@karlin napisał, że Agnieszka Radwańska odniosła dziś największy sukces w karierze. Nie zgadzam się. Finał Wimbledonu 3 lata temu był, moim zdaniem, czymś znaczniejszym. Tym bardziej, że z kobiet krakowianka była wtedy najlepsza. To, że w dzisiejszym, a przede wszystkim czwartkowym meczu Agnieszka prezentowała się nawet lepiej niż we wspomnianym turnieju w Londynie, nie może mieć na nic wpływu. Wimbledon w tenisie to jak MŚ w piłce nożnej albo jak igrzyska w pływaniu. Nie ma większego sukcesu.
Dzisiaj natomiast odniosła, i to jest bezsprzeczne, jeden ze swoich największych w życiu sukcesów. Przy czym ja bym poczekał z achami, bo może się okazać, że jutro też wygra, a nam już nabojów, czyli jeszcze większych achów, zabraknie. A dobrze byłoby je jednak w zanadrzu mieć, bo co mistrzostwo to mistrzostwo. Między mistrzostwem a finałem jest wielka różnica.
Ja chciałem w zasadzie napisać inną rzecz. Wszyscy podkreślają, że to pierwszy w życiu finał Radwańskiej w Masters. Ale nikt nie zastanawia się dlaczego. A sprawa jest, być może, prosta. Aga grała trzeci półfinał, ale pierwszy, kiedy jej rywalem była w miarę normalna kobieta. Poprzednie dwa półfinały Polka grała z Sereną (Serenem) Williams, tworem co do którego można mieć liczne albo jeszcze liczniejsze wątpliwości.
Agnieszka dokonała w tym turnieju dwóch bardzo trudnych rzeczy. W decydującym boju grupowym oraz w półfinale pokonała rywalki, które wyjątkowo jej nie leżą. Muguruza w ogóle, a Halep w ostatnim okresie też w ogóle. Petra Kvitova, która w drugim półfinale ograła Marię Stękajło Szarapową i będzie finałową przeciwniczką Radwańskiej, też jej wyjątkowo nie leży. Bilans z Czeszką, o ile dobrze liczę, 2:6. I ostatnie parę spotkań też w plecy. Wychodzi więc na to że, prawem serii, Agnicha zdobędzie jutro mistrzostwo:). I niech tak będzie.
Inne tematy w dziale Sport