HareM HareM
301
BLOG

UWAGA, UWAGA! Sezon 2021/22 nadchodzi! (1)

HareM HareM Skoki narciarskie Obserwuj temat Obserwuj notkę 13

Nie przyszło by mi do głowy, że po napisaniu całego, liczącego bite 10 kobylastych odcinków cyklu, będę zmuszony poprzedzić go jeszcze niniejszą „preambułą”. A jednak. No więc tak. Ostatnie zdanie 10-tej części napisałem, i dodatkowo postawiłem po nim kropkę, dokładnie 20-go września. Dosłownie dzień później wszystkie sportowe portale podały, że Gregor Schlierenzauer zakończył karierę…
 Miałem w tym momencie do wyboru: wziąć to wszystko skasować (bo na przerabianie wszystkiego raz jeszcze od nowa ochoty, a przede wszystkim sił, już nie miałem) albo wziąć to wszystko opublikować. Wybrałem to drugie. Z czystego egoizmu. Uznałem, że szkoda, by mój niemały wysiłek poszedł na marne. Za dużo mnie to wszystko kosztowało. To była naprawdę żmudna praca i zmieniać to wszystko tylko dlatego, że Młodziak (mój autorski wkład w nadawanie ksyw skoczkom narciarskim w roku 2006-tym lub, góra, 7-mym) zdecydował się na coś o dwa lata za późno i to w momencie, kiedy przestałem mieć nadzieję na to, że to zrobi? Nie na moje nerwy.
Jeśli ktoś jest więc dokumentalnym purystą, uzna być może, że ten tekst jest nie dla niego. Z czym się akurat, jakby kto chciał znać moje zdanie, nie zgadzam. Ale w porządku. Ultrapuryści niech nie czytają. Pozostałych zachęcam. Proszę czytać od deski do deski. Również o Schlierenzauerze. W końcu jeszcze trzy miesiące temu odgrażał się, ustami klakierków co prawda, że jeszcze wszystkim pokaże. No i ja to wziąłem serio (w sensie, że dalej będzie skakał, bo wiadomo, ze o jego ewentualnych wygranych można było myśleć, tylko i wyłącznie, w kontekście, co najwyżej, mission impossible), a ten, ni z gruszki ni z pietruszki, nagle zmądrzał. Nie mogłeś, Tyrolczyku, ogłosić decyzji w maju?
A może i dobrze. Bez Ciebie te wszystkie przywołane statystyki  byłyby mniej ciekawe.
A teraz już tekst właściwy. Czas start.

Ponieważ przekonałem się na wiosnę, że pisanie na Salonie o skokach narciarskich już po sezonie, nawet kilka czy kilkanaście dni po jego zakończeniu, nie jest, z popularyzatorskiego punktu widzenia najlepszym pomysłem (poczytność całego cyklu tekstów, które na ten temat popełniłem była, w porównaniu z notkami dotyczącymi innych dyscyplin czy nawet samych skoków, ale pisanych w zimie, naprawdę niewielka), to spróbuję sprawdzić jak to wygląda, jeśli zahaczyć o temat nie po, a przed rozpoczynającą się za chwilę kolejną edycją Pucharu Świata. Miejmy nadzieję, że wyjdzie to znacznie lepiej.
Nie chcę pisać o faworytach nadchodzącego sezonu, bo musiałoby się to w dużej części opierać na wynikach z lata, a te bardzo często wprowadzają tylko w błąd. Ponadto dodatkowo utrudnia takie dywagacje i czyni je mało wiarygodnymi pandemia. Przygotowałem coś innego. Przygotowałem statystyki mówiące o efektywności wszystkich czynnych aktualnie skoczków, którzy już brali udział w skokowym cyrku. Nie jest ujęty w tych zestawieniach Rosjanin Dymitr Wasiliew, bo on jest jak hybryda. Jedni mówią, że jeszcze kariery nie skończył, inni, że owszem. Ja uznałem jego status za podobny do statusu Kazujoszi Funakiego. Czyli uznałem  go za gościa, który już nigdy do PŚ nie zawita, choć oficjalnie kariery jeszcze nie skończył. I dlatego, mimo że byłby w większości zestawień w szeroko rozumianej czołówce, nie jest w nich brany pod uwagę.
Co się, proszę Szanownych Państwa, okazuje jak się weźmie przedmiotową efektywność na tapetę? Ano okazują się suche fakty, które są nieczułe na różne tłumaczenia dotyczące takiego, a nie innego stanu rzeczy. Ja te fakty podam, ale na parę zdań komentarza też sobie, na koniec, niekoniecznie w tym odcinku, pozwolę. Bo jednak wypada sobie wytłumaczyć, na przykład, dlaczego najwybitniejszy czynny polski skoczek jest w tych zestawieniach na stosunkowo odległych miejscach. A jak nie na odległych, to i tak takich, których niedzielny kibic (który, słusznie zresztą, przez kilka ostatnich sezonów z różnych stron słyszy, że Stoch jest najlepszy) by się na pewno nie spodziewał i których do końca może sobie nie potrafić wytłumaczyć sam. Choć to aż takie trudne nie jest. Są też inne, być może dla niektórych bulwersujące, anomalia, które jeśli przyjrzeć się tłu, też nietrudno uzasadnić. Ale o tym, kiedy przyjdzie pora.
No więc tak. Zmierzyłem rzeczoną „efektywność” w kilkunastu kategoriach. W każdej postępowałem podobnie. To znaczy brałem liczbę konkretnych startów, w których skoczek uzyskiwał interesujący mnie wynik, i dzieliłem go, w zależności od kategorii, przez ogólną liczbę występów w konkursach bądź liczbę pucharowych podejść.
Są dwa rodzaje tych „kategorii”. Pozytywne i negatywne. Pierwsza traktuje o dobrych stronach dotychczasowych karier zawodników, druga o złych. Zacznijmy od tych dobrych.
Wyróżniłem 13 takich kategorii. Konkursowe wygrane, drugie miejsca, miejsca trzecie, podia, czołowa szóstka, czołowa 10-tka, czołowa 15-tka, czołowa 20-tka, miejsca punktowane oraz dwie kategorie najefektowniejszych „średniaków”: liczba miejsc w drugiej i trzeciej 10-tce zawodów. To daje 11. Dwie inne kategorie, nazwijmy je „punktowe”, dotyczą efektywności punktowej skoczków pokazanej w ujęciu klasycznym (czyli tak jak je liczono kiedyś, kiedy punkty zdobywało tylko pierwszych 15-tu skoczków) oraz we współczesnym (czyli punkty liczone 30-tu najlepszym narciarzom poszczególnych zawodów). Są one rozbite, każda osobno oczywiście, na podkategorie. Pierwsza odnosi się do sytuacji, kiedy bierzemy pod uwagę tylko konkursy, w których ktoś brał udział, a druga dotyczy wszystkich pucharowych podejść danego zawodnika.
Kategorii „negatywnych” jest dużo mniej. Trzy konkretnie. W pierwszej podaję „najefektywniejszych” nie-punkciarzy, czyli tych o najmniejszej efektywności w zawodach głównych. Druga traktuje o tych, którzy procentowo najczęściej nie przechodzili kwalifikacji odnosząc te nieprzebrnięte eliminacje do wszystkich pucharowych podejść skoczka. Trzecie zestawienie to stosunek tychże nieprzebrniętych kwalifikacji do ilości konkursów, w których dany narciarz brał udział. Przejdźmy do szczegółów.
Nietrudno się domyślić, że skład czołówki każdego z tzw. „pozytywnych” zestawień będzie dość zbliżony. Natomiast kolejność w poszczególnych kategoriach będzie się jednak różnić. Przy czym ta kolejność może być dla niektórych zaskakująca i niespodziewana. No to zobaczmy kto jest, na ten moment, najbardziej efektywnym czynnym skoczkiem Pucharu Świata. Zaczynamy. Dzisiaj będzie o najefektowniejszych konkursowych zwycięzcach i pudlach, czyli tych, którzy najefektywniej okupowali pucharowe podium. Przy czym o tych, którzy robili to nieco mniej efektywnie, ale mają imponujące liczby bezwzględne, na pewno też będzie, i to za każdym razem, wspomniane.
Kategoria najważniejsza to oczywiście konkursowe wygrane. Tutaj, jak na razie, bezapelacyjnie prowadzi Gregor Schlierenzauer. Austriak, jak wiemy, jest rekordzistą w liczbie konkursowych wygranych, ale ma też, jak dotąd, najlepszą efektywność w tym względzie (53 zwycięstwa na 275 konkursów, czyli 19,273%). Na drugim miejscu plasuje się Rioju Kobajaszi, który zwyciężył 19 razy startując w 116-tu konkursach, co daje efektywność zwycięstw na poziomie 16,379%. Na najniższe podium wskoczył po ostatnim sezonie Halvor Granerud, który wygrał „tylko” 11 zawodów, ale za to brał udział w zaledwie 91 (12,088%). Na czwartej pozycji nasz Kamil Stoch, który zwyciężył  aż 39 razy, ale potrzebował na to udziału w 365-ciu zawodach, co powoduje, że wygrał dotąd 10,685% konkursów, w których uczestniczył. Zaraz za Polakiem Stefan Kraft (21/213 i 9,859%), a drugą połówkę czołowej 10-tki tworzą, kolejność wg procentowej hierarchii, Severin Freund (9,524%), Peter Prevc (8,519%), Karl Geiger (5,114%), Simon Ammann (5,033%) i Daniel-Andre Tande. Przy czym Norweg jest jedynym w tym gronie, który wygrał mniej niż 5% swoich pucharowych konkursów (4,698%). Na tę chwilę odnotowałem 31czynnych skoczków, którzy choć raz wygrali pucharowy konkurs. Ostatnie, 31-sze, miejsce zajmuje w tym zestawieniu Kobajaszi Starszy. Japończyk wygrał w karierze jeden konkurs, a startował w 148-miu zawodach głównych. Daje to współczynnik 0,676%. Miejsca pozostałych Polaków, którzy wygrywali pucharowe zawody: 18-ty Dawid Kubacki (5/234=2,137%), 27-my Maciej Kot (2/211=0,948%) i trzeci od końca, czyli 29-ty, Piotr Żyła (2/285=0,702%). Podam jeszcze miejsca tych najbardziej znanych oraz tych, którzy byli w zeszłym sezonie w najwyższej formie. 14-ty jest Noriaki Kasai (2,988%), 19-ty Johansson (2,098%), 20-ty Wellinger (1,923%), a 23-ci Eisenbichler (1,786%). Jak ktoś będzie ciekawy większej ilości szczegółów, to proszę pytać pod kreską. Ciekawostka jeszcze może. Aż siedmiu z tej czołowej 10-tki (poza Granerudem, Geigerem i Tande) jest też jednocześnie posiadaczami największej w stawce liczby wygranych bezwzględnych. Przy czym drugiego Kobajasziego wyprzedzają w tym względzie zarówno Prevc z Ammannem (po 23 zwycięstwa), jak i Freund (22) oraz Kraft (21). Nie jestem tylko taki pewny jak długo będą go jeszcze, przynajmniej ci trzej pierwsi, wyprzedzać. Ale na razie wyprzedzają. A tym, który nie pozwala (i pewnie jeszcze trochę, a może w ogóle, nie pozwoli) łączyć się w szczęściu z pozostałymi Granerudowi, Geigerowi i Tandemu, jest oczywiście Kasai, który zanotował w ciągu pucharowej kariery 17 pucharowych wygranych.
Kolejna kategoria: drugie miejsca w konkursie. Tutaj, podobnie jak w aż ośmiu (słownie: OŚMIU!) innych kategoriach, prym wiedzie Stefan Kraft. Nie bardzo wierzę w to, że zostanie on też kiedyś liderem świeżo przeanalizowanego nieco wyżej rankingu najefektywniejszych zwycięzców, ale nie zmienia to faktu, że czapki z głów przed Austriakiem. Oczywiście może być tak, że za trzy-cztery lata te jego współczynniki będą niższe albo nawet, jak będzie skakał tak jak w ubiegłym sezonie, będzie się musiał, być może, zacząć liczyć z utratą pierwszeństwa w niektórych kategoriach. Do tego czasu jednak chyba sporo wody w Dunaju, czy gdzie mu tam najbliżej, upłynie. Na pewno jest tak, że te zestawienia są robione w momencie, który jest dla niego bardzo odpowiedni. Ma 28 lat, a to wiek kiedy, przeciętnie, dotychczasowe średnie wyniki skoczków, przynajmniej tych z Norwegii, Niemiec czy Austrii, są lepsze niż te średnie na koniec kariery. Ale nawet gdyby. To, co do tej pory w PŚ osiągnął i to, że po drodze do tych sukcesów, a i obok nich, nie miał zasadniczo żadnych dłuższych okresów przestoju, musi budzić wielki szacunek. I to bez względu na to, i o czym kilka razy pisałem, że w paru konkursach pomogli mu, i w paru jeszcze pewnie pomogą, sędziowie. Innym dobrym Germanom, bez wyjątku,  też pomagają, więc to żadna wielka przewaga. Co najwyżej w stosunku do Japończyków i Polaków. Choć i tu się, bardzo sporadycznie co prawda, zdarzało, że wyniki niektórych przedstawicieli tych nacji, w poszczególnych konkursach, mogły być gorsze.
