Miało być o Włodzimierzu Cimoszewiczu, a będzie jak zwykle o Biurze Lustracyjnym IPN. O samym senatorze publikowałem rok temu na podstawie odnalezionej adnotacji oficera obiektowego Uniwersytetu Warszawskiego.
Panuje stereotyp, iż w teczkach zgromadzonych w IPN znajdują się własnoręcznie pisane donosy. To nieprawda z wielu powodów. Po pierwsze tylko w przypadku najbardziej zaangażowanych współpracowników – tajnych współpracowników – Instrukcja wymagała pisemnej formy meldunków. Takiego wymogu nie stawiano szeregowi innych kategorii osobowej współpracy z SB. Po drugie funkcjonariusz lubił porządek w teczce i nawet jego ręczne zapisy, a tym bardziej osoby obcej, przepisywały w pocie czoła SB-eckie maszynistki na „hali maszyn”. Po trzecie donos osobowego źródła informacji nie kończy się wcale na podpisie pseudonimem. Pod nim oficer prowadzący dawał dowód, że meldunek i sprawę przemyślał, że meldunku nie odłożył tylko do teczki, ale wyciągnął z niego wnioski. Dlatego zdarzało się, że dopisy SB-eka dorównywały objętością donosowi źródła. Notował je pogrupowane tematycznie w: „Uzupełnieniu”, „Omówieniu”, „Informacji”, „Zadaniach” i „Przedsięwzięciach”. Po czwarte funkcjonariusze u wielu źródeł nie mogli zwalczyć skrupułów, polegających na strachu przed dawaniem pisemnych dowodów współpracy (przy jednoczesnym braku zahamowań przy informowaniu ustnym).
Adnotacja oficera obiektowego UW o Cimoszewiczu dokładnie w ten sposób znalazła się pod donosem tajnego współpracownika o burzliwym, wymierzonym we władzę zebraniu studentów i organizacji uczelni w 1976 r. Oficer chciał poznać listę uczestników i prosił o nią członka KU PZPR - Cimoszewicza. W końcu Cimoszewicz mu jej nie dał, z czego się tłumaczył. Oficerowi chyba zależało na czasie i postanowił wziąć ją od dziekana Wydziału, również wymienionego z nazwiska.
W artykule sprzed roku rozważałem, czy tego typu zachowanie Cimoszewicza wskazuje na traktowanie go jako kontakt służbowy. Posłużyłem się teczką personalną oficera, chcąc zrozumieć jego nie szablonowe dokumenty. Doszedłem do wniosku, że SB-ek nie mógł się przystosować do nowych procedur po przyjściu do pracy z Milicji. Jego akta nie pozostawiają wątpliwości – na UW pracował z tajnymi współpracownikami, kontaktami operacyjnymi i kontaktami służbowymi. Natomiast on konsekwentnie w dokumentach unika nazwy kontakt służbowy, za to podaje funkcje i nazwiska.
Posługiwałem się także literaturą przedmiotu – autorem podstawowej pracy o kontaktach służbowych jest etatowy lustrator z Biura Lustracyjnego IPN, a poprzednio z Biura Rzecznika Interesu Publicznego. Z Katalogu osób publicznych - dostępnym na stronie IPN -wynika, że Sąd nie rozpatrywał sprawy Włodzimierza Cimoszewicz jako kontaktu służbowego SB na Uniwersytecie Warszawskim w 1976 r., tylko sprawę jego werbunku przez Dep. I MSW w latach późniejszych. Niestety w Biurze Lustracyjnym IPN z wiedzy tego pracownika korzysta się w stopniu nikłym. Sprawa prawdziwości oświadczenia lustracyjnego senatora z Województwa Podlaskiego skończyła się postanowieniem Prokuratora z Oddziału IPN w Białymstoku z 2009 r.
Mogę się tylko domyślać przyczyn tego stanu rzeczy. Mimo znowelizowania ustawy lustracyjnej w 2006 r. z rozszerzeniem katalogu współpracy, które należy wymienić w oświadczeniu, Biuro Lustracyjne jest całkowicie nie przygotowane do podjęcia tematu współpracy nie rejestrowanej. Mimo komentarzy Cezarego Gmyza uważam, że zawdzięczamy to (my podatnicy) dyrektorowi Biura Jackowi Wygodzie. Pięć lat to naprawdę jest czas wystarczający na przystosowanie się do wymogów znowelizowanej ustawy. W chwili obecnej lustracja odbywa się jak w poprzedniej epoce – przed nowelizacją. Do sprawdzenia oświadczenia wystarczy, że autor oświadczenia nie został zarejestrowany i nie założono mu teczki. To błąd i nierzetelność urzędnicza, może należało się zastanowić przed nowelizacją ustawy. Innym powodem pozostawienia sprawy Cimoszewicza jest umiejętność prowadzenia poszukiwań archiwalnych. W powoływanym na tych łamach przypadku tajnego współpracownika, którego teczka zachowała (w postaci mikrofilmu), kwerenda archiwalna trwa już 10 (słownie dziesięć) miesięcy i jeszcze się nie skończyła. W takim razie rzetelne zajęcie się sprawą Cimoszewicza na UW potrwa w IPN dekadę. Szczerze wątpię, aby pracownicy Biura byli w stanie odnaleźć dokument z rzeczoną wzmianką o Cimoszewiczu – członku Komitetu Uczelnianego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej.
Na pocieszenie notuję drobny kroczek naprzód u senatora – rok temu dyrektor jego Biura Senatorskiego podawał swój telefon, w tym roku (wyborczym) dostałem od senatora pozdrowienia. W tym tempie sam senator opublikuje za 15 lat biografię z rzeczonym wątkiem uczelnianym.
Osoby zadowolone i niezadowolone z lektury proszę o klikanie na poniższe reklamy.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura