Wpadłem przypadkiem na artykuł pana Prof. Piotra Witakowskiego, jednego z organizatorów KS.
http://marszpolonia.com/2015/08/25/piotr-witakowski-o-samolotach-puszkach-i-parowkach-oraz-tepocie-umyslowej/
pod tytułem:
" Piotr Witakowski - O SAMOLOTACH, PUSZKACH i PARÓWKACH ORAZ TĘPOCIE UMYSŁOWEJ".
Trochę mnie ta tępota umysłowa w ustach było nie było Profesora obruszyła.
Zwłaszcza jeden akapit mnie zastanowił:
"Jeśli wśród tysięcy dotychczasowych katastrof lotniczych bez eksplozji (typu 1A) nigdy nie nastąpiło pękniecie wzdłuż osi kadłuba i jego rozwarcie, świadczy to o tym, że taki sposób zniszczenia w katastrofie bez eksplozji jest niemożliwy. Innymi słowy, że podłużne pęknięcie kadłuba i jego rozdziawienie jest możliwe tylko na skutek wewnętrznej eksplozji."
No to ja albo ślepy, albo tępy umysłowo jestem:

Ja tam (przynajmniej do momentu uderzenia tego samolotu w most i zniknięciu z pola widzenia) żadnych wybuchów nie widziałem, a kawałki kadłuba jak od linjki ucięte nad linią okien widzę.
Zdjęcie powyższe budzi rówież we mnie pewne wątpliwości co do rzetelności propagowanej przez pana Macierewicza symulacji dr Biniendy i zbawiennego działania lądowań w pozycji odwróconej na przeżywalność pasażerów.
Ale do rzeczy.
Katastrofa samolotu ATR 72 linii TransAsia to prawdopodonbie najbliższy temu co wydarzyło się w Smoleńsku w momencie zderzenia samolotu z gruntem, doskonale udokumentowany zdjęciowo wypadek lotniczy (i miejmy nadzieję, że tak już pozostanie).
Zbliżona prędkość, nieduży kąt zderzenia, konstrukcja kadłuba (presuryzacja) i podłoże (trochę tu naciągam - woda vs mocno nasączona gleba).
Moja hipoteza:
TU 154 uderzył w glebę w pierwszej kolejności kokpitem, a przynajmniej do czasu takiego uderzenia nie doznał żadnych wiekszych uszkodzeń kadłuba skutkująych utratą jego szczelności.
Uderzeniowe upłynnienie gruntu w połączeniu z dużą powierzchnią styku dało w efekcie w pierwszej fazie zderzenia plastyczne odkształcenie części kadłuba (kokpit) i gwałtowny wzrost ciśnienia wewnątrz (presuryzowanego = szczelnego) kadłuba, w stopniu wystarczającym do jego częściowego rozerwania wzdłuż linii styku pasów poszycia, a może nawet do oddzielenia części ogonowej w miejscu zamocowania tylnej przegrody ciśnieniowej.
Trochę tak w jak puszce pana profesora, ale jeszcze przed jej otworzeniem a po energicznym nadepnięciu na jeden z końców.
Taki przebieg byłby w moim przekonaniu w niezłej korelacji do wyglądu wraku i miejsca zderzenia (brak wyraźnego krateru).
Co Państwo o tym myślicie ?
Zapraszam do (w miarę możliwości technicznej) dyskusji.
Projektuję i buduję systemy informatyczne. Hobbistycznie entuzjasta technicznych zagadnień aerodynamiki lotu i "pilot" samolotów X-Plane.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka