27 czerwca
Lemingopedia 3.0
W XXI wieku, w Polsce – kraju Kopernika, Łukasiewicza i matematycznego geniusza Banacha – samozwańcza intelektualna elita, postanowiła zejść z Olimpu i przemówić do ludu. Nie po to jednak, żeby wyjaśniać świat. Nie. Zeszła po to, żeby go fałszować. Bo przecież występy w TVN to jest niepisana licencja na – przepraszam za kolokwializm – pier****nie głupot, na dźwięk których gawiedź i tak będzie biła brawo, bo przecież "profesur powiedział".
Weźmy na warsztat model doktora Krzysztofa Kontka, na którym stoi cała ta absurdalna dyskusja o wynikach wyborów. Model absolutnie cudowny – dopóki liczby układają się po stronie Rafałka. Lewicowe media dostały spazmów z zachwytu, bo oto pojawił się doktor! Naukowiec! Algorytm!
No tylko jest jeden malutki problem z tą metodologią... Cytuję z raportu – rozdział 2.4: "W niektórych przypadkach zastosowanie tej procedury skutkowałoby zwiększeniem liczby głosów na Nawrockiego. W takich sytuacjach jego pierwotny wynik pozostawiono bez zmian – nie wprowadzano korekty 'w górę', co odzwierciedla konserwatywne podejście, mające na celu uniknięcie sztucznego zawyżania jego poparcia".
Ekhm… przepraszam, ale czy wy jesteście, ku**a, poważni? To jest jakby ktoś kazał poprawiać test tylko wtedy, gdy znalazł błąd u ucznia, którego rodzic jest za PiS-em. To jest symetria po Sorosowemu, czyli jeśli coś nie pasuje do tezy – zostawiamy. Bo przecież liczy się, żeby wyszło "jak trzeba".
A to nie koniec! Cały na biało wjechał Markowski. Profesor! Socjolog! Ekspert od wyborów, który, gdy wynik nie pasuje mu do narracji, nie poprawia teorii – tylko zmienia rzeczywistość. Ten, który sprawdzał gościom portfele, czy przypadkiem nie mają karty Vitay i nie tankują na obajtkowym Orlenie. Na pytanie dziennikarza, dlaczego więźniowie tak gremialnie głosowali na Trzaskowskiego, odpowiedział z profesorską pewnością: "Bo im też zależy na pewnego rodzaju praworządności". No... jego mać. Przecież to jest potrójny fikołek zakończony klaśnięciem uszami w powietrzu. Oto elity.
A! I jeszcze Leszek Miller. Nasza gwiazda, której przypisuje się obecnie status głosu rozsądku, zamiast czerwonego, politycznego cynizmu komuszysty. Leszek wyprowadzał psa. Zatrzymał się facet samochodem i płacząc błagał, żeby "coś zrobić z tymi wyborami, bo on już tak nie może". Nie wiem jak dla Was, ale dla mnie największym skandalem w tej historii nie jest nawet wyobraźnia, a to, że my po 35 latach niepodległości pytamy pierwszego sekretarza Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Skierniewicach i członka Biura Politycznego KC PZPR o cokolwiek związanego z demokracją. Tfu!
Elity myślą, że ludzie to idioci. Że nie zauważą, że liczenie głosów według dr Kontka przypomina liczenie kalorii przez alkoholika – czyli "wódkę pomijamy, bo to płyn, nie jedzenie". Że jak doktor coś powie, to lud przestanie pytać, a zacznie klaskać. Że jak profesor bredzi, to należy się zachwycać, a nie stawiać wątpliwości.
Otóż nie. My to widzimy. My to rozumiemy. I my się z tego śmiejemy.
Bo ostatecznie te wybory odsłoniły coś znacznie ważniejszego niż tylko słupki poparcia. One obnażyły prawdę o naszej kondycji elit. A właściwie o ich kompletnej nieobecności.
Bo jeśli po 35 latach rzekomo wolnej Polski nasze "autorytety" to wciąż ci sami starzy funkcjonariusze salonu, którzy zamykali się z towarzyszami przy koniaku i przepychali między sobą nominacje na "niezależnych ekspertów" – to znaczy, że nie mamy elit, tylko złogi.
Najczęściej komunistyczne, uniwersyteckie, medialne, mentalne. Ludzi, którzy wzrost tytułu traktują jako alibi na brak rozumu. To są ludzie, którzy nie wierzą w naród, tylko w siebie nawzajem. Wzajemnie się nagradzają, cytują, cytują i... odklejają.
Ale Polska to nie oni. Polska to my.
Jesteśmy drugim pokoleniem, które ma zaszczyt żyć w wolnej, niepodległej Ojczyźnie. Nie zawdzięczamy tego żadnemu profesorowi z KOD-u, żadnemu ekspertowi od praworządności penitencjarnej i żadnemu doktorowi, który liczy głosy, ale tylko te wygodne. Zawdzięczamy to naszym ojcom, dziadom, pradziadom. Tym, którzy walczyli, kiedy nie było wyborów. Którzy ginęli, kiedy nie było demokracji. Którzy nie kalkulowali, tylko stawali po stronie Polski, nawet jeśli ta Polska była w ruinie, rozkradziona albo zakazana.
To do nas należy dziś obowiązek podmiany. Nie kosmetycznej korekty. Podmiany systemowej. My musimy wychować nowe elity – prawdziwe. Nie te z papieru, grantów Batorego i parcia na szkło. Tylko te z charakteru. Z odwagi. Z rozumu i sumienia.
Kształćmy nasze dzieci tak, żeby potrafiły zastąpić tych Safjanów, Markowskich i innych "wieszczów" świętego salonu, specjalistów od głośnego pogardzania Polakami w obcych mediach. Kształćmy ludzi wielkich, a nie tylko "wykształconych". Ludzi, których nie będzie trzeba chować po gabinetach, bo nie pasują do europejskiego salonu – tylko takich, których świat będzie szanował, bo będzie musiał.
Bo Polska zawsze miała takich ludzi. Zanim Rosja i Niemcy, we wściekłości i frustracji, nie postanowiły skończyć z Polakami – właśnie dlatego, że mieliśmy elitę prawdziwą. Opartą nie na tytule, lecz na czynie. Na prawdzie. Na wierze w sens bycia Polakiem. Dziś czas wrócić do tamtej definicji elity. I zbudować ją od nowa – naszymi rękami, dla naszych dzieci, dla Polski.
Interesuję sie działalnością polskiego wymiaru sprawiedliwości, szczególnie władzą sądowniczą, a także orzecznictwem Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka