Obłok Obłok
234
BLOG

PiS - albo terra incognita jednomyślności

Obłok Obłok PiS Obserwuj temat Obserwuj notkę 8

Rozmyślam o znaczeniu słów najprostszych, które w kontekście politycznego bełkotu nabierają znaczeń dziwnych, zaskakujących, czasem zupełnie opacznych.

Ot, weźmy prostą jednomyślność. Zdawałoby by się, że oznacza sytuację w której jakiegoś grono, podejmując zbiorowo decyzję, wypracowało i przyjęło wspólny stosunek do rozpatrywanego problemu, zaakceptowany przez każdego uczestnika grona jako najwłaściwszy, stanowiący najkorzystniejszą wypadkową początkowych propozycji.

Być może uczestnicy tego grona przed obradami mieli różne myśli (zapatrywania) wobec problemu, ale w dyskusji wypracowali jedno ujęcie, może dla każdego z nich trochę nowe i szersze (co dwie, trzy, cztery głowy to nie jedna) – ale przekonujące całe gremium i każdego z osobna.

Tak wypracowane jednomyślne stanowisko jest zawsze wartością nową i nie przewidzianą co do szczegółów przez kogokolwiek – stanowi najwyższej próby dorobek wspólnej pracy określonej grupy ludzi, którym powierzono opracowanie jakiegoś rozwiązania.

Niezwykle silną wagę ma zakończenie tego procesu, gdy w trakcie publicznego wystąpienia widzimy całe grono decydentów i ktoś z tego grona komunikuje - jesteśmy całkowicie jednomyślni co do słuszności naszych postanowień w każdym ich szczególe.

I pięknie jest, nieskromnie bardzo jest” – jak śpiewał Lech Janerka w zespole Klaus Mitffoch.

Czasem „mija, tak jak wszystko, ta euforia kilkudniowa”, bo w przypadku, gdy na to grono składają się delegaci czy reprezentanci jakiś zbiorowości, mamy problem ze zgodnością jednomyślnego postanowienia z zakresem delegacji, umocowań czy pełnomocnictw poszczególnych osób.

Bywa, ze delegujący skaczą do oczu swemu wysłannikowi o niecny kompromis i zdradę ideałów w imię nikomu niepotrzebnej jednomyślności. Takie postępowanie należy ujmować w kategoriach woluntaryzmu – bo zakłada, że wola delegującego ugrupowania, cząstkowa w stosunku do argumentów uwzględnianych w trakcie wypracowywania wspólnego stanowiska, jest ważniejsza od wypracowanego rozwiązania.

To dno piekła polityki – liczy się tylko nasze i to od a do zet, choćby jakaś cząstka okazała się głupia i przeciwna światu - bo przecież jest nasze. NASZE. Na nic tłumaczenia ile z tego „naszego” jest zawarte we wspólnym postanowieniu – miażdżącym argumentem będzie zawsze „pominąłeś najważniejsze”, choćby chodziło o dekoracyjne duperele. Nieszczęsny reprezentant zawsze znajdzie oponentów zawistnych o splendor płynący z osiągniętego porozumienia. Co gorsza, ci oponenci, wcale nie chcący zrozumieć drogi kształtowania wspólnego stanowiska, będą święcie przekonani, że mają rację. Po co im jakiś tam „intelektualizm” - stanowiący przeciwieństwo woluntaryzmu. Myślenie boli. Trzeba wejść na wyższe piętro bezwzględności politycznej – rygoryzm.

Imperatyw porozumienia między ludźmi, stanowiący podstawę mechanizmu postępu cywilizacyjnego i społecznego, w obliczu takich zagrożeń dla procesu poszukiwania jednomyślności jako ideału demokracji, doprowadził do ukształtowania zasady woli większości – jako środka zastępczego dla jednomyślności. W I Rzeczpospolitej Sejm uchwalał prawa w rygorze jednomyślności, a w krańcowych przypadkach najwyższej konieczności zastępowały go konfederacje – uchwalające prawa większością głosów.

To naprawdę działało skutecznie przez parę stuleci – a co ciekawsze – to sejmowe „ucieranie ustaw”, tak aby wyraziły jedną, wspólną myśl sejmujących nie uchodziło wcale za kompromis. To była nowa wartość - zdobycz rozumu statystów (jak nazywano wówczas czołowych posłów). Kompromisem było powołanie konfederacji i wyrażona tym zgoda zgoda na większościowe rozstrzygnięcie.

Nie piszę tego wszystkiego w kontekście naszego dzisiejszego sejmowania, bo opiera się ono na formule poszukiwania większości głosów, a więc na regule konfederacji.

Piszę to wszystko w kontekście problemów z jednością i jednomyślnością w dzisiejszym tzw. obozie władzy. Samo pojęcie „obozu władzy” jest nieostre, bo obejmuje personalnie nie tylko obsadę organów państwa wyłonioną przez wybory bezpośrednie (wybrańców jakiejś grupy suwerennego narodu) – czyli prezydenta, posłów i senatorów.

Kształt (struktura) obozu władzy wynika także z wyborów pośrednich – a więc wyłonienia rządu, na co wpływ ma także sojusz kilku partii politycznych i ich struktury zarządcze, wyłonione w wyborach czy w decyzjach wewnętrznych owych partii politycznych. Nie jest przy tym do końca jasne umocowanie Prezydenta w obozie władzy – czy jest tam bezpośrednim przedstawicielem suwerena, czy też przedstawicielem partii przedstawionym suwerenowi do akceptacji i na podstawie tej wyborczej rekomendacji jest związany w wykonywaniu swojej funkcji decyzjami partyjnymi. Nie są też do końca jasne źródła decyzji osób sprawujących mandaty poselskie w klubie parlamentarnym Prawo i Sprawiedliwość (są tam zgrupowane 3 partie i każda ma swego prezesa), podobnie jak nic w zasadzie nie wiadomo w jakim gremium są wypracowywane jednomyślne decyzje obozu władzy – jeżeli w ogóle mamy do czynienia z takim procesem.

Krążą pogłoski, że takie gremium tworzy jedna osoba – Jarosław Kaczyński – w co nie wierzę, bo gołym okiem widać, że J. Kaczyński nie obejmuje całokształtu problemów bieżącego zarządzania Państwem we wszystkich związanych z tym aspektach (a także ma problemy z wyznaczaniem wielu ważnych strategii państwa). Krążą też plotki, że działania polskich władz konstytucyjnych reguluje zza pleców Kaczyńskiego grupa dworzan partyjnych pod wodzą mianowanego na delfina Joachima Brudzińskiego – sądzę, że gubią się w tym wszystkim nawet sami zainteresowani, wchodzący w skład szeroko pojętego obozu władzy.

Myślę, że żadne kompetentne gremium w obozie władzy nie wypracowuje jednomyślnych wskazań czy wytycznych dla tak złożonego organizmu zarządczego państwa polskiego. Jest pewien program polityczny, szumnie nazwany programem reform, ale sam mszał nie nie odprawi liturgii, nie udzieli spowiedzi ani komunii, nie wygłosi też homilii. Myślę, że sam „papież” PiS-u nie bardzo wie, co który z jego kardynałów, biskupów czy proboszczów z tym „mszałem” wyprawia.

Wydaje się, że prezydent Duda, ufny w siłę swojego mandatu z bezpośredniego wyboru, wkroczył w ten woluntaryzm poszczególnych pisowskich sobiepanów choćby po to, że jakoś ucywilizować niektóre ich barbarzyńskie posunięcia.

Takim krokiem było zawetowanie absurdalnych ustaw Ziobry. I co? Czy powstał zespół ministerialno-prezydencki, by wraz z przedstawicielami parlamentu wypracować jakiś projekt spełniający warunki jednomyślności? Guzik! Ziobro się obraził, Kaczyński wzruszył ramionami i powiedział, że jak się Dudzie nie podoba, to niech Duda robi co chce byle zważał na mszał (tfu, program reform), a potem się zobaczy i ewentualnie przewróci wszystko do góry nogami pod czyjeś inne widzimisię.

Śmiech na sali. Żenada.

Rzeczpospolita PiS-ia stacza się w resortowe i partyjne woluntaryzmy niczym przedrozbiorowa Polska w waśnie o wpływy stronnictw magnackich. Macierewicz wszedł w spór ze Zwierzchnikiem Sił Zbrojnych (wiadomo przecież, że nie chodzi o nominacje generalskie, bo to tylko powierzchowny efekt). I co? Pan minister butnie oświadczył, że jeśli Prezydent się nie ugnie, to on nie przeprowadzi koniecznej reformy. Chciałoby się powiedzieć – to co, wypracowanie jakiś jednomyślnych rozwiązań jest poza możliwościami tego obozu władzy? Antek, Antek uber alles?

W czyim zatem interesie, qmać, rządzicie? Swoich własnych fantasmagorii i własnych rozdętych ego? Każdy własną rzepką? Nie jestem zwolennikiem tego obozu władzy, ale krew mnie zalewa, bo to jest mój kraj i jego rozwój cywilizacyjny (w tym polityczny), albo dołowanie do europejskiego zadupia, rozszarpywanego przez resortowych sobiepanów.

Nie interesuje mnie, czy PiS będzie jednością czy pluralistycznym zlepkiem interesów jego działaczy. To sprawa tego obozu władzy. Ale jeżeli ten obóz nie potrafi wypracować zespołowych metod kształtowania spójnego i efektywnego porządku Rzeczypospolitej, to niech się goni do dzikiej puszczy - na świerki, które Szyszko właśnie rżnie sobie a tartakom.


Obłok
O mnie Obłok

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka