HareM HareM
255
BLOG

UWAGA, UWAGA! Sezon 2021/22 nadchodzi! (4)

HareM HareM Skoki narciarskie Obserwuj temat Obserwuj notkę 10

W dzisiejszym odcinku będzie o tych z drugiego i trzeciego szeregu. To znaczy o nich będzie głównie, choć nie tylko. Przy pomocy statystyk spróbujemy dojść do tego, którzy z czynnych skoczków stosunkowo najczęściej lądują na koniec poszczególnych zmagań w drugiej oraz w trzeciej 10-tce zawodów. Czyli którzy, de facto, są w skokach najwybitniejszymi współczesnymi średniakami. Zacznijmy od „średniaków” I sortu, czyli tych, którzy mają największą względną częstotliwość kończenia konkursów w drugiej 10-tce końcowej klasyfikacji. Jedziemy.
Na początku od razu wielkie zdziwko, bo tabeli przewodzi jeszcze junior chyba, Austriak Haagen. Przewodzi z tych samych powodów, z których na czele rankingu najefektywniejszych punkciarzy byli Tschofenig i Presecnik. Startował wszystkiego w konkursach PŚ dwa razy, z tego raz był w, interesującej nas tym razem wyjątkowo szczególnie, drugiej 10-tce. Stąd właśnie efektywność równa 50%, i pierwsze miejsce wśród „lepszych” średniaków. Wszyscy pozostali skoczkowie czołówki tego zestawienia mają już za sobą przynajmniej kilkadziesiąt startów w zawodach głównych, stąd też ich zmierzona (żeby nie było - w identyczny sposób jak u Austriaka) efektywność jest jednak zdecydowanie bardziej, nazwijmy to, „wiarygodna”, jak chodzi o to, jak mógłby wyglądać taki ranking już choćby w przyszłym sezonie. Że o kolejnych nie wspomnę. Jednak póki co, i w niepodważalnej zgodzie z prawdą, na czele rankingu młody talent z Austrii. Takie przyjąłem reguły, nie wyznaczałem bariery ilości konkursów, w których trzeba było uczestniczyć, żeby być branym pod uwagę, więc to pierwsze miejsce jak najbardziej uprawnione. Ale jak ktoś chce sobie taką barierę wyznaczyć, to niech sobie wyznaczy i opuści, podobnie jak w poprzednim odcinku, ten fragment traktujący o skoczkach z małą ilością prób na koncie. Kolejność pozostałych się przecież nie zmieni, a konkretną lokatę  danego skoczka w rankingu można sobie samemu łatwo wyliczyć. Trudniejsze rzeczy się w pierwszej klasie podstawówki robiło, prawda?
Wiceliderem jest, nieuczestniczący w ogóle w ubiegłosezonowych zmaganiach z powodu kontuzji, Stephan Leyhe. Niemiec kończył zawody w 2-giej 10-tce w 38,462% swoich pucharowych startów. Konkretnie w 55-ciu na 143. Na trzecim miejscu kolejny Niemiec, którego w I-ligowych zmaganiach nie widzimy już od kilku lat, choć oficjalnie kariery jeszcze nie zakończył. Marinus Kraus, do czasu kiedy przestał pojawiać się w PŚ, lądował w 2-giej 10-tce 23-krotnie. Ponieważ brał udział w 60-ciu zawodach, to jego efektywność w rozpatrywanej kwestii wynosi 38,333%. Tuż za nim, tak jak chodzi o miejsce, jak i o skuteczność lądowania w konkursach na miejscach 11-20, Daniel Huber. Jego dokonania w przedmiotowej kwestii to 38,298% (36/94). Czołową piątkę zamyka Andreas Wellinger, który przed ostatnim sezonem był w tym rankingu z pewnością wyżej, ale sobie ubiegłej zimy różne statystyki, bo przecież nie tylko tę, znacznie pogorszył. Na dziś ma 55 obecności w drugiej 10-tce i efektywność na poziomie 35,256% (156 konkursów). Jeżeli ktoś uważa, że wystarczy tych germańskich akcentów wśród najlepszych „średniaków”, to musi być cierpliwszy. Szóste i siódme miejsca w tej klasyfikacji należą bowiem do Piusa Paschke i Richarda Freitaga. Pierwszy mieścił się w drugiej 10-tce pucharowych zawodów w 31,765% zmagań (27/85), w których brał udział, a drugi w 31,507% (69/219). Począwszy od tych dwóch, różnice efektywności poszczególnych zawodników są naprawdę minimalne. Dość powiedziać, ze między szóstym Paschke, a 15-tym Michaelem Hayboeckiem jest niecałe 1,8 punktu procentowego różnicy. Ale po kolei.
Trzy kolejne lokaty po Niemcach okupują w zestawieniu Słowianie. Słoweniec Peter Prevc, Czech Roman Koudelka i Rosjanin Jewgienij Klimow. Pierwszy trafił do 2-giej 10-tki w karierzr 85-krotnie (to 31,481% wszystkich jego konkursowych startów), drugi był w niej jeszcze o 5 razy więcej (31,250%), a trzeci, który czołowa 10-tkę zamyka, niby tylko 33 razy, ale za to tylko w 106-ciu próbach, co się przekłada na efektywność na poziomie 31,132%.
Najczęściej w karierze w drugiej 10-tce zawodów lądował oczywiście Noriaki Kasai. Równe 150-razy. Ale średni z niego średniak, bo to tylko 26,362% jego konkursowych podejść i daje mu to wśród najlepszych średniaków I sortu ledwie 23-cie miejsce. Drugi pod tym względem po Japończyku, Szwajcar Ammann, kończył zawody główne między 11-tą i 20-tą lokatą dokładnie 111 razy. Ze skutecznością 24,289% jest jednak w tym rankingu dopiero 33-ci. Na trzeciej pozycji w liczbie bezwzględnych lokat w przedziale 11-20 plasuje się Daiki Ito, który kończył zawody w drugiej 10-tce 99-krotnie i jest, jak chodzi o rozpatrywaną skuteczność, tuż za czołową 10-tką rankingu (31,034%).
Z Polaków też takie sobie średniaki I sortu. Najwyżej sklasyfikowany z naszych jest Maciej Kot. Lokuje się na miejscu 18-tym z wynikiem 59/211, czyli 27,962%. Dwie pozycje niżej Piotr Żyła (77/285 i 27,018%). Na pozycji 29 trzeci z naszych, Jakub Wolny - 25,581% (22/86), a czwarty, Dawid Kubacki, jest w tym zestawieniu 32-gi (24,359% i 57 lokat w rozpatrywanym przedziale miejsc). W piątej 10-tce zestawienia są Andrzej Stękała (41-szy, 10/46) i Kamil Stoch(43-ci, 78/365), a w siódmej 63-ci Stefan Hula (29/208), 65-ty Klemens Murańka (11/99) i 69-ty Aleksander Zniszczoł (7/68). No i jeszcze jedna informacja. Przynajmniej raz kończyło zawody w drugiej 10-tce 87-miu czynnych skoczków.
Średniacy II-go sortu teraz, czyli ci, co najczęściej zdobywali konkursowe punkty w liczbie, jednorazowo, nie większej niż 10. Jak się okazuje średniak średniakowi nierówny, a co dopiero sort średniaka innemu sortowi. Też średniaka. W czołowej 10-tce tych „gorszych” średniaków nie ma ani jednego z tych, którzy stanowili czołową 10-tkę średniaków „lepszych”. Pierwsze trzy miejsca na liście zajmują „gracze”, jak się wydaje, przypadkowi, których na razie trudno brać w tym zestawieniu na całkiem poważnie. Co wcale nie oznacza, że za jakiś czas na stałe nie zagoszczą w ścisłej czołówce tego rankingu. W tej chwili jednak ich bardzo wysokie lokaty niekoniecznie wynikają z regularnego lądowania w trzeciej 10-tce zawodów, a chyba bardziej z tego, że mało w PŚ startowali, przez co taki wysoki procent skuteczności.
Jernej Presecnik startował w PŚ raz i udało mu się wtedy zdobyć 3 punkty. Co, od razu, plasuje go na czele najlepszych „gorszych średniaków”. Nikt więcej nie ma już bowiem w peletonie stuprocentowej w tej mierze skuteczności. Zaraz za 19-letnim Słoweńcem jego 2,5 roku starszy rodak, Lovro Kos. Na trzy pucharowe konkursy, w których dotąd startował, dwa skończył właśnie w trzeciej 10-tce. Wychodzi efektywność (pomogę tym, co się nie doliczyli) na poziomie 66,667. 50-cioprocentową skuteczność ma natomiast w przedmiotowym zakresie Daniel Tschofenig, o którym pisałem, z tych samych zresztą dokładnie powodów, kiedy omawialiśmy efektywność skoczków w zakresie miejsc w czołowej 10-tce. Jeden z dwóch konkursowych startów Austriak zakończył na miejscu 30-tym (drugi, jak już wiemy z lektury, na 9-tym) i dlatego w naszym rankingu zajmuje przed nadchodzącym sezonem zaszczytną, trzecią, lokatę. Oczywiście nie muszę dodawać, ze cała ta czołowa trójka to byli w minionym sezonie pucharowi debiutanci. Tuż za pudłem kolejny z Austriaków, Thomas Lackner. Bardzo wysoką pozycję Tyrolczyk zawdzięcza ostatniemu sezonowi, kiedy to aż 7-krotnie kończył zawody w rozpatrywanym przedziale miejsc. Nigdy wcześniej zresztą w tej 3-ciej 10-tce nie był, podobnie jak nigdy wcześniej żadnych pucharowych punktów nie zdobył. Ma za sobą udział w 15-tu konkursach więc, jak łatwo wyliczyć, jego efektywność w przedmiotowym zestawieniu to 46,667%. Na miejscu piątym wiszący, niemal jak nad przepaścią, między japońskimi kadrami A i B Juken Iłasa. Gdyby nie ostatni sezon, Samuraj byłby pewnie w rankingu znacznie wyżej. Ale gdyby babcia miała wąsy… Tymczasem jego aktualna skuteczność we wskakiwaniu do trzeciej 10-tki to 45,455% (5/11). Szósty znów Austriak. Tą razą Ulrich Wohlgenannt. Po jego wyczynach, których dokonuje w Pucharze Kontynentalnym, zawsze wydaje się, że zawojuje PŚ, po czym ląduje w zawodach albo w trzeciej 10-tce właśnie, albo, jeszcze częściej, poza 30-tką. Ale procent skuteczności, w naszym rankingu przynajmniej, ma duży. 42,857% (9/21). Siódma pozycja zaskoczy wielu, a może wszystkich. Plasuje się na niej skoczek dość dalekiego niemieckiego zaplecza, Luca Roth. W zasadzie jest on, ex aequo z Wohlgenanntem, nawet szósty, ale przyjąłem zasadę, że przy tym samym wyniku liczy się to, kto więcej razy uczestniczył w zawodach. A Niemiec wziął udział tylko w siedmiu konkursach, z czego trzykrotnie wylądował wśród ostatnich 10-ciu skoczków rundy finałowej. Na pozycji ósmej drugi z Japończyków, Sato Wyższy. On lądował w trzeciej 10-tce najczęściej z całej czołówki tego rankingu, bo razy 19. Ale wziął udział w największej też liczbie zawodów głównych, bo w 45-ciu. Z tych 19-tu razy aż 13 miało miejsce w sezonie 2019/20, kiedy praktycznie nie zajmował prawie innych lokat niż te z przedziału 21-30 i, przez to, na dobre zadomowił się wtedy w kadrze A i w PŚ. Ostatnie dwa miejca czołowej 10-tki zestawienia też należą do Japończyków. Jeden, ten dziewiąty w rankingu, to Hiroaki Łatanabe. Traktowany przez japońskich trenerów jak Stękała przez Horngachera. Czyli, praktycznie, żadnego kontaktu z PŚ. Stąd udział w tylko 5-ciu konkursach, z których dwa zakończył małymi punktami. W 15-tu przypadkach (na 38) w trzeciej 10-tce lądował Reruhi Szimizu, który nominalnie nie skończył kariery i wcale nie jest taki stary, ale Pucharu Świata nie dostaje do powąchania od paru dobrych lat. W każdym razie, ze skutecznością 39,474%, zamyka pierwszą 10-tke „gorszych” średniaków. Od 11-go Cene Prevca (16/48) jest lepszy o ponad 6%.
Kto najczęściej z wszystkich czynnych skoczków zajmował w zawodach głównych miejsca 21-30? Oczywiście nieśmiertelny duet Kasai-Ammann. Temu pierwszemu zdarzyło się to 99 razy (jest w tabeli 77-my na 111-tu sklasyfikowanych, a jego efektywność w przedmiotowym zakresie to 17,399%), drugiemu 80-krotnie (ze skutecznością równą 17,505 % zajmuje lokatę wyżej). Na miejscu trzecim Manuel Fettner, który w rankingu zajmuje lokatę nr 29 (74/258, a w konsekwencji efektywność na poziomie 28,682%).
Z naszych, procentowo, najlepsze współczynniki ma pod tym względem Andrzej Stękała. Na 46 konkursów, w których brał udział, na miejscach 21-30 wylądował 15 razy. Daje mu to 18-te miejsce w stawce. Tylko jedną pozycję niżej jest Jakub Wolny. Kończył zawody w trzeciej 10-tce 28-krotnie, co się przekłada na 32,558% jego wszystkich konkursowych startów. Na 22-gim miejscu (63 obecności nie wyżej jak na 21-szym miejscu finałowej serii i 30,288%) Stefan Hula. Parę lokat niżej, na miejscach 26-tym i 27-mym, Klemens Murańka i Paweł Wąsek. Pierwszy znalazł się w trzeciej 10-tce w 29,293% (tj. konkretnie w 29-ciu), wszystkich konkursów, w których startował, drugi w 28,571% (czyli w przypadkach sześciu). 35-te miejsce w rankingu należy do Aleksandra Zniszczoła (18/68, czyli 26,471%). 20 lokat niżej siostrzeniec Małysza, Tomasz Pilch. On zdobywał punkty tylko dwukrotnie, dwa razy po jednym zresztą, ale próbował tego tylko w 9-ciu konkursach, więc jego współczynnik w przedmiotowym zakresie jest wyższy niż współczynnik wielu z tych, którzy trafili do trzeciej 10-tki dużo więcej razy. Na przykład niż czterech najwybitniejszych czynnych polskich skoczków. I tak Maciej Kot figuruje w tabeli na miejscu 59-tym. Lądował w trzeciej 10-tce 45 razy na 211 zawodów głównych. 68-my w rankingu Piotr Żyła zrobił to 55-krotnie, ale w 285-ciu konkursach. 44 razy (na 234 konkursowe podejścia) między 21-szym a 30-tym miejscem znalazł się w zawodach Dawid Kubacki. Dlatego były mistrz świata na skoczni mniejszej jest jeszcze  o pozycję niżej niż aktualny mistrz świata z tej skoczni. Najniżej z nich wszystkich jest w tym zestawieniu Kamil Stoch. Jego współczynnik znajdowania się na koniec zawodów w 3-ciej 10-tce (51 razy tak było) wynosi 13,973%.
c.d.n.n.

HareM
O mnie HareM

jakem głodny tom zły, jakem syty to umiem być niezły

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport