JA
JA
BICO BICO
263
BLOG

ROJST SĘDZIOWSKI!

BICO BICO Polityka Obserwuj notkę 5

10 lipca

W ostatnim numerze "DO RZECZY" kol. Rafał Ziemkiewicz analizuje warcholstwo kasty związanej z PO (przede wszystkim kasty "wybitnych autorytetów" prawniczych i "moralnych").

"Prawo szuriatu

Gdy u władzy był PiS, walczyli z nim, powołując się na konstytucję. Gdy jednak za rządu Donalda Tuska jej zapisy okazały się niekorzystne dla PO, zaczęli się domagać odrzucenia ustawy zasadniczej jako podrzędnej wobec „prawa europejskiego”.

Jeśli nie da się wygrać z PiS w sposób zgodny z prawem, to tym gorzej dla prawa – ta warcholska postawa rządzącej PO i jej „stronnictw sojuszniczych”, które w dodatku, iście po orwellowsku, nazwały się „obozem demokratycznym”, sama w sobie stanowi symptom poważnej choroby, toczącej współczesną Polskę. Ale kiedy do łamania prawa w imię utrzymania władzy nawołują otwarcie utytułowani prawnicy, pełniący niegdyś najwyższe funkcje, szanowani jako wychowawcy pokoleń praktykujących obecnie jurystów, to mamy do czynienia z sytuacją trudną do opisania językiem przyjętym w cywilizowanej debacie publicznej. Dlatego prof. Andrzej Nowak, znany z dystynkcji i powściągliwości w słowach, by podsumować w Radiu Wnet postawę liderów prawniczego establishmentu III RP, sięgnął po uczoną łacinę. „Pereat Polonia, fiat superbia mea” – niech Polska zginie, byle stało się zadość mojej pysze.

To celne podsumowanie aktywności „prawniczych autorytetów”, ale ujęte w ten sposób nie brzmi wystarczająco mocno. Niestety, w polszczyźnie cisną się do ust i pod pióra słowa, delikatnie mówiąc, nieparlamentarne.

Najłagodniejsze wydaje się użyte na wstępie słowo „warcholstwo”, mimo skojarzeń, którymi obciążyła je propaganda PRL. Byli przewodniczący Sądu Najwyższego czy Trybunału Konstytucyjnego kolportujący propagandowe kłamstwo o rzekomym „chaosie prawnym” i konieczności sięgania przez władzę po „nadzwyczajne” działania, by zablokować objęcie urzędu przez zwycięzcę wyborów, stali się kontynuatorami zasady „trybunał z dekretem, Radziwiłł z muszkietem”, haniebnej tradycji bezkarnej magnackiej samowoli, rokoszów, zrywania sejmów, wszystkiego, co symbolizuje pojęcie „liberum veto” i co doprowadziło niegdyś do rozkładu i upadku państwa polskiego.

Wolta „autorytetów”

Liderzy tego prawniczego rokoszu nie dbają nie tylko o dobro wspólne, lecz także o własne dobre imię. Marek Safjan, były przewodniczący TK i polski delegat w TSUE, nie wahał się ośmieszyć, zmieniając diametralnie głoszone poglądy wraz z polityczną sytuacją. Dopóki sondaże zapowiadały wybór Rafała Trzaskowskiego, dopóty prof. Safjan twierdził, że „wątpliwości” co do statusu Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego nie mają znaczenia dla ważności wyboru i zaprzysiężenia prezydenta. Gdy jednak na tego prezydenta wybrali Polacy „pisowca” – pan profesor ogłosił ze swego cokołu, że właśnie z uwagi na owe „wątpliwości” „nie ma konstytucyjnych warunków do zaprzysiężenia”.

Do podobnych wolt „autorytety” lewicowo-liberalnych mediów zdążyły nas już przyzwyczaić. Roman Giertych przed wyborami parlamentarnymi w 2023 r. opublikował – dla przeciwdziałania demobilizacji zwolenników PO – filmik, w którym zapewniał ich, że obawy przed sfałszowaniem wyborów to „strachy na Lachy”, ponieważ sfałszować protokołów znaczącej części z ponad 32 tys. komisji zwyczajnie fizycznie się nie da. Obecnie, jak wiemy, głosi „z całą odpowiedzialnością”, że „większość komisji została nielegalnie przejęta” przez spisek, który masowo przypisywał głosy na Trzaskowskiego kandydatowi opozycji. Ale Giertych jest tylko zwykłym, choć ponadprzeciętnie ustosunkowanym adwokatem. Przykład przyszedł z samej góry – swego czasu prof. Andrzej Zoll, który kiedyś, jako przewodniczący Trybunału Konstytucyjnego, wykluczył tzw. przesłankę socjalną do aborcji jako sprzeczną z Konstytucją RP, krytykował w mocnych słowach analogiczne wykluczenie przez obecny skład Trybunału przesłanki genetycznej. Gdy zwrócono mu uwagę, że ta druga decyzja jest tylko logiczną kontynuacją jego własnego orzecznictwa, odparł bez cienia wahania, że dzisiaj by zdecydował w sprawie przesłanki socjalnej inaczej. A przecież konstytucja ani żadne inne prawo dotyczące sprawy od czasu jego kierowania Trybunałem nie zmieniły się w najmniejszym stopniu. Zmieniła się tylko partia rządząca i wraz z nią polityczne rachuby profesora.

Warto o tym pamiętać, słuchając dziś filipik Zolla przeciwko Izbie Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN, którą – a jakże – uznaje za „nieistniejącą” i w związku z tym wzywa Szymona Hołownię, by poprzez obstrukcję Zgromadzenia Narodowego (ogłoszenie bezterminowej przerwy natychmiast po otwarciu obrad) uniemożliwił Karolowi Nawrockiemu złożenie ślubowania, następnie ogłosił, że wobec zakończenia kadencji Andrzeja Dudy i niezłożenia ślubowania przez jego następcę „urząd prezydenta jest opróżniony” i sam, jako marszałek Sejmu, przejął jego uprawnienia. Temu chytremu planowi pełnego poparcia udzieliła Małgorzata Gersdorf, była prezes Sądu Najwyższego, przy okazji uspokajając zwolenników siłowego przejęcia prezydentury, że wprawdzie sam Szymon Hołownia od wyznaczonej mu roli w „antykoronacyjnym spisku” się na razie odżegnuje, ale „jak dostanie to na tacy [tzn. funkcję głowy państwa] to weźmie”. Trudno o bardziej dobitny dowód, że nikt z prawniczych warchołów bynajmniej nie sądzi, by tak lekceważąco przez nich postrzegany marszałek Sejmu miał jakiekolwiek atuty predestynujące go do pełnienia funkcji prezydenta uzurpatora. Po prostu gotowi są mieć w tej roli każdego, byle z własnej paczki.

Stopień odrealnienia rokoszan dobrze obrazuje fakt, że wspomniany już prof. Zoll, ogłosiwszy publicznie scenariusz przejęcia prezydentury przez sparaliżowanie Zgromadzenia Narodowego, spuentował swe widzenia argumentem: „to jedyny sposób uregulowania chaosu, w jakim się znajdujemy”. Uregulowania chaosu – były przewodniczący TK wydaje się nie brać pod uwagę możliwości, że gdyby go posłuchano, chaos dopiero by nastał, być może nawet prowadząc do wojny domowej. Jest najwyraźniej przekonany, że bezprawne uniemożliwienie objęcia urzędu przez zwycięzcę wyborów, popartego przez ponad 10,5 mln wyborców, i powierzenie go kandydatowi, który przegrał w pierwszej turze, zdobywając raptem milion głosów, zostałyby przez ogół społeczeństwa przyjęte spokojnie i ze zrozumieniem, a także zaakceptowane przez zagranicznych partnerów Polski, nie tylko tych z UE, lecz także Amerykanów.

Czy istnieje „chaos prawny”?

W przekonaniu o mocy własnej wykładni umacnia zapewne Andrzeja Zolla świadomość, że jest tylko jednym z „prezesów Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku” (taki oficjalnie przysługuje im tytuł), który „zdelegalizował” wybór wspomnianych 10,5 mln Polaków. Obok niego przecież pod wspólnym oświadczeniem podpisali się także Andrzej Rzepliński, Jerzy Stępień, Bohdan Zdziennicki i wspomniany już Marek Safjan. Oświadczenie to zresztą – być może była to cena za któryś z podpisów – jest w porównaniu z medialnymi wypowiedziami jego sygnatariuszy „lajtowe” i ogranicza się do ogólnikowego stwierdzenia, że „wybór Prezydenta RP nie może wywoływać najmniejszych wątpliwości zarówno co do procedury wyboru, jak i organu ostatecznie rozstrzygającego w kwestii ważności wyboru – Sądu Najwyższego”. Zważywszy, że pod tym zdaniem mamy podpisy osób, które właśnie nic innego nie robią, tylko zasiewają takie wątpliwości, trudno nie spytać: Obłuda czy obłęd?

