Europa zaangażowała się w konflikt libijski, który wciąż nie ma końca.
Ma jeszcze - i będzie miała - dodatkowy problem, z tysiącami uciekinierów z Afryki Północnej. Szczególnie dotyka on Włochy i - w mniejszym stopniu - Maltę.
To głównie na włoskiej wysepce Lampedusie koczują - w trudnych warunkach bytowych - uciekinierzy z Tunezji i innych krajów ogarniętych rewolucjami. Sytuacja jest trudna do wytrzymania dla mieszkańców wyspy, którzy boją się nowych przybyszów, ponieważ zaczęły zdarzać się już napady i grabieże, których sprawcami są uchodźcy.
Jeden z ministrów włoskiego rządu zirytowany pytaniem - jaki widzi sposób na rozwiązanie problemu uchodźców - oświadczył: Niech spierd..... . Co nie przyniosło mu chwały i sam premier Berlusconi musiał wkroczyć do akcji. Udał się na Lampedusę, gdzie przyrzekł jej mieszkańcom, iż w ciągu kilku dni uchodźcy zostaną rozlokowani w specjalnych ośrodkach w całych Włoszech i w koszarach na Sycylii. Berlusconi - jak to on - próbował też czarować, twierdząc, że zakupił willę na wyspie. Chyba, żeby pokazać, że to nie jest złe miejsce na odpoczynek, nawet w jego stylu. Obiecał też, powstanie kasyna i pola golfowego, dla przyciągnięcia turystów. Oraz zapowiedział zgłoszenie kandydatury wyspy do Pokojowej Nagrody Nobla.
Europa będzie musiała uszczelnić swoje granice. A do "wolnego świata" przyjmowani - zapewne - będą głównie ci, którym za działalność polityczną w swoich krajach grozi więzienie lub śmierć.
Solidaryzm solidaryzmem, ale wszystkich chętnych nie da się rozlokować w Europie.
Póki co, słaby jest solidaryzm innych krajów europejskich z Włochami. Nie ma chęci przejęcia, choćby małej części uciekinierów. Włosi sami muszą borykać się z problemem uchodźców.
Rozdygotanie i brak współpracy w temacie rozwiązania problemu uchodźców, to nie jest dobry prognostyk dla Europy.
Inne tematy w dziale Polityka