Luc Besson wyreżyserował - do własnego scenariusza - nowy film pt. "Anna".
Akcja filmu zaczyna się w roku 1985, w Moskwie, kiedy to siatka amerykańskich szpiegów wpada i są likwidowani...
Potem przeskok o 5 lat w górę /zresztą tych zwrotów w czasie będzie kilka/ i spotykamy Annę /Sasha Luss - subtelna uroda i dobra gra/, zwerbowaną przez łowcę modelek na targowisku, gdzie "sprzedawała" matrioszki, do Paryża. A tam pośród pokazów i spotkań wychodzi szydło...
Ważny jest też trzyletni powrót w czasie, kiedy to poznajemy Annę, jako biedną, wykorzystywaną w każdy sposób przez niejakiego Pietię /Alexander Petrov/, złodzieja, bandytę... W desperacji szuka ona wtedy swego miejsca w... KGB, gdzie z kandydatkami na agentki pracuje Olga /Helen Mirren/, a werbownikiem jest Alex /Luke Evans/.
Potem Paryż, Nowy Jork, Mediolan... i kontakt z agentem amerykańskim, Lennym /Cillian Murphy/.
Wszystko się plącze i gmatwa, a Anna musi walczyć o... przeżycie, mając na karku dwa potężne wywiady.
W filmie muzyką zajął się Eric Serra - jest relaksacja i podnieta. A zdjęcia, to praca Thierry'ego Arbogasta - są w ciekawej stylizacji, z tamtej epoki.
Film "Anna" przypomina ten o Nikicie, ale jest chyba bardziej dynamiczny i ma więcej wątków. No i ta agentka ma subtelniejszą urodę i całkiem dobrze gra, szczególnie mimiką. A ogólnie: intryga zawarta filmie jest po kłębku do nitki - przez widza - odkrywana, a napięcie rośnie...