Film "Spider-Man: Daleko od domu", to obraz wyreżyserowany przez Jona Wattsa /scen. Chrisa McKenny i Erika Sommersa/. Ot "niekończąca się historia".
I tak, najpierw Meksyk..., potem wspominki wcześniejszych bohaterów, dla których śpiewa Whitney... Są też: Wenecja, Londyn, Praga...
A tym dobrym bohaterem jest tu Spider-Man, jeszcze uczący się chłopiec, Peter Parker /grany przez Toma Hollanda/. Zły, to Misterio /Jake Gyllenhaal/, żądny władzy "prezes", karmiący publiczność złudzeniami, urojeniami itd.
Warto też wspomnieć o Nicku Fury'm /Samuel L. Jackson - wciąż bardzo aktywny/, o Happy Hoganie /Jon Favreau/ oraz o ciotce Spider-Mana, Mary Parker /Marisa Tomei - operacje plastyczne coś jej dodały do twarzy, trudno.../.
Skaczą, fruwają, gierki prowadzą itd. i nawet przez chwilę - muzycznie - towarzyszą im Zeppelini...
Film "Spider-Man: Daleko od domu", to nic odkrywczego, ale da się to oglądać, a chwilami ma się ochotę... uśmiechnąć. Natomiast w - chyba - najpoważniejszej scenie wygłaszana jest prawda, że ludzie często dają sobą manipulować oraz wierzą w złudzenia, gdy tylko znajdzie się dosyć sprawny krętacz.