Krzysztof Mądel Krzysztof Mądel
6117
BLOG

Cezary Gmyz o abpie Życińskim

Krzysztof Mądel Krzysztof Mądel Polityka Obserwuj notkę 87

Cezaremu Gmyzowi gratuluję tekstu w „Uważam Rze” o abpie Józefie Życińskim. Autor zebrał dostępne dane, przeciął wiele spekulacji, za co mu chwała, ale miejscami przedobrzył. Sprawa jest poszlakowa, po co zatem drukować w gazecie oryginalne papiery TW jakby były dowodem w sprawie, skoro to tylko poszlaki? Co to za nowy rodzaj dziennikarstwa? Kseropisanie?

Środowisko „Rzeczpospolitej” nie za bardzo ma tytuł, żeby lustrować Życińskiego. „Rz” pasjami drukowała jego felietony, więc teraz najpierw niech się z tego rozliczy, a dopiero potem bierze do lustrowania autora. Czy w tych felietonach był jakiś inny Życiński niż ten w teczce z nadrukiem „TW Filozof”? Jeśli „Rz” chce być wiarygodna, to najpierw sama nich powie, za co kochała jego drewniane teksty.

Życiński zawsze był taki sam. Pamiętam, jak się żalił w czasie wykładów na PAT, że go nachodzą jacyś panowie w prochowcach. Było to bodaj w 1988, może rok wcześniej, może rok później. Żalił się publicznie, w auli pełnej kleryków i świeckich studentów, co samo w sobie świadczy o tym, że był nachodzony i w jakimś stopniu szantażowany.  Jeśli coś na niego mieli, to może im powiedział za dużo, ale na to trzeba mieć jakieś dowody, a nie domysły. Wtedy, na wykładzie, wyglądał na lekko zdenerwowanego. Zwierzyna nigdy nie pcha się w sidła z własnej woli, jeśli to robi, przeczy własnej naturze, więc dowody na takie pokręcenie muszą być liczne i widoczne. Ja takich nie znam, a niechęć  do lustacji to o wiele za mało, bo to może być tylko niechęćdo ujawnienia treści szantażu.

Wszyscy esbecy, których Gmyz wymienia jako prowadzących TW Filozofa, to ciemniaki trzeciej kategorii. Dziekana krakowskiej PAT, papieskiej uczelni, która z racji pontyfikatu papieża Polaka miała szanse zostać w przyszłości nowym KUL, a która formalnie w PRL nie istniała i przeciw której PRL podjejmowała rozbudowane działania operacyjne, i której nazwa (Papieska Akademia Teologiczna) była poddana ścisłej cenzurze (cenzor zawsze ją skreślał), otóż dziekana Wydziału Filozoficznego takiej uczeni nie mógł prowadzić ciemniak z Częstochowy. Ten dziekan mógł kogoś takiego łatwo wykiwać, bo nie był w ciemię bity. Wykładał za granicą tam, gdzie mało komu z Polski się udało. Jeśli figurant kiwał służby, to służby stale to raportowały i to powinno zostawić swój ślad, lub przeciwnie, służby uznawały go za swego agenta, ale wówczas prowadziły go siłami stosownymi do rangi agenta. Póki co ani takich lamentów, ani takich przechwałek nie znaleziono, więc na obecnym etapie najsłuszniej jest przyjąć, że TW Filofozof nie był skory do współpracy.

Życiński całe życie jeździł po komunistach jak po łysej kobyle. Pewien mój wujaszek przestał z tego powodu chodzić na jego kazania w tarnowskiej katedrze, było to już po 1990, nie dlatego, że sam kochał komunę, ale dlatego że nie chciał aż tyle polityki w każdym kazaniu.

Podziemny krakowski periodyk, o którym Gmyz pisze, warto dokładnie sprawdzić, bo kto wie, czy nie było z nim tak, jak z Krzywym Kołem Michnika. Zakładali je ci, którym się wydawało, że je zakładali, czy może raczej ci, którzy chcieli mieć lepszy lep na muchy? Jeśli zaś idzie o anonimizację źródeł w pierwotnym tekście lub w pierwszej relacji ze źródła, to chyba nikt nie robił anonimizacji większej niż ta, jaką zapewniał sam pseudonim, bo źródło to źródło. Jaką wartość miałby później praca z takim zmąconym źródłem? A po drugie, do źródła miał dostęp tylko ten, kto je przejmował lub kontrolował, więc po co je na takim poziomie anonimizować i przed kim?

Trafną charakterystykę Życińskiego i Tischnera dał swego czasu nieodżałowany Mirosław Dzielski. Obu im zarzucał, że skaczą po dyscyplinach filozofii niczym motyle. To jest zarzut poważniejszy niż agentura i wszyscy to wtedy widzieli, no może za wyjątkiem „Tygodnika” i „Rzepy”. Życiński był kosmologiem, ale w tekstach publicystycznych a nawet w naukowych raptem dawał susa od hipotez kosmologicznych wprost w antropologicznye moralitetey, okraszone cytatami z Pisma świętego, od czego pseudo inteligencka Polska doznawała cztelniczej ekstazy. Był w tym pisaniu inny niż podczas rozmowy z typem w prochowcu? Nie sądzę. Niech się zatem wstydzą ci, którzy go wtedy mieli za boga i drukowali bez skreśleń, ale i ci, którzy dzisiaj uważają że (jak się to pisze?) jego ogromny dorobek naukowy, ceniony w świecie, był jedynie przykrywką do wypicia marnej herbatki z wrogiem.

Strona domowa

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (87)

Inne tematy w dziale Polityka