"Zew krwi", to film wyreżyserowany przez Chrisa Sandersa, do scenariusza Michaela Greena, opartego na powieści Jacka Londona.
A wszystko zaczyna w latach 90-tych XIX w., na południu USA, gdzie psie życie, przy boku rodziny swego pana, sędziego Millera / gra go Bradley Whitford/ wiedzie przyjacielski, acz chwilami rozrabiający, Buck. A po jednej z rozrób zostaje pozostawiony na progu domu i wtedy porywają go handlarze psami, które następnie wysyłane są na Alaskę, aby pomagały przy poszukiwaniu złota, bo to czas takiej gorączki.
Buck przeżywa trudny okres, a gdy już trafia w miejsce przeznaczenia, najpierw spotyka Johna Thorntona /Harrison Ford/, któremu nawet "zagrał" na organkach, a potem trafia do dostarczyciela poczty /Omar Shy/, który obsługuje linię... przy pomocy psiego zaprzęgu. Buck ma być jednym z ciągnących, ale musi się tego dopiero nauczyć, co chwilami bywa i śmieszne i groźne.
Buck się sprawdza i pokonuje szpica z czołówki, co jest przyjęte przez resztę psiaków z radością.
Ale znów zawirowanie, bo linia pocztowa zostaje zamknięta, a psiaki ponownie są w niebezpieczeństwie...
Buckowi się udaje, bo trafia znów na Johna, który go zabiera w podróż do miejsc jeszcze niezdobytych. Tam też Buck odnajduje swoją naturę i swój właściwy dom, pośród wilków, ale swemu ostatniemu panu jest do końca wierny.
W tym filmie są zjawiskowe zdjęcia, szczególnie te krajobrazowe, których autorem jest Janusz Kamiński. A muzyka, autorstwa Johna Powella, świetnie obrazy uzupełnia.
Film "Zew krwi" jest: interesujący, chwilami zabawny, wciągający w bieg wydarzeń, ale i wzruszający. Buck kradnie serce od początku do końca, bo to żywiołowy, wierny, dzielny i kochany pies.
Taki to film, że ludzie w kinie płakali, ja też...
Inne tematy w dziale Kultura