Dość istotny dzień właśnie nam nastał. To znaczy może tylko dla mnie „właśnie”, przepraszam tych co zasuwają od rana.
Wracając do rzeczy. Mało powiedziane „istotny”. To jest wg mnie dzień sądny. Dzisiaj wreszcie będziemy mogli osądzić czy występ polskiej reprezentacji piłkarskiej na ME w nogę można oceniać w kategoriach wygranej czy nie.
Ja wiem, że wieloletni propagandysta Szpakowski (na zlecenie, bo jak inaczej) trąbi o wielkim sukcesie już od zwycięstwa z drewnianą Irlandią, ale wszyscy, z kolei, wiemy, że on tak musi (służba nie drużba), a po drugie to się chłop nie zna. To znaczy zna się na sporcie tak jak Tusk na polityce. Siedzi w nim lata i nic mu to nie pomaga. Im dłużej tym gorzej.
BTW. Gdyby ktoś uważał, że nie mam prawa tym dwóm nic zarzucać, bo też się (ani na sporcie, ani na polityce) nie znam, to ja się zgadzam. Zgadzam się w tym sensie, że się nie znam. Ale jest między mną a nimi drobna różnica. Ja o tym wiem. I dlatego nie idę w politykę i nie idę w sport. Piszę sobie, amatorsko, o tym drugim i, dużo rzadziej, o tym pierwszym. A ci dwaj przeciwnie. Im głupsze sądy im do łba przychodzą, tym głośniej i publiczniej je wypowiadają. A to jest już nie tylko żałosne, ale i niebezpieczne. Paru durniów tymi swoimi opiniami, każdy w swoim obszarze działania, przez te lata zarazić zdążyli.
Tak więc dziś się przekonamy czy możemy w kontekście polskich występów na EURO mówić o sukcesie, tym papierowym, czy nie. Przyłożymy do badanej próbki o 15-tej papierek lakmusowy, o 17-tej go wyciągniemy i wszystko będzie jasne. Ktoś może powiedzieć, że nie do końca, bo ze względu na układ drabinki, o prawdziwym sukcesie można by mówić dopiero po wygranym ćwierćfinale. Bo wtedy w pokonanym polu byłby w końcu zespół, który można uznać za reprezentanta szeroko rozumianej czołówki europejskiej. Częściowo zgoda. Ale tylko częściowo. Bycie, choćby z pomocą losu, w ósemce najlepszych zespołów naszego kontynentu to jednak jest już jakieś tam osiągniecie.
Skoro mamy ustalone, w którym momencie możemy wyjeżdżać z Francji bez opuszczania przyłbicy, to nic tylko dążyć do tego, żeby tak było. To znaczy trzeba przestać pitolić na konferencjach o klasie rywala tylko wziąć, wyjść na plac i pokazać tej mieszaninie wszystkich ras, bo to przecież nie są w żadnej mierze Szwajcarzy, gdzie raki zimują.
Drugie BTW. Mieszkałem kiedyś w Szwajcarii przez trzy miesiące. I, na swój sposób, choć to szorstka przyjaźń była, ich szanuję. Natomiast nie szanuję tego, jak postępują sklecając reprezentacje sportowe swego kraju z kogo się da i kto się napatoczy. Gdyby w reprezentacji Szwajcarii grali sami Szwajcarzy, to dzisiaj naszym rywalem byłaby na pewno inna reprezentacja. Szwajcaria nie dostałyby się nawet do „finałów”. Problem nie dotyczy oczywiście tylko piłkarzy tego kraju. Widziałem w zeszłym roku jakiś mityng lekkoatletyczny, w którym w finale biegła dobra szwajcarska sprinterka. Czarna. Oprócz niej w tamtym mityngu wystąpiło jeszcze kilku czarnoskórych zawodników i też okazali się reprezentantami tego kraju. Typowi Helweci. No bo jak inaczej, prawda?
U nas Tomaszewski wieszał psy na Obraniaku, którego dziadek był rdzennym Polakiem i na Polańskim, który po polsku mówi lepiej od niego (Tomaszewskiego znaczy, akurat od Obraniaka zresztą też:)). Na ludziach, którzy mają ewidentnie polskie korzenie. Jakie korzenie ma ośmiu z jedenastu piłkarzy pierwszej jedenastki Szwajcarii? Czy pan Tomaszewski na ten temat coś ostatnio powiedział? Nie słyszałem.
Ok., wiem. Nie trzymam się tematu. Obiecuję, że trzeciego BTW już nie będzie.
Tak jak napisałem wyżej. Żadnego obawiania się czy strachu przed rywalem. Założenie musi być jedno. Każda nasza formacja jest lepsza od każdej ich formacji. Więcej. Na każdej pozycji mamy lepszego piłkarza. Może poza Shaqirim, którego trzeba zwyczajnie zneutralizować. Ludzie! Kogo my się mamy bać? Johana Djourou na stoperze? Przecież on w każdym meczu gra jak Pazdan z Holandią, a nie jak Pazdan z Niemcami. On ma zatrzymać Roberta? Mamy bać się zespołu, który grając przez ponad pół meczu z przewagą zawodnika, był słabszy od, łagodnie pisząc, nie pretendującej do bycia piłkarskim wzorcem Albanii? Który w żaden sposób nie potrafił sobie poradzić ze słabiutką w tym turnieju, kto wie czy nie najsłabszą z wszystkich uczestników tegorocznego EURO, Rumunią?
Te nasze wszystkie eksperty ze srebrnego ekranu każą nam być bardzo ostrożnym przed tym meczem. A już ekspert Szpakowski szczególnie. To w końcu się zdecydujmy. Jesteśmy dobrzy czy nie. Jak jesteśmy dobrzy i dobrze przygotowani to ich łykniemy niczym pacjent tabletkę.
I tego się trzymajmy. Przyjechaliśmy te mistrzostwa wygrać. My, polscy kibice, na pewno. Mam nadzieję, że również piłkarze. Pan Szpakowski nie przyjechał mistrzostw wygrać, bo pan Szpakowski już odniósł z reprezentacją sukces. Wielki, jak mówi.
A nam mało. My chcemy zwycięstwa. Nie tylko ze Szwajcarią. Chcemy wygrać z Chorwacją, a potem z Belgią. A na koniec z Hiszpanią. Może być z Francją, jak komuś nie pasuje.
Takie cele trzeba sobie stawiać.
Wtedy będziemy mogli nie tylko mówić, ale i wrzeszczeć, na całą Europę, o pięknym, prawdziwym, POLSKIM sukcesie.
A na razie: HAJDA NA HELWETÓW!
Inne tematy w dziale Sport