Prezes Kaczyński bawił w Legnicy, gdzie zapowiedział wielki marsz, który ma się odbyć 13 grudnia, w Warszawie /biedna ta Warszawa/. Chyba pozazdrościł popularności medialnej rycerzowi Zawiszy, po ostatnim marszu tzw. narodowców.
Rzeczony marsz ma być sprzeciwem wobec "szkodliwej polityki rządu" /podobno najgorszego od 23 lat, który ulega silnym grupom nacisku/ oraz stanąć w obronie wolnych mediów, enigmatycznych wartości... i demokracji, która ma być w Polsce zagrożona i grozi nam system znany z Ukrainy.
Dzień 13 grudnia wiąże się w świadomości wielu Polaków z ogłoszeniem - przez komunistów - stanu wojennego, jak i z wyciąganiem wtedy - w nocy i nad ranem - ludzi z domów oraz z niepokojem odczuwanym przez ich rodziny. A tak się składa, że prezes Kaczyński nie miał takich przeżyć, a o stanie wojennym dowiedział się ok. południa, w kościele.
Czyżby chciał zawłaszczyć kolejną datę z naszej historii? Tyle, że uzurpacja w tym wypadku, to byłaby zwykła nieprzyzwoitość.
Kolejny kabaret na ulicach Warszawy, z tą "rolą główną" i w tym dniu, to naprawdę dziwaczny pomysł.
Inne tematy w dziale Polityka