A może – zapyta ktoś naiwnie – „chaos prawny”, ogłaszany przez emerytowanych luminarzy prawa i polityków, naprawdę istnieje? Może w istocie występują oni w obronie idei prawa, znajdując godziwe powody do kwestionowania zarówno rzetelności Państwowej Komisji Wyborczej i osobistej uczciwości ponad ćwierci miliona członków komisji rejonowych, obwodowych i okręgowych, jak i statusu sędziów orzekających w Sądzie Najwyższym? W końcu do niedopuszczenia objęcia urzędu przez Karola Nawrockiego wzywają osoby o wielkim autorytecie instytucjonalnym – oprócz tu wspomnianych także np. były przewodniczący PKW Wojciech Hermeliński. Można odmówić bezstronności kwestionującym prawomocność orzeczeń Sądu Najwyższego ludziom takim jak Roman Giertych, Ryszard Kalisz czy Michał Wawrykiewicz (były lider inicjatywy Wolne Sądy, wynagrodzony za swe zasługi dla PO mandatem europosła), którzy łączą zawody prawnicze z otwartą działalnością polityczną. Można lekceważyć – przyznajmy nawet, że trudno inaczej – „autorytety” pomniejszej rangi, jak gorliwie wspierający każdą decyzję rządu i PO z Australii prof. Wojciech Sadurski, którego mądrzeniu się wielokrotnie zaprzeczały fakty (choćby w kwestii, czy Marcinowi Romanowskiemu przysługuje immunitet jako członkowi Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy). Ale czy można kwestionować zawodową rzetelność i elementarną uczciwość (bo przecież nie wiedzę) zasłużonych luminarzy prawniczego establishmentu, wychowawców pokoleń studentów, swego czasu pełniących najwyższe funkcje prawnicze w państwie?

Tak. Nie bądźmy naiwni. Nie trzeba być prawnikiem, nie trzeba być nawet studentem prawa, wystarczą lektura konstytucji i odrobina zdrowego rozsądku. Koronnym, a w praktyce jedynym argumentem, na który powołują się uparcie zasiewacze wątpliwości co do legalności wyboru Karola Nawrockiego, jest opinia TSUE, jakoby sposób ustanowienia IKNiSP SN przez polskiego ustawodawcę „nie spełniał kryteriów niezależnego sądu w rozumieniu prawa europejskiego”. Mniejsza z tym, że TSUE nie potrafi tutaj wskazać konkretnego naruszenia konkretnego „prawa europejskiego” i do porządku dziennego przechodzi nad podobnymi, co w Polsce rządzonej przez PiS, sposobami mianowania, niekiedy nawet odwoływania sędziów bezpośrednio przez polityków w krajach „starej Unii” – z jakiegoś powodu ich za zagrożenie dla sędziowskiej niezależności nie uznając. Istota sprawy w tym, że głos TSUE jest opinią właśnie, niczym więcej – i tylko jako opinia może być traktowany. Żaden zresztą z krajów Unii Europejskiej nie przyznał orzeczeniom TSUE mocy prawa podlegającego bezpośredniemu zastosowaniu, nie daje im też takiej mocy żaden z unijnych traktatów. Aby weszły one w życie, muszą zostać implementowane do prawa krajowego ustawą bądź orzeczeniem odpowiedniego sądu krajowego. Stąd wiele z tych orzeczeń pozostaje od wielu lat w zawieszeniu (rekordzistami w ich ignorowaniu, nawiasem mówiąc, są Francja i Niemcy). Nie inaczej jest w Polsce. TSUE może twierdzić, że Izbę bądź jej skład powołano w „nieeuropejskim” trybie, ale dopóki o jej statusie nie orzeknie polski Trybunał Konstytucyjny bądź polski ustawodawca, w przewidzianym konstytucją trybie, dopóty Izba jest sądem właściwym dla orzekania o ważności wyborów. Tak mówi ustawa, tak wynika z Konstytucji RP i niczyje opinie ani wykładnie, choćby podparte nie wiedzieć jakimi tytułami czy życiorysami, nie mogą tego zmienić.

