Film pt. "Ach śpij kochanie" w reżyserii Krzysztofa Langa, do scenariusza Andrzeja Gołdy, był oczekiwany, bo też zwiastun był zachęcający, jak i dobór ekipy aktorskiej wiele obiecywał. I się pozytywnie sprawdziło.
Akcja filmu zaczyna się w Krakowie - i jego okolicach - w 1955 r. Młody milicjant, Karski /gra go Tomasz Schuchardt - przypomina amantów z przedwojennego polskiego kina/, wypromowany przez majora bezpieki, Olszowego /Bogusław Linda/, otrzymuje do rozwikłania sprawę serii morderstw... strzałem z pistoletu w tył głowy. Karski blisko współpracuje milicjantem Pajkiem /Arkadiusz Jakubik/, a przygląda się im prokurator Waśko /Andrzej Grabowski/.
Podejrzanym /a nawet znanym mordercą/ jest - kryty... - Władysław Mazurkiewicz, zwany Pięknym Władkiem /Andrzej Chyra - świetny jako nasz Hannibal Lecter/. Ma on zjawiskowo piękną - byłą - żonę, Helenę /Katarzyna Warnke/ oraz /początkowo/ przyjaciółkę-sąsiadkę, Jadwigę Suchowy /Izabela Kuna/.
W filmie przewija się m.in. też urocza kelnerka, Anna /Karolina Gruszka/, do której słabość czuje milicjant Karski, i nie on jeden...
I jak to w kryminale bywa są zawirowania, zwroty akcji, a mordercy - w zbrodniczych zapędach - wcale nie ustepują inni - niektórzy - bohaterowie filmu.
Muzykę do filmu skomponował Michał Lorenc i współgra ona z fabułą. Natomiast epokę oddał ciekawie zdjęciami Adam Sikora.
Film "Ach śpij kochanie", to nie tylko kryminał, ale też fragment obrazu z działania komunizmu w Polsce, gdy swoim wolno było więcej i nawet sklepy mieli tylko dla siebie. A, gdy jedna z bohaterek mówi, że spodziewana jest amnestia, bo Bierut umarł i będzie... dobra zmiana, to przychodzi do głowy myśl o naiwności ludzkiej.
Ciekawy film, który wciąga..., więc warto go obejrzeć.