Gdzie się nie spojrzy, to są organizowane biegi maratońskie. I bardzo ładnie, tylko dobrze byłoby, aby ich uczestnicy mieli certyfikaty na zdrowotność, bo w innym wypadku mogą sobie i organizatorom narobić kłopotów. Pamiętam jeden taki bieg, kiedy człowiek zasłabł na trasie..., a następnie "zszedł".
Sama szczególnie nie przepadam za bieganiem, jakoś mnie ono nudzi i męczy. No chyba, że muszę uciekać przed natrętami, jak to miało dziś miejsce, gdy wyszłam na spacer z moim psem, a za nami jechał kolarz-amator, który co prawda chwiał się na rowerze, bo prawdopodobnie był w stanie wskazującym, jednak nie przeszkadzało mu to w pokrzykiwaniu: "Poznajmy się". ITP. Niestety nie przejawiłam zainteresowania, ale za to nabraliśmy - z pieskiem - takiego przyspieszenia, że rowerzystę zgubiliśmy.
Potem już było lepiej, a nawet zabawnie, bo widok jednego z moich sąsiadów w stroju organizacyjnym biegacza /był, jakby w rajtuzach/ dostarczył mi dużą dawkę wesołości. Choć - oczywiście - wraz z Polem zachowywaliśmy kamienne oblicza.
Ech, ci sportowcy!
Inne tematy w dziale Rozmaitości