Film pt. "Przemytnik", to kolejna propozycja reżyserska Clinta Eastwooda. Autorem scenariusza jest Nick Schenk.
Główną postacią jest tu plantator kwiatów, Earl Stone /świetny również aktorsko Clint Eastwood/, który po sukcesach i nagradzaniu go... doświadcza plajty i traci wszystko. Earl jest też skonfliktowany z rodziną, ponieważ praca pochłaniała go bez reszty, a dla bliskich nie miał czasu. Najbardziej pamiętliwa jest tu jego b. żona, Mary /świetna Dianne Wiest, tak przy nadąsaniu, jak i na łożu śmierci/.
Podczas jednej ze sprzeczek rodzinnych Earl otrzymuje - nagle - od pewnego znajomego Meksykanina namiary na przewóz "towarów" dla grupy..., ponieważ pochwalił się, iż nie miał nigdy mandatu za jazdę samochodem. I przewozi..., aż podczas jednego z kursów zagląda do torby w bagażniku, a tam znajduje narkotyki...
Okazuje się, że Earl pracuje dla kartelu narkotykowego, którym kieruje Laton /Andy Garcia jak wino.../ i dopóki on dowodzi, jakoś można to wytrzymać, a potem to już kicha...
Natomiast po drugiej stronie są agenci DEA, pośród których najlepszym jest Colin Bates /Bradley Cooper/ i którzy depczą po piętach przemytnikom...
W filmie "Przemytnik" są świetne zdjęcia, czasami urocze, bo kwieciste, autorstwa Yvesa Belangera. Natomiast muzyka, to dzieło Arturo Sandovala, której towarzyszy cały zestaw starych - przyjemnych - piosenek, podśpiewywanych w czasie podróży samochodowych przez Earla-Clinta.
Ten film jest świetnie skomponowany i ma swoje tempo, od uśmiechu po wzruszenie. I idzie się w fabułę z głównym bohaterem, choć czasami ma się obawę, iż on się rozsypie, tak fizycznie, jak i psychicznie. No i muszę przyznać, że aktor Eastwood jest tu równie dobry, jak Eastwood reżyser. Przyjemna konstatacja.