HareM HareM
842
BLOG

Włoch może to nieco utrudnić. Ale tylko Robert o tym zadecyduje.

HareM HareM Robert Lewandowski Obserwuj temat Obserwuj notkę 42

Wiadomo jak ciężko tzw. Europie (a może lepsze byłoby, wzorem ”warszawki”, „europce”?) przełknąć to, że Polak może być w czymś najlepszy. W czymkolwiek. Wszystko jedno czy to astronomia, fizyka, chemia, muzyka czy literatura. A jak już jest ewidentnie najlepszy albo stanowi w jakiejś dziedzinie ścisłą czołówkę, to się wtedy z zagranicznej prasy nagle, czasem po latach, dowiadujemy, że albo był Niemcem (Kopernik), albo Francuzem (Skłodowska, Chopin), albo, jeszcze lepiej, np. Litwinem (Mickiewicz). Żeby nie wymieniać pierwszych z brzegu.

Te wszystkie trudności i przeciwności, jakie napotykają przedstawiciele naszego narodu, by zostać uznani za jednych z najwybitniejszych na tym łez padole czy nawet na obszarze nieco mniejszym, dotyczą również tak marginalnej, wydawałoby się, dziedziny życia jaką jest sport. A jak dotyczą sportu to, z definicji, muszą też haczyć o piłkę nożną. O Roberta Lewandowskiego konkretnie.

Ponieważ bardzo trudno by go było zniemczyć, zfrancuzić, zlitwinić czy zżydzić, żeby już o Eskimosach i innych Amerykanach nie wspominać, to stosowano dotąd wobec niego wariant pierwszy. Czyli w żadnym wypadku nie dopuścić, by przy rozdawaniu na prawo i lewo różnych posezonowych nagród, ochów i achów oraz tytułów, czerpał w tym zakresie adekwatnie do prezentowanych, w podlegającym ocenie czasie, umiejętności i wyników.

Przy czym, żeby było jasne. Do minionego sezonu Polak, wg mnie, nigdy, z różnych powodów, nie dokonał rzeczy, które by go predestynowały do tego, by został najlepszym piłkarzem roku. Ale już jednym z pięciu czy, niech będzie malkontentom, dziesięciu na pewno tak. I to przez kilka dobrych lat. Tymczasem bodaj tylko raz znalazł się w czołowej piątce rankingów. Wielokrotnie zupełnie go w nich pomijano ujmując jednocześnie na bardzo znaczących, czy wręcz czołowych, pozycjach piłkarzy którzy, delikatnie pisząc, byli od niego zwyczajnie i po prostu słabsi.

Zanosi się na to, że w tym sezonie takie stawianie sprawy przez panów od przyznawania nagród może nie przejść. Powodów jest kilka. Najważniejszy to oczywiście wyborna dyspozycja Roberta Lewandowskiego. Ale są też inne, bardzo istotne. Brak dużej imprezy typu MŚ czy ME, gdzie Polska najprawdopodobniej skończyłaby zawody na fazie grupowej, a rezultaty reprezentacji rzutują potem w sposób znakomity na wyniki ich przedstawicieli w różnych plebiscytach. Albo słabsza niż z reguły, choć wcale nie najgorsza, dyspozycja dwóch ikon ostatniego 10-lecia (albo i lepiej) Messiego i Ronaldo.

Lewandowski był zdecydowanie najlepszym piłkarzem sezonu w Niemczech. W rzadko spotykanej, dla wielu nie do końca wyobrażalnej, mierze przyczynił się do zdobycia przez Bayern tytułu mistrza kraju i pucharu Niemiec. Bezapelacyjnie wygrał klasyfikację strzelców obu tych rozgrywek strzelając w nich łącznie 40 goli. Doprowadził Bayern praktycznie do ćwierćfinału Ligi Mistrzów (rewanż u siebie z Chelsea, w świetle wyjazdowego zwycięstwa 3:0, wydaje się być zwykłą formalnością). Jest, z 11-ma bramkami na koncie, samodzielnym liderem strzelców również i tych rozgrywek.

Na chwilę obecną musi być (i, prawdę powiedziawszy, nawet dla niechętnych mu „wyborców”, chyba jest) głównym kandydatem do Złotej Piłki. Tym bardziej że, jak już zaznaczyłem wyżej, etatowi dotąd zwycięzcy, Messi i Ronaldo, wybitną formą w tym sezonie nie grzeszą, a ich skuteczność jest znacznie niższa niż ta, którą przez cały sezon prezentuje Polak.

Powiedziałbym, że sytuacja jest w tym momencie taka, jakby bieg rozgrywał się na 100m, ale Polak otrzymał, jeszcze przed startem, pięciometrowy handicap. To bardzo dużo. Nawet dla takich Boltów jak Messi czy Ronaldo.

Ten handicap może się, niestety, znacząco zmniejszyć jeszcze przed decydującą fazą europejskich rozgrywek klubowych. Za sprawą kogoś, kto w całym biegu szanse na zwycięstwo ma marne, a w zasadzie żadne, ale kto, odbierając Lewandowskiemu trofeum Złotego Buta, może mu jednocześnie mocno zaszkodzić w walce o Złotą Piłkę. Chodzi o włoskiego napastnika Lazio – Ciro Immobile. We wtorek taki wariant się, co prawda, nieco oddalił, ale dalej jest on prawdopodobny, a już na pewno niewykluczony. Włochowi, na dzisiaj, pozostało do rozegrania siedem ligowych spotkań w których, jeśli chce wyprzedzić Lewandowskiego, musi strzelić sześć bramek. Przy czym jest tak, że facetowi przedwczoraj albo mecz zupełnie nie wyszedł, albo jest zupełnie bez formy. Mimo to mógł powiększyć swój dorobek spokojnie o przynajmniej dwa gole. Nie powiększył, ale jeśli piłka co mecz po prostu aż się prosi, żeby ją wtoczył do bramki, to do końca rozgrywek serie A niczego nie można być pewnym. I to może być pierwsza przeszkoda na drodze Lewandowskiego do miana najlepszego piłkarza.

Jeśli ją Polak przejdzie, to znaczy jeśli okaże się zdobywcą Złotego Buta, to jego szanse na Złotą Piłkę oczywiście znacząco wzrastają. Ale nie do tego stopnia, żeby mógł sobie pozwolić na bezbarwną grę w fazie finałowej tegorocznej LM. Chcąc być pewien wygranej w rankingu musi, tak mi się wydaje, poprowadzić Bayern do finału. A jak nie, to Bayern musi przeprowadzić jego. Bez różnicy. Pod warunkiem, że trofeum nie zdobędzie ani Barcelona, ani Juventus. No bo jeśli któryś z tych zespołów Ligę Mistrzów wygra, to znów zatriumfuje światowy debilizm, przepraszam: światowa poprawność, tym razem piłkarska, i w plebiscycie znów zwycięży albo Messi, albo Ronaldo. Przy czym stawiałbym tą razą bardziej na tego drugiego, bo raz, że w zeszłym roku mu nie dali, a dwa, że Juve wygra Scudetto, a Barcelona tytułu, raczej, nie obroni.

W każdym razie wydaje się dość oczywistym, że bardzo dobra gra i wyniki Lewandowskiego i Bayernu w sierpniu muszą, bez względu na wzgląd, przynieść Polakowi upragnioną (albo i nie) Złotą Piłkę.

Jeśliby wszystko ułożyło się po myśli naszego snajpera, czyli zdobyłby Złotego Buta, zagrał w finale Ligi Mistrzów, a sierpniowe występy podparł jeszcze jakimiś dwoma czy trzema bramkami, a Złotej Piłki i tak by nie zdobył, to wypowiedziane przez niego, bodaj 4 lata temu, słowa określające plebiscyt jako, cyt.: „le cabaret” oddadzą w pełni rzeczywistość.

Ale najpierw niech Włosi dokończą ligę, a Lewy niech pokaże klasę w Lizbonie.


HareM
O mnie HareM

jakem głodny tom zły, jakem syty to umiem być niezły

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport