Film w reż. Bryana Singera pt. "Bohemian Rhapsody", to fabularny kawałek biografii zespołu Queen.
Rzecz ma swój początek, gdy akademicki zespół rockowy traci wokalistę. Za kulisy przychodzi wtedy chłopak, którego niektórzy nazywają "Pakistaniec", a urodził się na Zanzibarze, aby przez Indie - wraz z rodziną - dotrzeć w końcu do Londynu. "Pakistaniec", to później Freddie Mercury /gra go Rami Malek - mam wrażenie, że ma trochę przerysowane zęby.../.
Chłopak proponuje członkom zespołu swoją pomoc wokalną, ale ci - jeden studiował stomatologię, a Bryan May był astrofizykiem /tego ostatniego gra Gwilym Lee/, gdy widzą jego uzębienie /dodatkowe zęby... siekacze/ mają wątpliwości, czy będzie potrafił śpiewać. A tu zaskoczenie...
"Freddie" poznaje też dziewczynę, Mary /Lucy Boynton/, z którą zamierza ożenić się, ale kariera i zaloty kręcącego się przy artyście, Paula /Alen Leech/ niweczą te plany. Paul będzie miał na "Freddiego" niszczący wpływ, bo to i chęć zawłaszczenia, ale wykorzystywanie, dostarczanie narkotyków itd.
Po kłótni i oddaleniu od zespołu... "Freddie" jednak wraca na jego łono, gdy w 1985 r. ma się odbywać na Wembley koncert pomocowy - z gwiazdami światowej muzyki - na rzecz Afryki. To będzie też duży sukces zespołu Queen. I gdyby nie choroba...
W tym filmie są świetne zdjęcia Newtona Thomasa Sigela - szczególnie te stadionowe robią wrażenie. A muzyka, gdzieś w tle, to praca Johna Ottmana, choć głównie królują tu - ponadczasowe - przeboje zespołu Queen.
Film "Bohemian Rhapsody" jest pełen energii - optymistycznego i przebojowego, mimo wszystko - Freddiego. Ale też dostarcza emocji artystycznych, bo piosenki zespołu Queen są wciąż żywe i przyjemnie się ich słucha. Natomiast wzrusznie niesie skomplikowane szukanie siebie... przez Freddiego. A, gdy po latach pojednywał się z ojcem, łzy się lały... pośród widzów.
Bardzo dobry film, na którym trudno się nudzić.
Komentarze