razem (foto prywatne)
razem (foto prywatne)
Malgor Malgor
243
BLOG

salonowa dama syberyjska, czyli niezobowiązująco o zarządzaniu kapitałem

Malgor Malgor Zwierzęta Obserwuj temat Obserwuj notkę 28

Do moich niezbyt "odkrywczych odkryć" nt. typologii not na S24* i drobnych satysfakcji z komunikacji z adminami**, dołączyła ostatnio porcja informacji pozyskana od życzliwego salonowca, który nowicjusza (znaczy mnie) doszkolił (dziękuję!). Chodzi o proceder zarządzania "oglądalnością" i "komentowalnością" not (co za słowa-brzydactwa). Najkrócej: "czyszczenie ciasteczek"***.

"To takie prostackie buty? Że im się chce?" - zdziwiłam się w rozmowie z cierpliwym dla nowicjusza (znaczy mnie) salonowcem, który z kolei zdziwił się, że potencjalnie "starsza" i "wyświęcona tytułem" wie, co to zacz "cookies", a jednocześnie nie wie, że gros z salonowców to "mający za dużo wolnego czasu".

No, przecież wiem! Nie wszystko rzecz jasna. I tym dla mnie lepiej, bo nudno, a i strasznie byłoby posiąść całą o wszystkim wiedzę. Ileż to subtelnych spraw na mnie czeka, messengera też zapewne opanuję.

Cóż, odpowiedziałam rozmówcy, że w buty ciasteczkowe nie wlezę, bo brzydkie są, ale i dlatego, że na specjalistę od zarządzania produktem-zasobem (tu "odsłonami" i "lajkami") się nie nadaję. Na kogo innego mnie chowano i kształcono: na producenta zasobu-produktu, co w mojej branży oznacza: producenta tekstu. Dodam, że zmiana zasad gry w jej trakcie, może i w jej finałowej części, to bardzo paskudny i bardzo nieludzki proceder. Czy opłacalny? Po unieważnieniu i zohydzeniu producenta tekstu, czym specjaliści od zarządzania tekstem zarządzać zamierzają?

W innych branżach producentami są przedstawiciele najzacniejszych profesji: stolarze, garncarze, tkacze. Opowieścią o tym, jak kulturowo bogate produkty z ich pracy powstały, zapełnić można borgesowską bibliotekę. W branży człowieczej "producentami" są oczywiście rodzice. I Bóg.

Pilnujmy jednak tematu. Na S24 ostatnio dość gęsto od notek mających rozstrzygnąć, komu strajk lub podwyżka się należy: zarządcom czy zarządzanym. Mnie nurtuje jednak inna, a fundamentalna kwestia: specjalistów od zarządzania produktami-zasobami się u nas rozmnożyło, na topie są i gażę wysoką mają. Biorąc pod uwagę, że produkt-zasób to równie dobrze sprzęt, jak tekst oraz człowiek, kwestia ich kompetencji błaha nie jest. Kompetencje ekspertów zaś takie jakby nie za bardzo...

A zarządzanie tekstem? Tu i tekst (zasób), i człowiek (wytwórca i odbiorca zasobu) powinien być jednako ważny i honorowany, bo "tekst" zawiera szlachetną, jedyną w swoim rodzaju koincydencję jakości i wartości. Ale że temat dla mnie bolesny, bo walec 2.0 i barbarzyńskich rozporządzeń do ustawy już został wprawiony w ruch, nie będę teraz tego wątku rozwijać. Dodam, że ilekroć próbowałam, obrywało mi się na S24 okrutnie za "humanistykę", a ani ja, ani syberyjska na lanie nie zasługujemy.

Napiszę coś - przepraszam za patos - o człowieku poza tekstem****. Człowiekiem (jako produktem-zasobem) zarządzać zwykł pedagog, nauczyciel. Potem okazało się, że i psycholog, socjolog, administrator. Jeszcze później, że i "human resource management". No i - od zawsze (vide "Państwo" i "Utopia" Platona) - polityk, czyli taki gość, co musi wyodrębnić, skonsolidować i omamić (z poprzedniej etiudy: "oczarować") produkt-zasób, bo niezidentyfikowaną, rozproszoną i zanadto ceniącą swobodę gawiedzią zarządzać się nie da, podobnie jak nie da się zarządzać pustką, a to oznacza, że wybicia nas (przez samych siebie) polityk jednak nie przewiduje. Odstrzelić jakąś grupę? I owszem, ale wybić do nogi całą populację? Bez sensu. 

Żeby nie było, że nie sprostałam nowoczesnym trendom, co to, to nie! S24 nie jest miejscem na narrację intymną, więc nie o zarządzaniu rodziną napiszę, a o zarządzaniu syberyjską i znajdą.

Sprawuję nad nimi pieczę i kontrolę, dystrybuuję dobra od wielu lat, wyznaczam zasady kooegzystencji. Uzysk ze wspólnego pomieszkiwania też jakiś dostaję - pomruczą, udepczą, pozwolą się wykiziać, pozują do zdjęć, spolegliwie biegną na wezwanie, czarnego luda gonią. Że myszy jesienną porą na wsi nie złowią? Absolutnie nieistotne, bo niby jaką miałabym mieć korzyść z takiego łupu? Nie przetworzę gryzonia, a z pól po żniwach za osobnikiem złowionym następne bieżą gęstym sznureczkiem. Ale czy trendowi "menedżerskiemu" sprostałam? Nie do końca, a przede wszystkim jakiś oboczny typ zarządzania zachodzi w moich relacjach z damą syberyjską i znajdą stodołową.

Wymienieni powyżej - "human resource management", polityk - zarządzają "personelem" i "klientelą". Moich kocic do personelu zaliczyć nijak nie mogę. Raczej ja dla nich personel stanowię. Klientami zaś - w zakresie podtrzymywania możliwie udanego życia - jesteśmy pospołu. I pospołu pazurki mamy schowane, nie to, że nie pokazujemy, ale nie używamy przeciwko sobie.

Takie to u mnie zarządzanie, wystające ze sztancy i nieprofesjonalne. Ma wszakże jedną nieprzeciętną zaletę: od 12 lat dama syberyjska (z podtekstem politycznym), a od 8 lat znajda stodołowa ("chomik-odkurzacz") mają się u mnie całkiem dobrze, włos u nich błyszczący, oko bystre, apetyt im dopisuje. Dogadują się (fotka) i wspólne, tajemne dla mnie plany mają, ale nie kryją się po kątach i szafach, by spiskować, a i pokusę nieopodatkowanego wynagrodzenia za "sygnalizowanie" (kolejne słowo-brzydactwo) mają w głębokim poważaniu.

Zwyczajnie: są w porządku wobec mnie. I dlatego, że są w porządku, "po oczkach tych samych wstecz"***** wskoczę w kolejną etiudę o damie syberyjskiej z podtekstem politycznym. Rzecz jasna, o ile salonowa dama pogadać ze mną zechce, a po skonfrontowaniu moich racji ze swoimi podsunie mi bardziej wyrazisty wątek.

Liczymy oczywiście, że i Ozzy wpadnie do nas w odwiedziny******, znajdzie czas dla syberyjskiej mimo natłoku "sensacji" fundowanych przez "profesjonalnie zarządzających" (śledzę, śledzę; ot, wybory; ot, CBA; ot, NIK; ot KGHM; ot, Toruń...).

Dodam tylko, że ciężko jest utrafić "w czas" z syberyjską. Ona z krainy łagodności i skupienia wymaga, a tu permanentny tumult, permanentne dzianie się, pozycjonowanie, sensacje, balanse, czystki... I znów: nie ma tego złego, co by na dobre... Gdy inni z bloków startowych w niebyt lecą, salonowa ma się całkiem dobrze.


* np. https://www.salon24.pl/u/malgor/927016,kto-zalosniejszy-ten-kto-mowi-glupoty-czy-ten-kto-je-komentuje; pomogła @Beret w akcji - dziękuję:); są i kolejne odkrycia ("paskowi moderatorzy"), w tym szczególnie dojmujące: obecność, niekiedy ciesząca się sporym zainteresowaniem, kupczyków ("książkę sprzedam, moją książkę o Polsce...") czy dystrybutorów treści ("opracuję profesjonalną notkę...").

** przeniesienie notki do zamierzonego przeze mnie poddziału; teraz też ślicznie proszę o poddział "zwierzątka"

*** ot, 3 osłony ma notka, a przy komentarzy 50 łapek; dziękuję @jacek bielski za objaśnienie:)

**** to oczywiście iluzja ("człowiek poza tekstem") zostawiam problem, bo zbyt poważny

***** Mistrz Miron o swoich teatralnych i literackich "próbowaniach" z romantyzmem; cytat zdaje się z "O tym Mickiewiczu, jak go mówię"

****** Ozzy, czyli właściciel @hilary'ego2:)


Malgor
O mnie Malgor

nie obrażam, czasem coś za szybko napiszę; albo - emerytką jeszcze nie jestem, więc nie hejtuję:)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości