Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
235
BLOG

"Gazeta Wyborcza" - kolejna ofiara Ketmana

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha Polityka Obserwuj notkę 79

Ciekawe, czy gdyby nie „Trzech kumpli", „Gazeta Wyborcza" ostatecznie zwolniłaby Maleszkę. Zapewne nie, bo przecież nie byłoby powodu. Nikt o nim nie przypominał, nikt się nie czepiał, a poza tym - jak dowodził teraz Jarosław Kurski - zatrudnienie Maleszki miało charakter wyłącznie „humanitarny".

Przy okazji „Trzech kumpli" poruszyło mnie kilka rzeczy. Po pierwsze - wstrząsający jest sam Maleszka jako niemal alegoria tego, co w totalitaryzmie najgorsze: zdrady, kłamstwa, fałszu. Usiłuję sobie jakoś wytłumaczyć jego motywy, ale nie potrafię. Może były takie, jak motywy Returna z „Doliny nicości" Bronka Wildsteina? Poczucie siły, panowania, mocy sprawczej? Tego, co napisał sam Maleszka w pamiętnym tekście „Byłem Ketmanem", nie biorę pod uwagę, bo w filmie czarno na białym widać, że były esbecki kapuś nadal kłamie i kręci, gdzie tylko może. Wtedy zresztą też kręcił, bo przecież w artykule przyznał się jedynie do tego, do czego - jak sądził - musiał się przyznać.

Esbecy mieli chyba po prostu szczęście: trafili na wyjątkową gnidę o charakterologicznych predyspozycjach do donosicielstwa. Może w innych okolicznościach Maleszka byłby świetnym agentem wywiadu. A tak realizował się w najpodlejszej możliwej roli. Charakterystyczna jest scena, gdy autorki filmu pytają kilkakrotnie: „Czemu pan donosił?", a Maleszka odpowiada jedynie: „To bardzo dobre pytanie". Czemu nie chce odpowiedzieć? Nie zna własnych motywów? Nie jest przecież prymitywem, który daje komuś butelką w łeb dla zabawy, a potem nie umie wyjaśnić policjantom, czemu to zrobił.

Uderza też całkowity, jak się wydaje, brak refleksji na temat własnych dokonań. Maleszka stara się odpowiadać rzeczowo, zasłania się niepamięcią w przypadku niewygodnych pytań, kręci. Idę o zakład, że w głębi uważa się nie za sprawcę, ale za prześladowaną ofiarę. Nie widać w nim śladu skruchy, więc nie zasługuje na wybaczenie.

Po drugie - komfortowa sytuacja osobista byłych esbeków, którzy w dodatku o swoich ówczesnych dokonaniach mówią z całkowitą swobodą i tak naturalnie, jakby wszystko, co wtedy robili, było całkiem oczywiste. Czemu tak jest? Proste: ponieważ po 1989 roku nie było żadnego systemowego potępienia ich działalności, w żaden sposób nie dano im odczuć, że czynili zło, a jeden z głównych animatorów życia publicznego nazywał oberesbeka „człowiekiem honoru".

Po trzecie - tłumaczenia „Gazety Wyborczej". Słuchając Kurskiego nie wiedziałem, czy śmiać się czy płakać. Tak pełnych hipokryzji tekstów nie czytałem i nie słyszałem od dawna. Mistrzostwem świata jest zaś twierdzenie, że „GW" sama padła ofiarą Maleszki. Próba podłączenia się dzisiaj do pokrzywdzonych, po tym, jak przez lata rzucało się gromy na chcących otwarcia archiwów (przy wydatnym współudziale Maleszki, rzecz jasna), jak potem, mając już wiedzę o parszywej przeszłości Maleszki, zatrzymano go w redakcji i chroniono. Przez siedem lat! Tyle zajęło redaktorom „Wyborczej" dojście do nagłego wniosku, że może jednak należałoby się z Maleszką całkowicie pożegnać? Może przez te siedem lat codziennie trwały u nich w redakcji mądre  filozoficzne spory o naturze winy, odpowiedzialności, ekspiacji, prawdzie?

Usprawiedliwianie ukrycia Maleszki - bo tak to należy nazwać - „chrześcijańskim miłosierdziem" to po prostu kpina. Miłosierdzie, jak się okazuje, według „GW" powinno dotyczyć przede wszystkim sprawców, nie ofiar.

Z jednego się cieszę: że skończył się czas, gdy Maleszkę można było chować pod dywan i uznawać sprawę za załatwioną. Że nadszedł moment, gdy to nie mędrcy namaszczeni przez „GW" dyktują warunki. Gdy zawodowi relatywizatorzy prawdy są w defensywie. I gdy Jarosław Kurski serwuje głupawe wyjaśnienia, bo musi się tłumaczyć, czemu jego firma otaczała przez tyle czasu czułą opieką esbeckiego konfidenta o wyjątkowo paskudnym życiorysie.

Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj79 Obserwuj notkę

Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (79)

Inne tematy w dziale Polityka