Film "Boże Ciało" Jana Komasy, do scenariusza Mateusza Pacewicza /opartego na faktach/ już został polskim kandydatem do Oscara.
To historia 20-letniego Daniela /Bartosz Bielenia/, który po wyjściu z poprawczaka ma trafić do pracy w wielkiej stolarni na drugim krańcu kraju. Ale nie trafia, lecz reklamuje się napotkanej dziewczynie, Elizie /Eliza Rycembel/, że jest księdzem i wtedy zostaje wprowadzony do miejscowej parafii i miejscowego proboszcza /Zbigniew Wardejn/. Proboszczowi towarzyszy często kościelna, zresztą matka Elizy /Aleksandra Konieczna/.
Daniel wiele widział w domu poprawczym i w wielu paskudnych rzeczach brał udział, jednak w pewien sposób zaprzyjaźnił się tam z księdzem Tomaszem /Łukasz Simlat/ i nawet wypytywał go, czy mógłby zostać księdzem, ale z wyrokiem nie miał szans.
A na głębokiej prowincji miejscowy proboszcz powierzył Danielowi parafię, bo sam ze względów zdrowotnych musiał wyjechać.
Daniel mocno wszedł w rolę księdza i potrafił nawet wprowadzić pośród mieszkańców pewien pokój... po tragicznym wypadku, w którym zginęło siedem osób. Ale w pewnym momencie skończyło się... i posypało... w kierunku domu poprawczego.
W tym filmie są świetne zdjęcia Piotra Sobocińskiego Jr., a muzykę, jakby "metaliczną", stworzyli Evgueni i Sacha Galperine.
Film "Boże Ciało" ma mnóstwo postojów, które normalnie nudzą. Fabuła wlecze się i tylko chwilami następują przyspieszenia, które wzbudzają zainteresowanie. Opowieść oparta jest na faktach, ale wszystkiego nie da się - interesująco - przenieść na ekran, ani z życia, ani nawet z beletrystyki literackiej.
Chyba trochę mało..., żeby myśleć o Oscarze.