Gorzej niż w dawnych koloniach

Powoływanie się na TSUE jako źródło prawa obowiązującego w Polsce, i to podlegającego natychmiastowemu, bezpośredniemu zastosowaniu, jest nie tylko otwartym kwestionowaniem konstytucyjnego porządku prawnego RP – a w wypadku sędziów, co dopiero przewodniczących Trybunału Konstytucyjnego i Sądu Najwyższego, po prostu zdradą państwa, której w wypadku takich osób nie można wytłumaczyć niewiedzą. Jest także przejawem skrajnie kolonialnej, niewolniczej mentalności. A nawet czegoś jeszcze gorszego, bo przecież w dawnych koloniach – przynajmniej tych brytyjskich – prawo metropolii nie obowiązywało „z automatu”, a tylko w zakresie przyjętym lege artis, choć niesuwerennie, przez lokalne, kolonialne władze.

Rzeczpospolita Polska jest wedle konstytucji „państwem prawa” i wszystkie organy wszystkich rodzajów władz muszą działać w ramach i na podstawie tegoż prawa. Jedynymi źródłami prawa, wymienionymi w konstytucji, są: ona sama, konstytucja, ustawy, umowy międzynarodowe w zakresie, w jakim zostały ratyfikowane przez parlament, oraz rozporządzenia rządowe, w zakresie ustaw, których wykonywaniu służą. I koniec – nie ma na tej liście żadnej instytucji zagranicznej, niczyich „wątpliwości” ani opinii czy wykładni profesorów, zwłaszcza wygłaszanych w telewizyjnych czy internetowych wywiadach.

Trudno w krótkim tekście wymienić wszystkie negatywne dla Polski konsekwencje hipotetycznego przyjęcia za konstytucyjne i obowiązujące stanowiska reprezentowanego przez prawników, którzy kwestionują status IKNiSP SN na podstawie rekomendacji TSUE: oznaczałoby to po prostu utratę niepodległości ze wszystkimi tego konsekwencjami, bo w każdej sprawie, także cywilnej, ostateczny głos miałby sąd spoza Polski, kierujący się innym niż polskie prawem. Trudno opisać tu bezmiar lekceważenia dla imponderabiliów, którym wykazują się ludzie głoszący nadrzędność prawa obcego nad krajowym tylko dla ochrony własnych grupowych interesów. Trudno opisać także ich hipokryzję. Przecież cały ten prawniczy rokosz, którego kontynuacją są wspomniane oświadczenie i publiczne wypowiedzi profesorów prawa, wzniecony został po podjęciu przez PiS próby reformy konstytucji, pod hasłem obrony konstytucji – które, gdy jej zapisy okazały się niekorzystne dla PO, zastąpiono hasłem diametralnie odmiennym: odrzucenia krajowej konstytucji jako podrzędnej i, by użyć ulubionego słowa prawniczych warchołów, „nieistniejącej”, poprzez uznanie jej za podrzędną wobec „prawa europejskiego”.

A i to – by dopełnić obrazu bezmiernej obłudy i załgania prawniczych elit – „prawa europejskiego jak my je rozumiemy”. Bo przecież ten sam TSUE, na który powołują się Safjan, Zoll, Rzepliński czy Gersdorf, jasno, wyraźnie i stanowczo orzekł, że „powoływanie sędziów przy udziale KRS ukształtowanej ustawą z roku 2017 nie może być podstawą podważania ich statusu”. I tutaj jednoznaczne orzeczenie TSUE nie przeszkadza zbuntowanym przeciwko prawu prawnikom powtarzać w nieskończoność tezy o „neosędziach”, którzy nie mają jakoby prawa orzekać, bo tak kiedyś uznały nijak nieumocowaną w porządku konstytucyjnym uchwałą – przy bezczynności ówczesnych władz, niestety – trzy arbitralnie wybrane przez prezes Gersdorf „stare” izby Sądu Najwyższego. Krystian Markiewicz, jako przewodniczący sędziowskiego stowarzyszenia Iustitia, posunął się nawet do publicznej, medialnej zapowiedzi, że jeśli projektowana przez Adama Bodnara kontrreforma, odwracająca zmiany wprowadzone przez PiS, nie będzie zawierała usunięcia „neosędziów” za stanu sędziowskiego, to „sędziowie wycofają swe poparcie dla rządu”. Prezes sędziowskiego stowarzyszenia, które łamie prawo już samym swym istnieniem, zachowuje się otwarcie jak polityk grożący wycofaniem swej partii z koalicji rządzącej, jeśli ta nie przegłosuje mu jego projektu ustawy – i nic się nie dzieje! Artykuł 178 konstytucji (pkt 3: sędzia nie może należeć do partii politycznej, związku zawodowego ani prowadzić działalności publicznej niedającej się pogodzić z zasadami niezależności sądów i niezawisłości sędziów) też jest „nieistniejący”.

Kołacząc o pomoc u obcych dworów

Tak więc nie konstytucja, nie ustawy ani rozporządzenia, ani nawet ukazy „europejskie” są dla panów Safjana i Zolla czy pani Gersdorf źródłami prawa – jedynym źródłem prawa, które uznają, są oni sami. Trafnie użyte przez prof. Nowaka słowo „pycha” nie wyczerpuje jednak sprawy, bo oprócz niej widać, że motywują prawników warchołów interesy – jeśli nie własne, to swego środowiska, które przez wiele lat cieszyło się wielkimi przywilejami, było właściwie, na mocy niepisanej umowy z Magdalenki, zamkniętym dla niespokrewnionych i niezaprzyjaźnionych państwem w państwie, a po roku 2017 nagle zaczęło te przywileje tracić. I zgodnie z tradycją „polskiej anarchii” i targowicy bronią się przed ich utratą „prawem i lewem”, kołacząc o pomoc u obcych dworów, niszcząc lub próbując uczynić „nieistniejącymi” instytucje, nad którymi tracą kontrolę, zasiewając w państwie chaos i agregując kłamstwa o jakimś „chaosie prawnym” wymagającym użycia nadzwyczajnych, dyktatorskich metod, negując prawo na rzecz jakichś tworzonych ad hoc konstruktów w rodzaju „rozproszonej kontroli konstytucji”, „domniemania podpisu prezydenta”. A wreszcie – próbując zablokować zaprzysiężenie legalnie wybranego prezydenta i kwestionując wynik wyborów na podstawie wyliczeń statystycznych, zgodnie z którymi (sięgam tu po ekspertyzy zamówione i przedstawione przez nikogo innego, jak przez Adama Bodnara) skala ewentualnych nieprawidłowości przy liczeniu głosów była ponad 100 razy mniejsza od różnicy dzielącej ostatecznie kandydatów, w dodatku w różnych komisjach prawdopodobnie wzajemnie się one znosiły.

Wszystko to – w poczuciu całkowitej bezkarności. Nawet jeśli ich pomysły – motywowane zawziętością, by raczej spalić Polskę, niż oddać władzę nad nią znienawidzonym „pisowcom” – nie przełożą się na konkretne działania polityków, którym podbijają bębenka, rokoszanie uważają, że za wszystko to nie spotka ich nawet nagana. Nestorzy rokoszu są już faktycznie w wieku emerytalnym i niewiele może im Polska zrobić, poza, mam nadzieję przynajmniej na to, symbolicznym odebraniem podeptanych przez nich samych tytułów i zaszczytów. Pozostałym trzeba jednak, dopóty, dopóki trwa obecna władza, przypominać, że po jej upadku tylko nieliczni mają szansę znaleźć azyl i immunitet „w Europie

PS. Tablo należy uzupełnić zdjęciami sędziów: Tadeusza Erecińskiego - prezesa Izby Cywilnej Sądu Najwyższego, Hanny Muras - bezprawnie przeniesionej z sądu rejonowego do sądu okręgowego, Piotra Schaba, Małgorzaty Manowskiej, Zbigniewa Ziobro, oraz adwokata Zimisława  Gintowta. Oni to postępując wbrew ustawowemu porządkowi, ale działając według procedury bezczelnego nieliczenia się obowiązującym z porządkiem prawnym, matacząc, krętacząc, kłamiąc i fałszując dowody, oraz stan faktyczny i stan prawny, zacierając ślady przestępstw, doprowadzili do tego, że sprawcy czynów kryminalnych opisanych w kodeksie karnym jako: oszustwo, paserstwo, fałszowanie dokumentów i posługiwanie się nimi, poświadczenie nieprawdy, nie tylko uniknęli należnej kary, ale zostali przez sędziów sowicie nagrodzeni, bo zostali zwolnieni z opłat za apelację  i to pomimo, że o to wcale nie wnosili.

Wszystko to opisałem i opublikowałam na Facebooku i w Salonie 24. 

"Białe kołnierzyki, kolorowe żabociki, czyli jak niezależny sąd przechowalnią a niezawiśli sędziowie adwokatami dla przestępców byli".

List otwarty do ministra Zbigniewa Ziobry - ministra sprawiedliwości, prokuratora generalnego.

BICO
O mnie BICO

Interesuję sie działalnością polskiego wymiaru sprawiedliwości, szczególnie władzą sądowniczą, a także orzecznictwem Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (5)

Inne tematy w dziale Polityka