Lars von Trier wyreżyserował - do własnego scenariusza - swój kolejny film pt. "Dom, który zbudował Jack". Film budził i budzi mieszane uczucia, a niektórzy - ponoć - wychodzili w trakce jego trwania z kin.
Głównym bohaterem filmu jest Jack /chyba w życiowej roli Matt Dillon/, narcystyczny, psychopatyczny morderca.
Jack już w dzieciństwie miał chore skłonności, co objawiło się np. obcięciem nóżki małej kaczuszce. Ale... kręciły go sianokosy w wykonaniu dorosłych mężczyzn. A, gdy dorósł zaczął mordować...
Jack był niebezpieczny, a byli tacy, którzy mieli nieszczęście stanąć na jego drodze, choćby kobieta, której popsuł się samochód /w tej roli Uma Thurman/. Choć jej może udałoby się..., gdyby - nachalnie - nie prosiła Jacka o pomoc oraz gdyby nie wrzucała tekstów o wielokrotnych mordercach, do samochodów których lepiej nie wsiadać.
Warto też podkreślić tu rolę Verge'a /Bruno Ganz/, który był dyskutantem Jacka i - jakby - narratorem jego poczynań.
W filmie "Dom, który zbudował Jack" są bardzo ciekawe zdjęcia: od pięknych widokowo, po brutalne, gdy krew się leje. Ich autorem jest Manuel Albert Claro. Warto też wspomnieć o zdjęciach dokumentalnych, np. z psychopatami dyktatorami. Natomiast muzyka jest w tym filmie autorstwa Victora Reyesa, jednak klimat robią tu - powtarzane - wstawki z wybitnym pianistą Glennem Gouldem oraz z utworem Davida Bowie pt. "Fame".
Film "Dom, który zbudował Jack" jest dosyć nużący, lecz mimo tematu, bo przecież chodzi tu o wielokrotne morderstwa, jakoś nie przeraża, ponieważ widzi się osobnika, który myśli, że jest artystą, a swoje mordercze dzieło traktuje jako sztukę. Zresztą odnosi je - robiąc zdjęcia zabitym - do Bacona czy Delacroix. I wszystko się tu miesza, ale koniec jednak nie zaskakuje..., jest typowy w rozumieniu piekła i nieba.
Komentarze