HareM HareM
623
BLOG

Zmiana niewątpliwie dobra, choć z drobnym falstartem

HareM HareM Sport Obserwuj notkę 21

Dla ludzi kochających skoki narciarskie i, jednocześnie, dobrze życzących polskiej reprezentacji, od ośmiu lat było jasnym jak słońce, że osobą bez której rozwój tej dyscypliny w Polsce byłby, przynajmniej jak chodzi o wyniki na arenie międzynarodowej, znacznie szybszy i dynamiczniejszy, jest główny trener reprezentacji. Musiało jednak dopiero dojść do katastrofy takiej, jak ta z poprzedniej zimy, żeby rzecz ta stała się równie bezsporna dla tzw. „responsible people’ w Polskim Związku Narciarskim. W zasadzie dla „responsible man”, bo w PZN-ie, mimo mylącej powierzchowności, rządzi w praktyce jeden człowiek.

Wielokrotnie poruszałem ten temat. Wystarczająco dużo poświeciłem mu tuszu i czasu, żeby teraz do niego wracać.

Zmiana w tym obszarze, dobra zmiana, dokonała się minionej wiosny. Przyszedł wreszcie nowy trener. Z wiedzą, pomysłami, kreatywnością i doświadczeniem. Trenerskim i zawodniczym. I z ogromną, austriacką, w pozytywnym tego słowa znaczeniu, bazą. Co ma, szczególnie w ostatnich 10-ciu latach, znaczenie podstawowe. Proszę zwrócić uwagę, ze austriaccy szkoleniowcy są na etacie praktycznie we wszystkich najbardziej liczących się federacjach. Oprócz Słowenii i Japonii, ale Słoweńcy mają Prevców, a Japończycy zupełnie inną kulturę.

Odżyły wiec nadzieje polskich kibiców. Z tego co niosło echo dochodzące z okolic Zakopanego i Wisły, Stefan Horngacher bardzo szybko przekonał do siebie i swoich metod pracy wszystkich, bez wyjątku, kadrowiczów oraz prominentnych działaczy. Sam czytałem jak o ogromnej różnicy między nim a Kruczkiem mówił wiceprezes PZN Wojtowicz.

Czym ich zjednał? Konkretami, wiedzą, przejrzystością planów i celów, daniem równych szans oraz jasnymi regułami gry. W krótkim czasie ze skłóconych i patrzących na siebie wilkiem ‘jedynaków’ kadrowicze stali się normalną sportową „rodziną”.

Horngacher zmienił drastycznie cały trening. Jak mówili zawodnicy (nie chcący ze względów strategicznych, co zrozumiałe, wdawać się w szczegóły), od A do Z. Białe stało się czarne, a czarne białe.

Zmiany te bardzo szybko stały się widoczne na skoczni. Maciej Kot zdominował letnie zawody tak, jak nikt inny wcześniej. Pozostali przestali popełniac błędy, jakie notorycznie popełniali przez dwa poprzednie sezony, a piotr Żyła przestał, przynajmniej na rozbiegu, bawić się w durnia.

To wszystko powodowało, że czekaliśmy, my –kicie, na pierwsze zimowe zawody z ogromnym zainteresowaniem.

Te zawody mamy już za sobą. Rozpoczęły się czwartkowymi kwalifikacjami., które sugerowały, że Polacy mogą w tym sezonie roznieść całe pozostałe towarzystwo w drobny puch, a Horngacher po sezonie w cuglach wygra wyścig po polską prezydenturę. Mimo braku obywatelstwa:).

Dziś jesteśmy już po inauguracyjnym weekendzie w Kuusamo. W Kuusamo, które potraktowało skoczków, jak na siebie, wyjątkowo łagodnie i pozwoliło na rozegranie dwóch konkursów, z których jeden można nawet uznać za rozegrany we w miarę obiektywnych warunkach. Drugi już nie, na czym, między innymi, ucierpiał aktualny lider naszej reprezentacji.

Napiszę tak. Ten inauguracyjny weekend w wykonaniu polskich skoczków był podobny do inauguracyjnego roku rządów w wykonaniu PiS. Było naprawdę nieźle, ale jednak dużo słabiej niż wynikałoby to z rozbudzonych w kampanii wyborczej (sezon przygotowawczy + rzeczone kwalifikacje) nadziei.

No bo tak. Jeszcze nigdy w Kuusamo nie wypadliśmy w historii tak dobrze. Owszem. Adam Małysz potrafił tu zajmować, kilkakrotnie, w tym w jeden weekend, drugie miejsca. Ale reszta była zawsze żałosna. Tym razem zdobyliśmy dwukrotnie po około 80 pkt (w piątek nawet więcej). Maciek Kot był dwa razy w 10-tce, Żyła z Kubackim dwukrotnie w drugiej. W piątek punktowało pięciu, wczoraj czterech Polaków. To są niezaprzeczalne fakty..

Ale są też minusy. Kot tuż przed zawodami wyglądał na kogoś, kto dwa razu skutecznie zawalczy nie tylko o czołową 10-tkę, ale i o podium. Kamil Stoch miał być dwukrotnie w 10-tce, ale w pierwszej nie w trzeciej. Dużo więcej można się było spodziewać po Huli i Murańce.

Widać też, że niektórzy rywale wcale nie mają zamiaru patrzeć jak doganiają i przeganiają ich Polacy. Bardzo mocni są Niemcy, których liderowi dodatkowo bardzo pomagają sędziowie. Ten trend, chodzi mi o „braterską” pomoc sędziów dla Freunda, widoczny już bardzo w zeszłym sezonie, zostanie, jak widać, utrzymany. Silni, dużo silniejsi niż w zeszłym sezonie, wydają się być Austriacy. Jest ich już nie tylko dwóch. Wyłoniła im się chyba w miniony weekend definitywnie mocna czwórka do drużynowego brydża. Mnie niesamowicie zaskoczył nie Fettner, bo o nim się od kilku tygodni słyszało, a wydający się na dobre wracać do żywych Kofler. Niewyraźni są natomiast na początku sezonu Norwegowie. Oprócz Tandego, który jest bardzo mocny, a piątkowy konkurs mu chyba po prostu tylko zwyczajnie nie wyszedł. Osłabieni od początku sezonu brakiem Kranjca Słoweńcy na szczęście mają Prevców. Prevcovie są w Słowenii w tym sezonie trochę tak, jak u nas swego czasu byli, przez lata, Małysz, a potem Stoch. Robią za alibi. No bo skoro mamy takie dobre wyniki, to przecież jest super. A super to u nich jednak chyba nie jest. To znaczy Tepes się może, myślę, niedługo mocno poprawić i do Prevców jesli nie doszlusowac to podgonić. Ale pozostała trójka, którą widzieliśmy w Kuusamo, to już niekoniecznie. A inni są jeszcze słabsi. Z pozostałych narciarzy warto zwrócić uwagę na jednego. Doskoczył do czołówki mój osobisty ulubieniec z Francji, Wincenty. To była zawsze taka sierotka Marysia, taki, można rzec, chłopak do bicia. Ale w zeszłym roku się w końcu przebudził, a ten sezon zaczął z wysokiego „C”. Ciekawe na ile starczy mu sił i energii.

Podsumowując. Jest dobrze, ale nie tak, żeby się trzeba było zachwycać. Szału, którego się po czwartkowych eliminacjach osobiście spodziewałem już w ten weekend, jeszcze nie ma. Ale myślę, że będzie. Nie jestem do końca przekonany, że już za tydzień czy dwa, ale będzie. A ten mały piątkowo-sobotni falstart tylko takich skoczków jak Kot czy Stoch wzmocni. Co do Murańki, na przykład, to już taki pewien nie jestem. Choć w jego akurat przypadku wyjątkowo bym chciał. To moja, niespełniona dotąd pod żadnym względem, skokowa miłość.

HareM
O mnie HareM

jakem głodny tom zły, jakem syty to umiem być niezły

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport