Uwaga - tekst ten jest kontynuacją artykułu - http://marek.w.salon24.pl/
Wraz ze zmianami w polityce wewnętrznej Chin równie gwałtownie zmieniała się ich polityka zagraniczna oraz ich zewnętrzny obraz. Przez cały czas panowania, Mao konsekwentnie dążył do wywindowania Komunistycznych Chin na pozycję trzeciej, równorzędnej potęgi względem szczepionych w bezwzględnym pojedynku o dominację na świecie Rosji i Ameryki. Mimo sporych sukcesów wymarzona potęga Chin Ludowych była bardziej propagandowa, niż faktyczna. Świetnie pokazała to wojna z Wietnamem, gdy doborowy chiński Korpus Ekspedycyjny dostał ciężki łomot od drugorzutowych wietnamskich dywizji. Jasne się stało, że ideologiczne szaleństwo również w dziedzinie militarnej się nie sprawdza.
Marzenie Mao zrealizował Teng Siao Ping i jego następcy. Gwałtownie rozwijające się Chiny wkrótce wyszły na drugą pozycję w świecie w PKB oraz nakładach na wojsko i dla wszystkich stało się jasne, że zakładanym celem Mandarynów będzie detronizacja USA jako światowego Hegemona. Wykorzystując masowe szpiegostwo przemysłowe i kopiowanie zagranicznych wzorów uzbrojenia Chińska Armia zdecydowanie odrabiała dekady zapóźnienia wobec światowej czołówki. Natomiast zasadnicza modernizacja organizacyjna polegała na zwiększeniu roli Floty i Lotnictwa wobec wojsk lądowych, tradycyjnie najważniejszych w Chinach, wszystko to wsparte szybkim rozwojem potencjału naukowego i przemysłowego Chin.
Nic więc dziwnego, że energiczne zbrojenia poparte agresywną polityką zagraniczną wymierzoną w dotychczasowego Hegemona i jego sojuszników w Azji wywołały zdrową panikę wśród ekspertów, a później i w światowych mediach. Niektórzy wręcz obliczali datę, kiedy pokonana Ameryka ze wstydem spadnie na drugie miejsce za triumfującym "Smokiem". Również amerykańscy prezydenci zareagowali na nowe wyzwanie, przenosząc jednostki wojskowe ze spokojnej Europy w region Pacyfiku.
Szczyt tej strategii nastąpił za rządów Obamy, który w ramach odparcia chińskiego wyzwania przeprowadził "Reset" tradycyjnej polityki, planując wciągnięcie dawnego rywala z czasów Zimnej Wojny, czyli Rosji do montowanego przez USA Antychińskiego Sojuszu. W jego skład miały wejść oprócz państw Anglosaskich, Japonia, Korea, Filipiny, Tajwan, Indonezja oraz dwie potęgi - Indie oraz właśnie Rosja. Jak się spojrzy na mapę, to widać takie piękne kółeczko...
Wracamy tu do zasadniczego problemu chińskich władz, czyli ukształtowanej na przestrzeni wielu wieków arogancji. Jest ona zrozumiała, skoro przez tysiące lat Chińczycy byli centrum znanego świata i oczywiście przejawiała się w traktowaniu zagranicznych sąsiadów jako ludów peryferyjnych, łaskawie dostrzeganych , które powinny znać swoje miejsce Ubogich Krewnych. A jasne jest, że z ubogimi krewnymi nie ma potrzeby zawierać sojuszy czy tym bardziej Koalicji.
Aktualnie ta polityka pogardliwego traktowania swoich sąsiadów, pomijania ich interesów, a wręcz straszenia własną potęgą doprowadziła do ciężkiej strategicznej porażki, gdy praktycznie wszystkie Wschodnio-Azjatyckie państwa za wyjątkiem ostatniego pariasa, jakim jest Korea Północna preferują współpracę z Ameryką a nawet szukają w niej ochrony. Najlepszym przykładem jest tu Wietnam, który niegdyś prowadził zwycięską wojnę z USA przy pomocy Chin, a obecnie wstąpił do sojuszu handlowego i udostępnia swoją bazę wojenną amerykańskiej flocie. Również spór o Morze Południowochińskie, taktycznie wygrywany przez Chiny, strategicznie jest katastrofą, jednocząc przeciw nim wszystkich sąsiadów.
Opisana powyżej sytuacja jest na tyle znana i oczywista, że praktycznie wszyscy analitycy jak również publicyści przewidywali kolejną konfrontację w ramach Wielkiej Gry o światową Hegemonię (ja zresztą też popełniłem parę tekstów na ten temat). Tymczasem dosłownie w ciągu ostatnich paru lat ten paradygmatuległ całkowitej zmianie, przy czym zabawna jest powszechna nieznajomość tego faktu, tak przecież ważnego dla światowej polityki.
Przełom nastąpił dwa lata temu, gdy Polsce udało się (dzięki wyjątkowemu szczęściu i koncertowej grze naszych polityków) najpierw wyrwać Ukrainę ze strefy wpływów Rosji, a następnie wykorzystując kardynalne błędy Putina zmusić Zachód, w tym Amerykę Obamy do wypowiedzenia wojny gospodarczej Rosji. Przy czym zarówno Obama, dla którego było to rozwaleniem jego strategii jak i europejscy politycy zapierali się ze wszystkich sił …
Kiedy jednak Ameryka wreszcie podjęła decyzję "uspokojenia" moskiewskiego Carka, jasne się stało, że bez Chin nie ma mowy o skutecznych sankcjach, a szczególnie o zablokowaniu dostępu Rosji do światowego rynku kredytowego. Wtedy chińskie władze stanęły przed absolutnie zasadniczą decyzją strategiczną. Mogli wybrać dwie drogi:
-
Jeśli na serio będą dążyć do konfrontacji z USA, to nie ma lepszego momentu na otwarte działanie. Mogły w całości poprzeć Rosję Putina w jego rozgrywce z Zachodem jak również wesprzeć Iran w dalszym dążeniu do zbudowania Bomby. Automatycznie wciągnęłoby to oba wielkie kraje do chińskiego obozu i zaszachowało Amerykę, przewodzoną na dokładkę przez fatalnego Prezydenta. Jeśli dołożyć do tego nadchodzący europejski Kryzys związany z muzułmańskimi Emigrantami, łatwo zauważyć, że dla Chińskich Mandarynów musiała to być wielka pokusa.
-
Drugą drogą była wybrana realnie, czyli pełna współpraca z Zachodem zarówno w kwestii Irańskiej jak i rozgrywki z Putinem. Chiny dość dyskretnie ale stanowczo blokują rosyjskie działania, konsekwentnie zaciągając pętlę na gardle rosyjskiej gospodarki, wspomagają również powrót Iranu na światowe salony. W przypadku przygotowywanej konfrontacji z Ameryką taka polityka byłaby bezsensowna, ponieważ oznacza rezygnację z doskonałych okazji osłabienia przeciwnika.
Wniosek może być tylko jeden - w Pekinie po analizie ogólnej sytuacji strategicznej, stanu chińskiej gospodarki, tracącej szybko rozpęd oraz rachunku strat i zysków podjęto decyzję odłożenia próby detronizacji Ameryki,zarówno na polu politycznym jak i militarnym. Oczywiście nie przekreśla to prób rywalizacji gospodarczej czy wizerunkowej, powszechnie zresztą stosowanej i akceptowanej przez inne państwa.
Jest więc dla mnie oczywiste, że po cichu oba mocarstwa zawarły dyskretną umowę dotyczącą obu ważnych problemów jak i dalszej współpracy. Przy czym ceną ze strony Ameryki była faktyczna rezygnacja z próby zawładnięcia Azją Centralną na rzecz Chin. Przyszło to im tym łatwiej, że droga przez Pakistan i Afganistan jest faktycznie zablokowana, a rywalizacja o Azję Centralną i jej ogromne bogactwa naturalne skutecznie dodatkowo poróżni Chiny i Rosję.
Perspektywy dalszej rywalizacji obu potęg jak i problemów rozwoju samych Chin opiszę w trzeciej części cyklu.
Inne tematy w dziale Polityka