Film "Ikar. Legenda Mietka Kosza" jest pracą reżyserską i scenariuszową Macieja Pieprzycy. Jest to historia oparta na faktach.
Akcja zaczyna się od pogrzebu matki /Jowita Budnik/... Mieczysława Kosza /rewelacyjny Dawid Ogrodnik/. A zastanawiające jest, iż syn nie chce podejść do ojca...
Potem jest nawrót do dzieciństwa głównego bohatera /tu Mietka gra Cyprian Grabowski/ i wychodzi, że gdy u chłopca zdiagnozowano postępującą ślepotę został oddany przez matkę do ośrodka dla dzieci niewidomych, prowadzonego przez zakonnice. Tam też ujawnił swój talent muzyczny, aby później rozwijać go w szkole muzycznej w Krakowie, gdzie miał nauczycielkę /Maja Komorowska/, która potrafiła w nim zaszczepić więcej, niż tylko doskonałą technikę grania na fortepianie.
Następnie jest Warszawa, gdzie Mietek pogrywa w restauracjach, a czasami na uroczystościach typu: dziewięć lat rurociągu "Przyjaźń". Spotyka tam i innych ludzi związanych z muzyką, jak np. pianistę Bogdana Danowicza /Piotr Adamczyk/ czy jąkającą się... w mowie, piosenkarkę Zuzę /Justyna Wasilewska/.
Są też sukcesy: np. na Jazz Jamboree w Warszawie, w 1967 r., ale i poza krajem.
I choć przy Mietku jest spora grupa ludzi, to bywają sytuacje, że jest zupełnie sam i musi sobie radzić, mimo ślepoty. I w końcu "odlatuje"...
W tym filmie są świetne zdjęcia Witolda Płóciennika, te sytuacyjne, kręcone z różnej perspektywy, jak i te pejzażowe. No i muzyka: to praca Leszka Możdżera, świetna.
Film "Ikar. Legenda Mietka Kosza" ukazuje, jak trudno jest egzystować nawet geniuszowi muzycznemu w realnym świecie, gdy jest zawsze zależny od kogoś, a bywa, że czasami musi zostać sam i wtedy samotność bywa trudna do zniesienia. I trudno też powiedzieć, czy Mietek Kosz zeskoczył z okna wchodząc w rolę Ikara, bo i wcześniej wiele razy stawał na jego skraju, czy był to nieszczęśliwy wypadek.
Bardzo interesujący film, podczas oglądania którego przez cały czas bałam się o głównego bohatera, co było zaskakującym doświadczeniem i odczuciem.