Jednak i niestety.
Ale może uporządkujmy. Agnieszka Radwańska odniosła jeden z największych sukcesów w karierze po raz piąty* awansując do półfinału Turnieju Wielkiego Szlema. A teraz:
Co by nie powiedzieć, to zawsze lepiej grać przeciw Szarapowej niż przeciw Williams(owi). Rosjanka, jak to zwykle bywa w ich bezpośrednich pojedynkach, nie szczytowała tylko do momentu, do którego wyraźnie prowadziła. Potem, czyli mniej więcej od 2:0 dla niej w pierwszym secie, cały kort zmuszony był już tylko słuchać jej jęków i krzyków. Na nic się zresztą zdały. Amerykański walec przejechał po Syberyjce niczym czołg po świeżo wyłożonym chodniku z kwiatów, drugiego seta wygrywając praktycznie do ucha (jedyny gem zdobyła reprezentantka Rosji kiedy wszystko było dawno rozstrzygnięte i przesądzone).
Wcześniej nasza Isia zagrała naprawdę bardzo przyzwoity, żeby nie napisać dobry, mecz z Hiszpanką. Na tyle przyzwoity, że pewnie wygrała. Zawdzięcza to swojej bardzo dobrej grze w pierwszym secie i słabej grze rywalki przez całe spotkanie. W drugiej partii odnosiło się fragmentami wrażenie, że Polka chce dać przeciwniczce odrobić straty, ale ta z uporem godnym lepszej sprawy, nie chce z tego w żadnym razie skorzystać. No i Suarez-Navarro postawiła na swoim. Trochę może przekolorowałem, ale tyle piłek co zepsuła Hiszpanka to by się i Djokovic ostatnio nie powstydził.
Przed czwartkowym półfinałem jestem umiarkowanym pesymistą. Jedno w każdym razie podczas meczu Szarapowa-Williams na myśl człowiekowi przychodziło. Chcąc wygrać z Amerykanką trzeba koniecznie atakować. Inteligentnie oraz, tylko i wyłącznie, kątowo. Próbowała atakować Szarapowa, ale jej tenisowej inteligencji daleko do tej, której wymaga się od hipotetycznej pogromczyni Tysona kobiecego tenisa.
Liczenie na to, że się wyjdzie zwycięsko z wymiany albo wybroni jakieś williamsowe petardy, nie ma żadnego sensu. Nie miała na to szans Szarapowa, tym bardziej nie będzie miała Agnieszka.
Leszek Drogosz nigdy z Tysonem co prawda nie walczył (w boksie obowiązują limity wagi), tym bardziej nie walczyłby z nim gdyby był kobietą (w boksie obowiazuje całkowity rozdział płci, nie ma wyjątków), ale podejrzewam, że do tego samego narożnika co rywal by się w takiej walce nie pchał. Kąsałby lewym i prawym sierpem (serwis) i schodził cały czas z linii ciosu (gra kątowa).
Ja wiem, że łatwo się mądrzyć jak się siedzi przed klawiaturą. Tymczasem Aga będzie miała przed sobą najbardziej autentycznego z Tysonów właśnie.
Czy w takiej sytuacji może dojść do sensacji? Moim zdaniem tym razem może. Kiedy? Trzy warunki. Pierwszy. To co już napisałem. Silny, mierzony pierwszy serwis oraz ciągła gra kątowa. Dwa. Żadnego przebijania na środek kortu. No i trzy. Żeby przynajmniej w jednym gemie w każdym secie Amerykance w ogóle nie siedział serwis. Dużo? Dużo. Ale skoro chcemy wygrać:).
Umiarkowany pesymizm umiarkowanym pesymizmem, ale Dawid też kiedyś pokonał Goliata. Tyle że Dawid, w przeciwieństwie do Agnieszki, nie był, niestety, kobietą. Gdyby był, moja wiara w zwycięstwo Polki, byłaby z pewnością dużo większa.
* Pierwotnie napisałem błędnie, ze po raz czwarty, ale dwaj czujni koledzy blogerzy mnie wyprostowali. Najgorzej szło mi w szkole dodawanie na palcach jednej ręki:) Dzięki:)
Inne tematy w dziale Sport