Poseł Roman Kotliński z Ruchu Palikota zataił swoją współpracę z SB, a teraz, po ujawnieniu tego faktu przez Cezarego Gmyza z „Rzeczpospolitej”, odgraża się, że „na swoim żywym przykładzie wykaże, jak patologiczną instytucją jest IPN”. Ruch Palikota opowiada się za likwidacją Instytutu.
Poseł Kotliński, podobnie jak partia, z której się wywodzi, wykazuje zatrważającą ignorancję prawną, więc już z tego powodu powinien zrzec się mandatu poselskiego. Ubiegając się o mandat, miał obowiązek zapoznać się z treścią ustaw definiujących status parlamentarzysty, a wówczas dowiedziałby się, że kłamstwo lustracyjne nie polega na braku zgodności jego oświadczenia ze stanem jego własnej świadomości, lecz ze stanem archiwów, bo tylko one mogą być przedmiotem dalszych kwalifikacji sądu. Kotliński powinien był zatem zapoznać się ze swoją teczką w IPN, a następnie złożyć prawidłowe oświadczenie lustracyjne. Jeśli tego nie zrobił i jeśli wciąż nie widzi swego błędu, krytykując prawo za coś, czym to prawo się nie zajmuje, to sąd z łatwością uzna go za kłamcę lustracyjnego, zakazując mu tym samym wykonywania funkcji publicznych na określony czas.
To, czy Kotliński jako student teologii miał wolę współpracy z SB, czy wręcz przeciwnie, nie miał takiej woli, nikogo dzisiaj nie obchodzi, ważne jest jedynie, żeby poseł Kotliński przedstawił swoją kartę z czasów PRL dokładnie tak, jak ona wygląda w dostępnych archiwach, bo właśnie to daje obywatelom nadzieję, że ów poseł będzie w stanie strzec wspólnego dobra bez oglądania się na własne wygody i korzyści.
Inne tematy w dziale Polityka