Live At Hammersmith 1979
Live At Hammersmith 1979
Miłosz Matiaszuk Miłosz Matiaszuk
1871
BLOG

A Night At The Opera. Arcydzieło Queen. Arcydzieło muzyki rockowej.

Miłosz Matiaszuk Miłosz Matiaszuk Muzyka Obserwuj temat Obserwuj notkę 14
Oto garść impresji ze słuchania jednej z najwybitniejszych płyt w historii muzyki rockowej. Słuchania po długim czasie.

Genialnie ułożony album. Niesamowite jest to wejście "na pełnej k..." z "Death on Two Legs", a potem wodewilowy spójnik o leniwej niedzieli, który wprowadza nas do kapitalnie zaśpiewanego przez Rogera Taylora "I'm in Love with my Car". Uwielbiam ten utwór. Jest wieczne lato, nie ma zmartwień. Och, nie wiem czy jest drugi zespół, który tak łatwo i za każdym razem skutecznie przenosi mnie do innych czasów! 

image 

ŁAŁ! To jest początek, kruca bomba. Jeśli ktoś nie słuchał nigdy tej płyty, to przy pierwszym przesłuchaniu nie sposób wyłączyć, bo po prostu wciąga! Jest nieprzewidywalna. Jest zaskakująca, od pierwszego dźwięku, przez wszystkie kolejne. 

Musical tego najbardziej wyjątkowego zespołu w historii rocka trwa dalej i pod czwórką otrzymujemy przepiękny evergreen Johna Deacona "You're my Best Friend" z kompozytorem akompaniującym na pianie Wurlitzera pięknie śpiewającemu Freddiemu.

image

Jest to numer tak wdzięczny, że nie sposób go po prostu nie pokochać, ale też i pełni określoną funkcję: usypia naszą czujność przed kolejnym zakrętem, za którym nagle przenosimy się do '39-tego, w którym mamy kontrabas, country one-two beat i cząstkę swojego świata odkrywa przed nami, samemu opowiadając na wokalu, Brian May. Najbardziej zaskakujący utwór na płycie, a wspaniały jak wszystkie klasyki Queen.

image

"Sweet Lady" to też kompozycja Briana Maya, którą jednak śpiewa już Freddie... i której chyba raczej nikt inny śpiewać nie próbował, IYKWIM. Jeśli dać jej szansę, to znajdziemy w niej brzmienie, które zespół dopiero osiągnie grubo ponad dekadę później. Warto to zrobić. Pamiętajmy jednak czyniąc to, że jest 1975r.

image

"Randka na Wybrzeżu" brzmi jak tytuł taniego opowiadania, a dostarcza nam ponownie wodewilowego "przerywnika", totalnie bezpretensjonalnego, choć oczywiście z masą dwuznaczności muzycznych, które z taką bezpretensjonalnością mógł podać nam tylko ten zespół. Nawet mistrz Zappa nie podchodził tak blisko krawędzi, a wszak on rzadko odchodził od przepaści.

Wodewilowe "przerywniki" są konieczne, bowiem kolejna kompozycja to "Prophet's Song" i jest to artrockowa ciężarówa Briana Maya - pierwsza, z dwóch, grande composizione. Przy tym utworze nie trzeba przypominać, że mamy 1975r. 

Ależ to jest utwór-potwór. Nie doceniałem go. Tzn, spodobał mi się od pierwszego przesłuchania, ale dopiero teraz po latach doceniam jego wielkość należycie. Wybitna wielka kompozycja. Rock w swej istocie. Rock prawdziwy. Rock potężny i wiecznie żywy!

image

"Pieśń Proroka" kończy się bardzo lirycznie, jak wiele wielkich kompozycji progrockowych gigantów tamtych czasów (Rush, Genesis, Yes) i tym samym wprowadza cudowną balladę Freddiego "Love of my Life". Przepiękna, urokliwa... Kochamy Cię, Freddie. Wszyscy.

Po dawce emocji w "Love of my Life" musimy odwiedzić znów przedwojenny salon Briana Maya, w którym śpiewa nam o "Dobrym Towarzystwie" grając na ukulele. Z pewnością siedzi na jego środku, w najwygodniejszym fotelu świata, a wokół tańczą na linach kapucynki żonglując pomarańczami.

image

Przed tradycyjnym queepilogiem dostajemy ostatnią kompozycję na płycie, utwór autorstwa Freddiego Mercury'ego i nagle otwiera się nam cały, ich wspólny, magiczny świat. Wszystko, co było do tej pory, dążyło do tego finału. Wszystko na niego wskazywało od początku, zapowiadało go.

Wszystko złączone, ale niezmieszane –homoousios. Radykalny początek, wodewilowe wstawki, wszyscy grają, wszyscy śpiewają, jest potęga przesterów, jest balladowa liryczność, jest moc i lekkość i nieprzewidywalność... Mogliście słyszeć kiedyś ten utwór. "Rapsodia Bohemy" trwa jedynie/aż 5'54".

Ależ to jest obłędna płyta. Wyjątkowa. Niepowtarzalna. Niepodrabialna.

image

Taka nieznacząca impresyjka dodatkowa - jakimi oni byli przekozakami, że mając w zespole najlepszego wokalistę w dziejach rocka, śpiewali też swoje "solówki"! :)

Fan Tottenhamu Hotspur, LA Lakers i starych Mercedesów od ponad trzydziestu lat. Kontrabasista folkowy i hiphopowy. Teolog. Uwielbiam Zmartwychwstałego Chrystusa. Kocham żonę i dzieci. Bardzo lubię dobrą muzykę, koszykówkę, mądre książki i efema. Nie chcę dyskutować o moich opiniach. To, co chciałem napisać, to napisałem. Kasuję komentarze trolli. Tutaj ja decyduję kto jest trollem. Pracowałem jako moderator forum ogólnopolskiego bardzo poczytnego serwisu, więc mam ciężką rękę - jeśli Ci się to nie podoba, to jest to zapewne strasznie smutne.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura