HareM HareM
650
BLOG

Tajner z Kruczkiem dwa bratanki! Obaj znaleźli nową pracę!

HareM HareM Sport Obserwuj notkę 1

Jeszcze trzy miechy temu nie przewidywał tego żaden najczarniejszy scenariusz dla Polski. Dla Polski sportowej głównie, ale przecież nasze porażki w sporcie są, po trosze, porażkami nas wszystkich. Nas obywateli, znaczy.

Dzisiejszy piątek można śmiało nazwać piątkiem trzynastego. Mimo, że nim, de facto, nie jest. Okazuje się bowiem, że z końcem sezonu zimowego straciliśmy, jako nacja, nie tylko najwybitniejszego w dziejach galaktyki trenera skoków narciarskich, Kruczka Łukasza. W dniu dzisiejszym z Polskim Związkiem Narciarskim pożegnał się bowiem Nikodem Dyzma Polski powojennej i Lech Wałęsa polskiego narciarstwa, Apoloniusz Dwóch w Jednym Tajner.

Jak podała bardzo popularna na Węgrzech, szczególnie w kręgach tamtejszych kynologów, węgierska agencja prasowa Buda Post, nasz super duet został zatrudniony, z dniem dzisiejszym zresztą,  jako podwójna lokomotywa w będącej odpowiednikiem PZN, Węgierskiej Centrali Narciarskiej. Podwójna lokomotywa czyli maszyna do dwa razy szybszego niż w innych krajach rozwoju dyscypliny, która przez ostatnie ponad 30 lat stoczyła się u bratanków niczym u nas… narciarstwo alpejskie, powiedzmy.

Pierwotne posezonowe plany obu panów były nieco inne. Łukasz Kruczek miał ponoć przejąć od nowego sezonu kadrę skoczków rosyjskich, ale tuż przed tym faktem udzielił był w „Komsomolskiej Prawdzie” niefortunnego wywiadu, w którym nie dość energicznie poparł nowe rosyjskie embargo Rosji na polskie prezerwatywy zakłócające proces planowej prokreacji w tym kraju, oraz nie wyraził zdecydowanej dezaprobaty wobec polskich odweciarzy, którzy po 70 latach obecności popiersia Feliksa Dzierżyńskiego na centralnym ołtarzu kościoła w jednym z miasteczek zachodniej Polski zawnioskowali o przeniesienie go w nieco bardziej ustronne miejsce świątyni. Odpowiedź Kraju Post Rad na taką postawę polskiego szkoleniowca mogła być tylko jedna. I była.

Fiaskiem zakończyły się także podjęte równolegle do negocjacji z Rosjanami, rozmowy z, próbującą pomału wyzwolić się z austriackiego jarzma, federacją niemiecką. Sprawa zmierzała ku szczęśliwemu końcowi, ale w końcu rozbiła się o dwie rzeczy. „Suddeutsche Zeitung” nie wymusiła na Kruczku oświadczenia, w którym potępiłby pełnych nienawiści (do ikony i wzorca wszelkiej demokracji, polskiego Trybunału Konstytucyjnego pod batutą prezesa Rzeplińskiego) zaplutych karłów prawicowej reakcji. „Die Welt” natomiast nie zdołała uzyskać podpisu trenera pod wnioskiem Amnesty International o przyznanie wspomnianemu prezesowi statusu prześladowanego, co zapewniłoby obecność w Polsce sił rozjemczych ONZ. Wobec powyższego podpisanie kontraktu nie miało żadnego sensu.

Spełzły również na niczym rozmowy z Finami. Różnica charakterów zadecydowała. Kruczek był w Polsce przyzwyczajony do ciągłego śmiechu (i nie szkodzi, że z reguły był to śmiech opinii publicznej z jego metod treningowych), a w Finlandii za największego jajcarza w kraju uważa się Janne Ahonena, ksywa Buster Keaton. Sami więc Państwo rozumiecie.

Plotką okazała się także informacja o zatrudnieniu Kruczka przez twór zwany „TEAM CANADA”. Tutaj na przeszkodzie stanęły ponoć wyniki amerykańsko-kanadyjskiego referendum w sprawie fuzji obu państw na czas igrzysk olimpijskich w Korei po to, by USA i Kanada mogły wystawić wspólną reprezentację w skokach narciarskich (w konkursie drużynowym wymagana jest liczba czterech skoczków, a tylu ani Kanada, ani USA, same nie posiadają). Niestety, wyniki referendum nie mogą być uznane za ważne bo, jak podaje prasa lokalna (NYT i inne takie), nikt nie wziął w nim udziału. W tej sytuacji nasz były selekcjoner zerwał rozmowy.

Nieprawdziwa okazała się też, po weryfikacji, wiadomość (znalazłem ją pod tym adresem: http://harem48.blog.onet.pl/) sugerująca, że na zatrudnienie Polaka zdecydowali się Koreańczycy. Północni zresztą.

Natomiast z tego co się słyszy w tzw. „sprawie Tajnera”, to tuż po ostatnim konkursie obecnego sezonu w Planicy został on przegoniony przez agresywną grupę polskich kibiców którym, na nieszczęście prezesa, w drodze na zawody w Słowenii czytano w autobusie, na głos, „Chłopów’ Reymonta. No i ci kibice po wspomnianych zawodach potraktowali Tajnera tak, jak rzeczeni chłopi Jagnę. Załamany niewdzięcznością narodu prezes nie wrócił nawet do kraju, ale zatrzymał się po drodze na Węgrzech, wziął się wykąpał, i poszedł na rozmowy do Budy. Do WCN, znaczy. Tam przyjęto go jak Mesjasza i teraz wniebowzięci są jednocześnie zarówno Węgrzy jak i Polacy.

Wracając już na teren stricte węgierski. Ustalono już ponoć najdrobniejsze szczegóły współpracy. M.in. to, że ze względu na brak w węgierskich skokach nie tylko uzdolnionej, ale i nieuzdolnionej młodzieży, trener Kruczek będzie pełnił na razie rolę skaczącego trenera, a prezes Tajner grającego prezesa. Na dobry początku Kruczek ma skakać jedynie, póki nie dołączy do niego rodzina, z kwiatka na kwiatek, natomiast Polo będzie grał, nie tak jak w Polsce w bambuko, ale w polo. Ze wskazaniem na jego odmianę – picipolo.

Jeśli tylko będę wiedział coś więcej – natychmiast dam znać.

Z Budy – latający (za Kruczkiem) reporter HareM.

HareM
O mnie HareM

jakem głodny tom zły, jakem syty to umiem być niezły

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Sport