I jest już w polskich kinach - nagradzany - film pt. "1917", w reżyserii Sama Mendesa /scen. reżysera oraz Krysty Wilson-Caims/.
Akcja filmu rozgrywa się w kwietniu 1917 r., natomiast terenem działań wojennych... jest tu Francja. A wszystko na linii frontu, gdzie Niemcy próbują nabrać Brytyjczyków na to, że się wycofują.
Aby powstrzymać nadgorliwców, z jednego z batalionów, którzy chcą gonić... Niemców, generał Erinmore /gra go Colin Firth/, wysyła dwóch żołnierzy, starszego szeregowego Schofielda /George MacKay/ oraz starszego szeregowego Blake'a /Dean-Charles Chapman/, z rozkazem, aby powstrzymać takie działanie, bo w innym wypadku na pewną śmierć pójdzie 1600 żołnierzy...
I ci dwaj żołnierze przedzierają się przez opuszczone niemieckie okopy, przez zastawioną tam zasadzkę... Doświadczają też następstw samolotowej walki powietrznej. A droga usłana jest masą ludzkich i zwierzęcych trupów, przy których szczury mają swoje używanie.
A do finału wciąż daleko...
Fantastyczne zdjęcia w tym filmie, w adekwatnej szarej tonacji, to dzieło Rogera Deakinsa. Natomiast muzyka, nakręcająca napięcie, to praca Thomasa Newmana.
"1917", to film wojenny, ale pokazuje też relacje międzyludzkie, w tym między zwykłymi żołnierzami, a także z dowódcami. Film też trzyma w napięciu, a chwilami wzrusza, bo nawet największy bohater jest zwykłym człowiekiem, ze swoimi pragnieniami i tęsknotami, a także słabościami.
To dobre kino, bez nadmiernej eskalacji efektów specjalnych.