Tak. To była dygresja, a teraz do rzeczy.  Kraft na swoje 213 konkursów, w których skakał, w aż 26-ciu przypadkach (12,207%) był drugi. Grubo ponad 3% gorszy wynik (dokładnie 8,974%) ma drugi w tym zestawieniu Andreas Wellinger. Niemiec stał po prawej stronie zwycięzcy pucharowych zawodów 14-krotnie. Na 156 prób. Podium uzupełnia Tande, który w 149-ciu zawodach głównych zajął drugie miejsce 11 razy (7,383%). Minimalnie mniej (7,273%) efektywny jest w tym zakresie Schlierenzauer (20/275). Piąta lokata przypada Ammannowi (6,783%), który stał na drugim podium najwięcej razy z wszystkich czynnych skoczków, ale też startował w ogromnej, w porównaniu z większością, liczbie konkursów (31/457). Czołową 10-tkę uzupełniają: najstarszy Prevc (6,667%), Freund (6,494%), Kobajaszi Młodszy (6,034%), Stoch (6,027%) i Eisenbichler, który już progu 6-ciu % nie przekracza (5,952). Pozostali sklasyfikowani tu Polacy (tym razem w liczbie pięciu) w końcu, liczącej 37-mu zawodników, stawki. 24-ty jest Andrzej Stękała, który brał udział w 46-ciu konkursach, a na drugim stopniu stał raz, co się przekłada na 2,174%. Zaraz za nim Kubacki z wynikiem 2,137% (5/234). Również pięciokrotnie, ale na 285 konkursowych podejść, stał na tym stopniu podium Żyła. Lokuje go to, z wynikiem 1,754%, na miejscu 29-tym. Ostatnim z tych, którym dane było zaznać smaku konkursowego drugiego miejsca jest Maciej Kot. Polak był drugi tylko raz, a brał udział w aż 211-tu konkursach. Nie dziwi więc specjalnie że będąc drugim  tylko w tylko 0,474% zawodów głównych, w których brał udział, zamyka stawkę. Z tych, którzy mieli dużo do powiedzenia w minionym sezonie: Geiger jest 12-ty (4,545% - 8/176), Lanisek 16-ty (3,150% - 4/127), Johansson 19-ty (2,797% - 4/143), a Granerud 23-ci (2,198% -2/91). Z tych, którzy mieli dużo do powiedzenia wcześniej – Kasai zajmuje miejsce 22-gie z wynikiem 2,285%. Brał udział w 569-ciu konkursach, a tylko jednemu rywalowi w zawodach ustąpił 13-krotnie. Również i w tym wypadku tylko on ma na liczniku więcej drugich miejsc niż niektórzy zawodnicy z czołowej 10-tki zestawienia. Wygrywa pod tym względem z Tande, o którym już było, oraz z Kobajaszim Lepszym i Eisenbichlerem, którzy stawali na drugim stopniu podium, odpowiednio, siedem i dziesięć razy.
Teraz najefektywniejsi z tych, którzy stawali na najniższym z podiów. Tutaj znów zdecydowane prowadzenie Krafta. Austriak lądował na trzecim konkursowym miejscu 25 razy. Daje to efektywność zajmowania tej pozycji równą 11,737%. Zaraz za nim, ale aż ponad cztery punkty procentowe rzadziej, zajmował najniższe podium Marius Lindvik. W swoich dotychczasowych 67-miu pucharowych konkursach uczynił to 5-krotnie. Jak łatwo obliczyć, te trzecie miejsca stanowią 7,463% jego wszystkich konkursowych, I-ligowych, startów. Z 231 występów w konkursach, dokładnie 16 zakończył wywalczeniem trzeciej lokaty Freund. I to pozwala mu cieszyć się w przedmiotowym rankingu miejscem, nomen-omen, trzecim. Przegrywa z Norwegiem o ponad pół punktu procentowego (6,926%). Tuż za Niemcem (6,897%, bo zajął 8 trzecich miejsc) Kobajaszi Młodszy. Dopiero piąty jest w tej klasyfikacji ten, który stawał na trzecim stopniu podium najczęściej z wszystkich, czyli weteran Kasai. 33-krotny laureat konkursowych trzecich lokat. Te 33 trzecie miejsca, osiągnięte, przypomnę, w 569-ciu zawodach głównych, stanowią dokładnie 5,8% jego wszystkich konkursowych występów. W czołowej 10-tce tego rankingu są jeszcze: dzierżący drugie miejsce w liczbie bezwzględnych trzecich lokat Ammann (5,689%, 26/457), Kubacki (5,556%, 13/234), zawdzięczający wszystko w tej mierze minionemu sezonowi Bor Pavlovcic (5,556%, 2/36), Schlierenzauer (5,455%, 15/275) i najstarszy z Prevców (5,185%, 14/270). Z Polaków na najniższym podium, oprócz Kubackiego, stali tylko Stoch, który jest w tym zestawieniu 12-ty (4,932%, 18/365) oraz Żyła, który zajmuje miejsce 19-te (3,509%, 10/285). Stania na najniższym podium dostąpiło dotąd 35-ciu, uznanych przeze mnie za czynnych, skoczków. Z tych, którzy nie zmieścili się do 10-tki mając na liczniku, tak jak Stoch i Zyła, przynajmniej najniższych10 pudeł, pozostaje do wymienienia tylko Michael Hayboeck. Stał na trzecim podium w karierze, podobnie jak „Wewiór”, 10-krotnie, ale w tabeli jest wyżej, bo na 15-tym miejscu (4,310%, 10/232). Po osiem razy wskakiwali na to miejsce Wellinger (11-ty i 5,128%) i Eisenbichler (14-ty i 4,762%).
Ogólnie na podium stawało do tej pory 43-ch czynnych aktualnie skoczków. Najlepszych współczynników w tym względzie nie ma już, jakby można było jeszcze niedawno domniemywać, Schlierenzauer. Został na tym polu wyprzedzony przez Krafta. Młodszy z Austriaków stał na podium 72 razy, co daje efektywność 33,803%. Podstarzały już „Młodziak” wskakiwał natomiast na pudło w 88-miu przypadkach, a to jest równe 32% jego dotychczasowych konkursowych startów. Niecałe 3 punkty procentowe z tyłu (29,31% dokładnie) Kobajaszi Młodszy, który lądował na podium, jak dotąd, 34 razy. Czwarty, ale już z dużą stratą procentową do tej trójki, jest w tej klasyfikacji Freund (53 pudła i 22,944%), a piąty nasz Kamil (79 podiów oraz 21,644%). W 10-tce są jeszcze: najstarszy Prevc (55 i 20,370%), oraz, w pewnej jednak odległości, Ammann (80 i 17,505%), Tande (24 i 16,107%), Wellinger (25 i 16,026%) oraz Lindvik (10 i 14,925%). Pozostała czwórka polskich pucharowych „medalistów” zajmuje, odpowiednio, 16-tą (Kubacki – 23 i 9,829%), 24-tą (Żyła – 17 i 5,965%), 33-cią (Stękała – 1 i 2,174%) i 38-mą (M.Kot – 3 i 1,422%) lokatę w stawce. Z tych, których nie ma w ścisłej czołówce rankingu, najlepszy bezwzględny wynik ma oczywiście Sędziwy Samuraj (63 pudła na koncie), któremu w samym zestawieniu przypada miejsce dopiero 14-te (11,072%). Ponad 20-cia podiów mają w dorobku: 15-ty w rankingu Richard Freitag (23), 12-ty Geiger i 19-ty Hayboeck (po 22) i 13-ty Eisenbichler (21).
c.d.n.n.

HareM
O mnie HareM

jakem głodny tom zły, jakem syty to umiem być niezły

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport