ale biorąc pod uwagę, że przeszukanie odbyło się m.in. w mieszkaniu asystenta członka komisji śledczej z opozycji i dotyczy spraw szczególnie drażliwych, właśnie na styku partii rządzącej i opozycji, oczekiwałbym, że Prokuratura Krajowa, która zleciła przeszukania, coś jednak opinii publicznej wyjaśni.
Po trzecie - sam przebieg akcji wystawia ABW druzgocące świadectwo (pisał o tym obszernie Gniewomir Świechowski), podobnie zresztą jak w przypadku Barbary Blidy, gdzie samobójstwu można było zapobiec, gdyby agenci działali profesjonalnie. Nawet jeśli przyjąć, że ABW miała prawo zażądać od ekipy TVP opuszczenia przeszukiwanego lokalu, to i tak zachowanie agentów - potwierdzone w wielu źródłach - jest z jednej strony skandaliczne, z drugiej żenująco dyletanckie. Ekipa TVP nie niepokojona wchodzi do mieszkania, bo agenci nie potrafili zabezpieczyć dostępu do lokalu. Potem, z niezrozumiałych powodów, agenci odmawiają wylegitymowania się. Potem zachowują się po chamsku, ewidentnie tracąc nad sobą kontrolę. Mam wrażenie, że cała ekipa, która przeprowadzała przeszukanie, powinna czym prędzej trafić na testy psychologiczne, bo być może należałoby jej członkom czym prędzej odebrać broń służbową.
Oczywiście cała sprawa, całkowicie przypadkowo, rozgrywa się wtedy, gdy premier zwiedza Machu Picchu i w oczach opinii publicznej nie jest tym samym obarczany aż taką odpowiedzialnością za ewentualne przykre skutki afery, jak gdyby był na miejscu. Tydzień w Ameryce Południowej Donald Tusk spędza, rzecz jasna, w ramach taniego państwa, oszczędzając na przejazdach służbowym samochodem po Warszawie i innych kosztach stałych.
Oto naści twoje wiosło:
błądzący w odmętów powodzi,
masz tu kaduceus polski,
mąć nim wodę, mąć.
Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka