HareM HareM
254
BLOG

Jak Polacy grali w piłkę. O ME 2016. Odcinek 7: Atak

HareM HareM Sport Obserwuj notkę 6

Tu od razu zaznaczam. W tym odcinku mogę być nieobiektywny. Będę pisał bowiem o dwóch graczach, których jestem prywatnie wściekłym fanem. Jest jeszcze Stępiński, o którym jednak niczego po tych mistrzostwach napisać się nie da, bo podobnie jak paru innych piłkarzy kadry Nawałki, ani raz trawy nie powąchał. A przecież mógł, choćby w meczu z Ukrainą. Zostawmy więc Stępińskiego w spokoju i zajmijmy się tymi, co grali.

Robert Lewandowski. Na tych mistrzostwach nie było Roberta Lewandowskiego. Mam na myśli tego, co to strzelił cztery bramki w jednym meczu z Realem, pięć z Wolfsburgiem albo trzy w finale Pucharu Niemiec z Bayernem. Którego znamy z bardzo dobrej strony z jeszcze przynajmniej stu innych meczów. Tego Roberta zamknął w szafie pancernej, i zabrał od niej klucz, pan Guardiola (nie tylko jego zresztą, bo Niemcy z Bayernu są na mistrzostwach najsłabsi w tej reprezentacji). Nie wiem na jak długo, ale wiele zależy od Ancelottiego. Miejmy nadzieję, ze klucz od szafy się znajdzie.

Na mistrzostwa przyjechał więc nie ten Lewandowski. Ten co przyjechał był fizycznie mocno zmęczony i bardzo nieświeży. To było ewidentnie widać i czuć.

Nie zmienia to faktu, że polskiej reprezentacji ogromnie dużo dawało tylko to, że nasz środkowy na boisku był. Z Robertem było na tych mistrzostwach jak ze słynnym filmem. Przychodzili nań popatrzeć wszyscy defensorzy rywala, zostawiając pozostałym Polakom dużo więcej miejsca niż normalnie. Kto tego nie potrafił dostrzec ten kiep.

Pracował tez Lewandowski, w każdym niemal meczu (może poza ostatnim, kiedy zwyczajnie pod koniec spotkania pływał), jak wół. Parę razy stworzył też kolegom świetne sytuacje. Przebłysków, z racji wspomnianych na początku czynników, miał rzeczywiście jak na lekarstwo. Trzy, może cztery, w tym trafienie z Portugalią. Kilka sytuacji z kolei, w tym na pewno z Niemcami i Ukrainą, najzwyczajniej w świecie „zmiliczył”.

Tak jak nie można się dziwić kibicom czołowych zespołów klubowych, że chcą aby ich asy grały dobrze w meczach ligowych, tych krajowych jak i międzynarodowych, tak nie można się dziwić kibicom naszej reprezentacji, że spodziewali się od Lewandowskiego tego samego na ME. I w tym sensie nasz najlepszy gracz XXI wieku niewątpliwie zawiódł. Nie był we Francji kimś takim jak 42 lata temu Lato albo 8 lat później Boniek. Nie dominował tak jak w Bundeslidze, nie dominował tak jak w eliminacjach ME. W zasadzie nie dominował w ogóle i w niczym. A tego od niego oczekiwano, bo miał być tym, który w ważnych momentach przeważy szalę na naszą korzyść. Nie przeważył, ale i tak stanowił w reprezentacji ważne ogniwo. Ogniwo, bez którego z przodu nie zrobilibyśmy nic.

Przepaść między oczekiwaniami (również moimi) a rzeczywistością wpływa w sposób istotny na wystawiana mu ocenę. Ocenę słabszą niż kilku innych reprezentantów polski. Jego wina. Sam sobie zgotował ten los. Było wcześniej nie doprowadzać kibiców do ekstazyJ.

Arek Milik. Zasadniczo kibice przez ostatnie kilkanaście miesięcy po jego strzałach każdorazowo wpadają w szał. Przy czym w eliminacjach czy w lidze holenderskiej był to z reguły szał radości. Na ME po uderzeniach Milika można było, poza jednym wyjątkiem, wpaść jedynie w szał rozpaczy.

Z drugiej strony, jak się głębiej zastanowić, to jest, moim zdaniem przynajmniej, jedyny zarzut, który można mu za grę w finałach postawić. No nie. Jeszcze pierwsze 15 minut z Irlandią (coś strasznego). Oprócz tego on naprawdę grał dobrze. Świetnie się ustawiał, świetnie szukał piłki. Ona jego zresztą też szukała i, co ważniejsze, bardzo często znajdowała. Pracował, jak Lewandowski, na całej długości i szerokości boiska. Czego od tego 22-letniego młokosa jeszcze chcieć? No dobrze. W paru akcjach mógł zagrać mniej egoistycznie (myślę głównie w kontekście Lewandowskiego).

Jak się dobrze zastanowić, to Milik należał do tych, z którego postawy można być zadowolonym. Na ocenę gracza nie mogą wpływać tylko nie wykorzystane okazje czy nawet przestrzelone „setki”, choć sam ze trzy razy chciałem go w pierwszej chwili zwyczajnie udusić. Różnie z tym Milikiem może jeszcze być, ale myślę, ze jest szansa nawet na to, żebyśmy mieli z niego korzyści większe niż z Roberta.

Oceny:

Lewandowski – 2,75

Milik – 2,75

Stępiński – trza poczekać

 

HareM
O mnie HareM

jakem głodny tom zły, jakem syty to umiem być niezły

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (6)

Inne tematy w dziale Sport