Trybunał Konstytucyjny uznał, że niektóre punkty Kodeksu Wyborczego /ustawy regulującej prawo wyborcze w Polsce/ - uchwalonego w styczniu bieżącego roku - są niezgodne z Konstytucją RP.
W związku z tym, nie będzie dwudniowych wyborów do Parlamentu, lecz jednodniowe. I słusznie. Jeśli ktoś chce zagłosować, to nie będzie potrzebował dodatkowej zachęty, w postaci wydłużenia czasu do głosowania. Dwa dni wyczekiwania na potencjalnych wyborców nie są też potrzebne członkom komisji, że o zwiększonych kosztach już nie wspomnę.
Nie będzie, również zakazu wykorzystywania w kampanii wyborczej billboardów i płatnych spotów, bo to uderzałoby w wolność słowa. Niech tam, jeśli partie i kandydatów stać, to niech inwestują w swoje wizerunkowe kampanie. Po ich jakości też można się wiele dowiedzieć o ugrupowaniach i poszczególnych kandydatach.
Zakwestionowane punkty zmian były kontrowersyjne i budziły wątpliwości nawet u tych, którzy je zgłaszali.
I teraz nasuwają się pewne pytania i podejrzenia. Czy to była zwykła podpucha? Żeby pokazać, że dąży się do zmian, choć było wiadomo, że TK tego nie przepuści. Czy też, było to oparte na filozofii Ferdynanda Kiepskiego: "O mam plana", a potem to od "ściany do ściany", może coś się z tego urodzi.
Na pewno dała się podpuścić opozycja, bo nerwowo szukała obejścia prawa i przedwcześnie zaczęła pakować kasę w reklamowanie swoich przedstawicieli, żeby zdążyć przed ewentualnym zakazem kampanijnym. Stąd nasze miasta pełne są wielkich podobizn, np. prezesa Kaczyńskiego. A teraz może się okazać, że dla niecierpliwych koszt będzie podwójny.
Dobrze na całej awanturce wyszedł prezydent Komorowski, który opowiedział się już wcześniej za wyborami jednodniowymi. Miał czuja, albo przewidujących doradców.
Inne tematy w dziale Polityka