Jan Herman Jan Herman
228
BLOG

Szklane ludziki

Jan Herman Jan Herman Media Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

Chyba wszyscy znamy pojęcie „parcie na szkło”. Wszyscy też znamy powiedzonko: „co dziesiąta uściśnięta ręka daje jeden głos wyborcy”. I jeszcze jedno: „nie ma solidniejszego elektoratu niż ten kupiony”. 

Mówimy o nierzeczywistości. W polityce mamy muppet-show, po prostu show. Specjalistom od marketingu politycznego udało się to, o czym marzyli dawni wodzowie, późniejsi monarchowie, na koniec „gwiazdy demokracji”. Dziś każdy wygląda tak, jak się go przedstawi. A nie tak jak wygląda. Dziś każdy ma tyle rozumu – ile wyczyta z promptera. Dziś każdy nawet pachnie tak, jak sugerują markowe „wlepki” w tle.

O tym, że media stanowią „czwartą władzę” – wiemy już od kilkudziesięciu lat. Ale w tym sformułowaniu przemycona jest nieprawda, że niby jest jakaś władza pierwsza, druga, trzecia (ustawodawcza, wykonawcza, sądownicza). Nic bardziej bezsensownego. Gołym okiem widać, jak posłowie i radni (ustawodawcy), ministrowie i menedżerowie polityczni (wykonawcy) i kontrolerzy-arbitrzy wszelkich maści (umownie: sędziowie) – zabiegają o przychylność mediów.

Więcej: od lat używam określenia „mediasta”: dla mnie to taki ktoś, kto całym sobą przeczy pojęciu „niezależność-autonomia-rzetelność”, wykonuje w mediach konkretne „zadania zlecone”, zarówno polityczne, jak i biznesowe, w tym prowokacje, wrabianie, wyprowadzanie z równowagi rozmówców i podobne ofiary, wmuszanie ludziom oświadczeń, „post-produkcja” polegająca na sklejaniu z nagranego materiału tylko „pożądanych” materiałów, itd., itp.

Łatwo jest w takich okolicznościach rzucić podejrzenie na właścicieli-dysponentów prasy, rozgłośni radiowych i telewizyjnych, na rekinów Internetu.

I wtedy budzi się refleksja: cała zabawa zaczyna się tam, gdzie pojawia się tzw. „podprogowość” (subliminalność). Uważa się (cytuję Pedię), że słabe bodźce nie powodujące świadomej refleksji czynią nas bezbronnymi, gdyż nie możemy się obronić przed zawartą w przekazie sugestią. W efekcie sugestia ta mogłaby być traktowana jako własna myśl lub zalążek pomysłu bądź pragnienia, podobnie jak w przypadku sugestii hipnotycznej. „Double exposure” – to dziś synonim „wiedzy i pożądania” zarazem, tyle że wywołanych niesamodzielnie, bez udziału własnej woli, a na skutek zamierzonych manipulacji.

No, i w ten sposób dotarliśmy do tego, co pobrzmiewa w sformułowaniu ONI. Czyli po mojemu Matryca. „Organizm władczo-sprawczy” nacechowany potrójna sekretnością: nie wiesz, że NALEŻYSZ, nie wiesz, DO CZEGO należysz, nie wiesz, jaką masz POZYCJĘ tam, gdzie należysz. Brzmi tajemniczo? Otóż może się zdarzyć, że jesteś na czele jakiejś organizacji, a nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, ze ona istnieje i że do niej należysz – choć różne osoby w przedziwny sposób „się słuchają” ciebie.

ONI są albo zorganizowani (w takim dosłownym znaczeniu) albo i nie.

* * *

W każdym razie mówimy o relacji między „multitude” a inscenizatorami. Może kiedyś znajdę lepsze słowo, ale na razie „multitude” oznacza dla mnie „masy, rzesze, gawiedź, elektorat, publiczność, lud”. Relacja ta jest oczywista: publiczność jest najczęściej rozproszona – chyba że staje się TŁUMEM – a inscenizatorzy, nawet jeśli żrą się po swoich koteriach – to są zjednoczeni wobec mas, nie tylko interesami, ale też sekretami (te co najwyżej wypływają małymi dawkami).

Pośrednikami w tej relacji są komedianci: u nas są oni powrzucani do jednego wora z napisem „celebryci”: politycy, top-menedżerowie, wzięci artyści różnych fachów, gwiazdy sportu, skandaliści, wybitni przedstawiciele wolnych zawodów (eksperci, itd.).

Tu się zaczyna prawdziwa polityka, czyli lista problemów do załatwienia w ramach udawania prawdziwego życia, a wraz z nią – aktyw zaangażowany w te problemy, czyniący je normalnymi a’rebours, paranormalnymi. W Polsce jest to aktyw kilkudziesięciu tysięcy „pozarządowców”, ekspertów, lekarzy, nauczycieli, społeczników, samorządowców, artystów, ekologów, dziennikarzy, itd., itp. Wszyscy oni „robią w polityce” bezpośrednio i poprzez sprawy, w które się angażują. Jedni prawdziwie i bezinteresownie, inni cynicznie.

A sprawy dzieją się same: sprowadzają się do wszystkiego co związane z wszelką infrastrukturą-urbanizacją oraz z militariami (w tym z wywiadem, bronią masowego rażenia, instalacjami kosmicznymi). Wszystko inne jest podporządkowane tym dwóm sprawom. Ta udawanka, w którą bawią się celebryci, udawanka prawdziwego życia – nijak się ma do tego, o co chodzi w owych dwóch sprawach. A przecież „lud” jest uczony tego, że to są najprawdziwsze problemy…!

* * *

Ktokolwiek myśli, że ta pięćdziesiątka, może setka ludzi przewijających się przez prasowe nagłówki, radiowe mikrofony i telewizyjne kamery, w różnych „podstawionych” rolach, czasem przeciwstawnych: ekspert-dziennikarz, menedżer-sportowiec, aktor-producent – to są ludzie grający jakieś role w kraju, społeczeństwie – ten nie wie, że to są najwyżej małpiatki.

W takiej rzeczywistości, jak ta opisana (tylko nie mówcie, że bredzę) – liczy się tylko to, co interesuje inscenizatorów. Zdarzają się „wpadki”, jakieś nieoczekiwaności – tylko że to jest jak z walcem drogowym: tu plamka rdzy, tam ubytek – ale walec swoje robi.

* * *

Co możemy zrobić my, którzyśmy w szarej masie publiczności?

Robić to, co uważamy za dobre, prawdziwe, piękne, prawe, przyzwoite. To, co uważamy za potrzebne. Tylko wtedy jesteśmy autentyczni. Jest przecież coś takiego jak tożsamość: ona jest niezależna od wszelkiej mimikry, od masek zakładanych na różne okazje, z różnych powodów.

Moja tożsamość – to harcerz, Polak, socjalista. Nie ma takiego zaklęcia, które zdoła mi to wydrzeć z duszy, serca, umysłu, sumienia. Nie uważam, abym przez te tożsamość był od kogokolwiek lepszy, tym bardziej gorszy. Nie uważam też, abym musiał się z tego tłumaczyć. W tej części świata, w której żyję – szanuje się ludzkie wybory. I wcale nie mówię o Europie, tylko o przestrzeni między Bałtykiem, Adriatykiem i Morzem Czarnym. Są tu wpływy europejskie, rosyjskie, orientalne. Równorzędne, choć z różnym naciskiem akcentowane.

Wypowiedziawszy te słowa – mogę wrócić do szklanych ludzików.

Wydaje się bowiem, że oto jesteśmy w przeddzień rozdania europejskiego i na pół roku przed polskim rozdaniem parlamentarnym. Tak nam się wydaje, bo wmówiono nam od pokoleń, że Historia dzieli się na Kadencje, że ciągłość przenoszona poprzez Kadencje to nasz własny wybór, nasza wola. Nie zauważamy, że czołowe postacie naszej polityki, artystyki, nauki, edukacji, sportu i wszelkiego życia publicznego – to marionetki.

I kiedy patrzę na te wszystkie postacie przewijające się przez łamy, ekrany, zakłócające ciszę radiową – to mało mnie zajmuje co one mówią i robią, a bardziej – interesy, które reprezentują. I jakim kosztem je reprezentują.

Albo inaczej: w co znowu chcą mnie wrobić. I masę moich bliskich, sąsiadów, współobywateli. Oraz: jak to wszystko nam opakują: znów jakaś demokracja, wolność, rynek jakaś SPRAWA…?

Najważniejsze jest – abyśmy pozostali w rozproszeniu. Złudne jest przekonanie, że kiedy dajemy się „ogarnąć” kolejnym sieciom, strukturom, systemom – to dla naszego dobra. Dostajemy fistaszki – a oddajemy siebie do ICH dyspozycji. Tym bardziej, im bardziej nas ogarniają.

To dlatego jestem nosicielem idei Samorządności (nie mylić ze strukturą administracji lokalnej) i Spółdzielczości (nie mylić z komercją odzianą w kooperatywną formułę prawną). Rozproszenie bowiem nie ma polegać na atomizacji: jest tylko projektem sprzeciwu wobec sieci, struktur, systemów. Tym bardziej jestem ich nosicielem – im bardziej się w nas – gawiedzi – wygasza te idee. W ICH bowiem interesie leży, abyśmy wciąż byli maglowali W RAMACH sieci, struktur, systemów. Niekiedy w roli szklanych ludzików, a w większości – w roli publiczności owych szklanych ludzików uwielbiającej, gotowej nawet na wielkie dla nich poświęcenia.


Jan Herman
O mnie Jan Herman

...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura