Dopiero co obiecałem jednemu z kolegów blogerów, że następny tekst o skokach napiszę za kilka miesięcy, a już muszę przyrzeczone słowo złamać. Dla takiej nowiny to złamałbym jednak znacznie więcej. Poważnie. Przykładów jednak nie dam, bo nie o nie w końcu chodzi.
Drodzy kibice sportu w ogóle, a skoków narciarskich w szczególności. Jeśli nie dopadła Was jeszcze ta przejmująca i wstrząsająca wiadomość, to z najwyższym SMUDKIEM I BULEM informuję, że Miran Tepes, ikona spuszczania ludzi w dół lub wpuszczania ich w maliny (co często w jego wypadku oznaczało to samo) dokonał był właśnie swojego żywota. Żeby Wasz BUL przynajmniej nieco ukoić to od razu dodam, że chodzi o dokonanie przezeń żywota w roli puszczalskiego. W innych zakresach święty FIS-owski Miran niczego, na szczęście, nie dokonał. O czym zresztą wszyscy, oprócz niego samego i może świętego Hofera, wiemy.
Wyrażając ogromny żal z zamieszczonego wyżej powodu, wypada mieć przy tej okazji do losu dwie prośby. Pierwsza to taka, żeby następca Słoweńca okazał się jego zupełnym przeciwieństwem. I druga, kto wie czy nie ważniejsza. Żeby do podobnego wniosku co Tepes doszedł jeszcze przed zimą również fuhrer Hofer. Oczywiście pożegnalibyśmy go w jeszcze bardziej nieutulonym bólu i żalu ( a moze żelu) niż puszczajłę, modląc sie za niego trzy razy dziennie. O to, żeby nigdy nie wrócił, rzecz jasna.
Inne tematy w dziale Sport