Oczekiwany film "Joker" miał dziś swoją polską premierę kinową. Wyreżyserował go Todd Phillips, do własnego oraz Scotta Silvera scenariusza.
I na pierwszym planie mamy Arthura Flecka /Jaquin Phoenix - gigant aktorski/, który marzy o zostaniu komikiem, ale początkowo pracuje jako - reklamujący - klaun uliczny.
Arthur ma kłopoty psychiczne i zaliczył nawet szpital.... Obecnie jednak mieszka z matką, Perry Fleck /Frances Conroy/, która - już niedołężna - skrywa tajemnicę, mającą wielki wpływ na zdrowie psychiczne... syna.
Arthur zostaje pobity podczas swej ulicznej pracy, a wtedy jego kolega, razem z nim zatrudniony w firmie, daje mu pistolet... I, gdy następuje bijatyka w metrze... Arthur używa go, wobec trzech "złotych chłopców" biznesu. Wtedy to - występujący jeszcze w charakteryzacji - Arthur, dla wielu mniej zamożnych mieszkańcow miasta staje się... idolem i w obliczu strajku śmieciarzy rodzą się zamieszki.
Arthur występuje też czasami w klubie estradowym, gdzie usiłuje być komikiem. Jego trochę żałosne występy trafiają do Murray'a Franklina /Robert De Niro/, mającego w tv swój satyryczny program. Murray zaprasza tam Arthura, aby sobie z niego poszydzić i ... robi się grubo...
A na ulicach miasta... apokalipsa, natomiast Arthur przez moment staje się bohaterem...
Autorem - soczystych - zdjęć w tym filmie jest Laurence Sher, natomiast muzyka, to dodatkowa dawka adrenaliny autorstwa Hildur Gudnadottir, a dochodzą też znane wcześniej piosenki.
Film "Joker" wbija w fotel. Główny bohater ma same dołujące myśli, a - chorobliwy - niekontrolowany śmiech utrudnia mu życie, jednak jego działania są wypadkową tego, co działo się z nim od dzieciństwa, jak i agresji, która go otacza, więc czasami na nią - ze zdwojoną siłą - odpowiada. I trudno do niego czuć odrazę, nawet, gdy morduje, bo taki jego los...
Świetny, spójny film i z gigantyczną rolą Jaquina Phoenixa.