Jestem jednym z tych dinozaurów, które pamiętają pierwszą akcję WOŚP. Byłem wtedy studentem, a moi koledzy, również studenci, pracowali w tym czasie dla Owsiaka, pomagając mu organizować pierwsze koncerty (kto jeszcze pamięta agencję "ćwierć mrówki?"). Opowiadali mi, jak wyglądała organizacja tych imprez, jak zachowywał się sam Owsiak. Miałem więc wiedzę z pierwszej ręki. I, prawdę mówiąc, nie była to wiedza, która wzbudzała moje wielkie zaufanie zarówno do samej osoby organizatora, jak i do całej inicjatywy. Byłem jednak skłonny udzielić rodzącej się inicjatywie "kredytu zaufania" - nieraz u początków jest bałagan, dopiero potem rzecz się porządkuje.
Jednak w miarę upływu czasu, wraz z kolejnymi akcjami WOŚP, zacząłem dostrzegać jej działalność w szerszym kontekście: państwa, któremu jest wygodnie nie naprawiać szwankujących systemów, tylko pobierać od obywateli opłaty za korzystanie z tych systemów, a jednocześnie cichaczem wspierać akcje "oddolne", które mają załatać najgorsze dziury w tych systemach, dzięki którym uda się od obywateli pozyskać po raz drugi fundusze na to samo, na co już raz państwo zebrało pieniądze.
Po niemal dwudziestu latach muszę powiedzieć, że nasze państwo opanowało już ten model niemal do perfekcji: składki zdrowotne wzrastają z roku na rok, od kilku lat część tychże jest dodatkowym podatkiem (płacimy składkę 9%, ale tylko 7,75% podlega odliczeniu od podatku), osoba otrzymująca wynagrodzenie z tytułu umowy o pracę, a jednocześnie prowadząca własną działalność gospodarczą musi płacić składkę dwukrotnie (tak jakby mogła dwukrotnie korzystać z opieki medycznej!) itd. W tym roku doszedł kolejny element tego modelu: bałagan z refundacją leków. Jeśli ktoś sądzi, że jest to tylko bałagan i nieudacznictwo, to niech popatrzy na to w kontekście ubiegłych 20 lat. Myślę, że oczy powinny się otworzyć - nie, to nie bałagan, ale element stale obowiązującego modelu. System opieki zdrowotnej w Polsce, pomimo konstytucyjnego prawa obywateli do ochrony zdrowia, jest coraz bardziej rozpadającą się ruiną, w której na podstawowe badania czeka się miesiącami, szpitale leczą tylko te choroby, które się im "opłacają", a lekarze pracują na kilku etatach jednocześnie, nieraz mając po pięć dób dyżurów bez przerwy. Państwu opłaca się utrzymywać taki model, bo jest to worek bez dna, do którego można wrzucić dowolną ilość kasy, a zawsze będzie za mało. I przy okazji skorzysta na tym królik i znajomi królika.
Jak to się ma do WOŚP czy innych tego typu akcji, "wspierających" polski system ochrony zdrowia? Ano tak, posługując się analogią budowlaną, jakby na budynku popadającym w coraz większą ruinę co roku odnawiać fasadę albo wieszać w nim piękne obrazki na ścianach. Krótko mówiąc - co roku, wrzucając złotówki na WOŚP niejako fascynujemy się tym, jaka to piękna nowa farba pokrywa budynek, a w dodatku - jak pięknie to świadczy o obywatelach, którzy w czynie społecznym pomalowali zabytek. Tyle, że zabytek ten z roku na rok jest w coraz gorszym stanie, grozi zawaleniem...
Nie mam nic przeciwko ładnie pomalowanej fasadzie. Jednak w sytuacji, gdy w ten sposób maskujemy katastrofalny stan budynku, ja nie będę się dokładał do "czynu społecznego", a raczej będę wołał: zróbmy wreszcie coś z tą ruiną!
Jesteśmy jak świnki morskie, a świat to laboratorium, które testuje nas w każdym momencie
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka