Było nas trzech, w każdym z nas inna krew, ale jeden przyświecał nam cel. Tak było też w przypadku naszych golkiperów czy goalkeeperów (nie wiem co na jedno i drugie mówi SJP). Mamy czterech, nie trzech, bardzo dobrych bramkarzy. Nie piszę świetnych, bo to nieprawda by była.
Tytoń nigdzie nie pojechał, pojechał Boruc. OK., ma swoje dla polskiej piłki zasługi. Ale teraz, kiedy jest już po mistrzostwach, a w perspektywie dwa lata eliminacji, po których Artur Boruc będzie miał już 38,5 a nie 36,5 roku, nie powinno być wątpliwości kto z tej dwójki powinien walczyć z Fabiańskim i Szczęsnym o prymat w bramce. Choć, znając polskie realia kopane, niczego nie można być pewnym. To tyle o Borucu i Tytoniu. Teraz ci, o których w kontekście zakończonych mistrzostw mówić powinniśmy znacznie więcej.
Łukasz Fabiański. Kiedyś za nim żywcem nie przepadałem. Uważałem go za mamlasa nie tylko bez dwóch, ale nawet bez jednego jaja. Nie pomyślałem, że nie każda osoba publiczna musi rodzić się tak pewna siebie i bezczelna jak Szczęsny, ze po przykłady spoza polskiej reprezentacji piłkarskiej nie będę sięgał. (Żeby było jasne. Mi to, że Szczęsny jest bezczelny zupełnie nie przeszkadza. Przynajmniej do tej pory.) Od czasu kiedy przeszedł do Swansea, Fabiański nabrał pewności siebie. Nie w tym sensie co wyżej. On po prostu uwierzył w siebie. Trochę, przynajmniej w kontekście reprezentacji, pomogła mu też Bozia. Szczęsny podpadł Wegnerowi, stracił miejsce w klubie i przed Łukaszem otworzyły się bramy, a w zasadzie reprezentacyjna bramka.
I on to wykorzystał. Broniąc w reprezentacji, praktycznie nie popełnił żadnego błędu. Może poza meczem w Dublinie, ale tam był ewidentny faul i jestem pewien, że ten pajac, który mecz sędziował, musiał ewidentnie wziąć w łapę.
I w takiej sytuacji Nawałka, myślę, że nie sam, tylko pod wpływem przemożnego działaczo-towarzysko-dziennikarsko-piłkarskiego lobby, wbija mu nóż w plecy. Odsyła go na ławkę.
Myślę, że to co Fabiański, również w kontekście opisanej sytuacji, pokazał we Francji, każe uznać go najlepszym polskim piłkarzem tych mistrzostw. Z Niemcami wybronił to co miał, z Ukrainą znów był czujny i bardzo dobry, a ze Szwajcarią zwyczajnie uratował nam kuper. Wszyscy widzieli, nie będę się silił. Obie bramki, które puścił, to nie jego wina. Z Shaqirim nie miał najmniejszych szans, z Portugalią też, bo Krychowiak zmienił zasadniczo tor lotu piłki zwiększając jeszcze jej szybkość. Można mieć, owszem, pretensje o karne, ale to nie do niego. Jeśli ktoś wie, że w drużynie jest bramkarz, który w tym elemencie jest dużo lepszy, to go zwyczajnie w ostatniej minucie dogrywki zmienia. Pitolenie o tym, ze Nawałka nie chciał zadawać Fabiańskiemu drugiego ciosu jest właśnie pitoleniem. fabiański miał grać od początku mistrzostw, a w ostatniej minucie meczu z Portugalią powinien zostać zmieniony. Przez tego, który najlepiej łapie karne. Van Gaala uważam za nadętego bufona, ale jego takich elementariów uczyć nie trzeba.
Wojciech Szczęsny. Bardzo przyzwoity występ z Irlandią. W drugiej połowie, dwa razy chyba, uratował nam kuper, kiedy to Jędrzejczyk z Pazdanem uprawiali radosną twórczość pod własną bramką. To znaczy on nas uratował chyba raz, a drugi raz jakiś irlandzki drwal. Nieważne. Grał bardzo dobrze. Co nie znaczy, że miał w tym meczu w ogóle grać. Co starałem się wyartykułować wyżej.
Nie wiem czy Szczęsny brał osobisty udział w akcji „wyautować Fabiańskiego”. Nie jest to dla mnie istotne w tym sensie, że nie wpływa na moją ocenę jego występu na mistrzostwach Europy. Uważam, że pokazał się zwyczajnie z bardzo dobrej strony.
Jakbym miał przyznać oceny za całokształt (skala 1-5), to:
Fabiański – 4,0
Szczęsny – 3,0
Boruca z przyczyn oczywistych nie klasyfikujemy. A moglibyśmy, gdyby bronił karne z Portugalią
c.d.n.
Inne tematy w dziale Sport