hexenhammer + hexenhammer +
91
BLOG

Dlaczego nie jestem ateistą (intermedium?)

hexenhammer + hexenhammer + Polityka Obserwuj notkę 53
A nie mogłeś użyć gumki? -
Nie, jeśli chciałbym pozostać członkiem najpopularniejszego wyznania na tej planecie
Monty Python "Sens Życia"
 
 
1. Dotychczas mój poprzedni tekst o teizmie wzbudził jakąś tam dyskusję i krytykę. Co prawda przewidywalną - mogłem się spodziewać konkretnych nicków w komentarzach (i braku innych...) - ale niezwykle dla mnie kształcącą. Wszystkim (trzem?) uczestnikom za zainteresowanie gorąco dziękuję. 
 
2. Krytyka tekstu pisanego właściwie jednym tchem jest rzeczą potrzebną - wiele rzeczy dostrzegłem poniewczasie. Krytyka tekstu pisanego przez osobę o odmiennym światopoglądzie i intuicjach jest niezmiernie trudna - wymaga poświęcenie czasu na zapoznanie się z językiem dyskutanta. Wymaga też życzliwości - łatwo jest obrzucać kogoś inwektywami, trudniej przyznać, że jego poglądy mają wartość. Za to właśnie państwu dziękuję.
 
Krytyka mojego tekstu poszła w kilku kierunkach, które tutaj streszczę. Ten fragment tekstu będzie prawdopodobnie przeedytowany - mogłem ni ezauważyć czegoś i później to dopiszę.
problem definicji 'poznawalności'
Starałem się tę definicję maksymalnie wyprać z wszelkich konotacji humanistycznych. Posłużyłem się Chaitainowską definicją kompresowalności. Pewien problem stanowiło dla państwa przełkniecie nabazgranego przeze mnie szkicu dowodu o nieistnieniu kresu kompresowalności. Po części to wynik mojego lenistwa, po części hermetyczności niektórych zagadnień dla niespecjalistów.
 
dyskusja o stchastyczności
Ze względu na kwestie światopoglądu rzecz całkiem uboczna i techniczna... niemniej to jeden z ciekawszych wątków - poruszony przez pana A1berta. Bardzo fascynująca (mnie osobiście) sprawa.
 
dyskusja o 'hipostazie'
dyskusja ślepego z głuchym, przy czym ślepy wydaje się głuchy, a głuchy wydaje się ślepy... ja nie za bardzo wiem, gdzie w moich poglądach ta hipostaza miałaby być -  nie rozumiem zastosowania słowa. Być może ona rzeczywiście tam jest, ale  z kolei pan nameste nie potrafi mi jej jakoś wskazać. Wymaga dalszego zbliżenia językó stron.
 
3. Pozostawiając nieco na boku wątpliwości z pierwszej części chciałbym przenieść ciężar dyskusji na następne kwestie. Poniekąd druga część tekstu o teizmie pozostaje w dialogu z komentarzami pierwszej - proszę mi nie mieć więc za złe, że język oraz stosowana argumentacja będą nieco inne. Będą uwzględniały państwa uwagi.
 
4. Najpierw krótko o słowach:
teizm  - to słowo ma dwa znaczenia. Jedno - bardzo ogólne, określające stanowisko głoszące istnienie bytów transcendentnych względem poznawalnego świata. Drugie - szczegółowe, zawężające przekonanie o bytach transcendentnych do bytów osobowych. 
ateizm    - jest to dla mnie zawsze przeciwieństwo teizmu w zakresie ogólnym. Innymi słowy: ktoś, kto jest panteistą, a więc żywi przekonanie o istnieniu bytów niepoznawalnych ale immanentnych dla naszego świata, nie jest ateistą.
W żadnym z tych pojęć nie ma odwołań do pojęcia religii. Nie uważam za ateistę kogoś, kto nie chodzi do kościoła (którego?). Samo stwierdzenie: "nie ma Boga" też jeszcze ateisty nie czyni. Pomijam jakiekolwiek odniesienia kulturowe, czy moralne.
 
5. Cały mój pierwszy tekst na ten temat sprowadzić można, co do idei, do dwóch deklaracji:
 
Uczciwie jest być teistą lub ateistą.
Jakiekolwiek formy deizmu, czy panteizmu są wewnętrznie sprzeczne
 
Z mojego punktu widzenia* bycie ateistą jest zaprzeczaniem przekonaniom,
które konstytuują optymizm poznawczy metody naukowej
 
6. Tu krótka uwaga: nie jestem człowiekiem szczególnie fanatycznym w tym sensie, że zupełnie spokojnie  przyjmuję do wiadomości istnienie innych niż moje światopoglądów. Mam pewne przekonania moralne i razi mnie działanie, które za niemoralne uważam. Mam pewne przekonania co do Herbertowskiej 'kwestii smaku'. więc działania, które uznaję za niekulturalne lub niecywilizowane mogą razić mój zmysł estetyki. Poza tym jestem cynikiem. Wyznaję nie pogląd, że mój światopogląd jest 'lepszy' czy też 'słuszniejszy'... po prostu zamierzam w programie minimum doprowadzić do zlikwidowania możliwości narzucania mi innego. Jestem społecznym darwinistą więc uważam, że jedyne liczące się kryterium porównania światopoglądów to kryterium uliczne. Jeśli rozpoznaję jakiś światopogląd jako wrogi mojemu to po prostu go eliminuję. 
 
Przypominam trochę gentlemana, który nie poniży się do poziomu inwektywy, ale fechtuje celnie i skutecznie. It's nothing personal.  Myślę, że Nietzsche byłby ze mnie dumny... no może 'prawie' ;). Inne światopoglądy traktuje jako ciekawe obiekty badań. Nie zwykłem - jak lord Pembroke w tym starym dowcipie - stawać przed żyrafą, i stwierdzać, że takie zwierze nie istnieje. Ale jeśli uznam żyrafę za kwalifikującą się odstrzelenia - zrobię to bez zbędnych emocji.
 
Rozumiem, że zetknięcie z taką osobą może być dla wielu z państwa egzotyczne... ludzie na ogół prezentują jedną z dwóch postaw życiowych - pełnej i życzliwej otwartości, lub agresywnego zamknięcia. Kombinacja życzliwej ciekawości z bezwzględną grą jest rzadka. Trudno... :D
 
Nigdzie w moim tekście nie zamierzam nikogo przekonywać do swoich racji. Nie znaczy to, że nie mam swego rodzaju pewności w formułowaniu tez. Dostrzegam punkty, w których mój wybór nie jest podyktowany koniecznością myślową i jasno te punkty artykułuję. Bezwzględnie nie zamierzam ukrywać hipotez. Mam ich kilka - wyłuszczyłem je jasno. 
 
7. Każda hipoteza lub supozycja, którą wyłożyłem stanowi punkt wyboru. Mój wybór jest podyktowany rozmaitymi czynnikami. Zapewne można by je uznać za irracjonalne. Tym niemniej każdy taki punkt wyboru nie daje żadnych wskazówek poznawczych. Zwracałem na ten fakt uwagę we fragmencie, w którym krytykowałem indukcję przyrodniczą. Innymi słowy: zdaję sobie sprawę z tego, że mój światopogląd opiera sie na wierze. Hej! W końcu o tym był ten tekst!
 
Zwracam tylko uwagę na to, że jeśli w każdym z punktów decyzyjnych dokonywałem pozaracjonalnego wyboru, to mój adwersarz, który - dla przyczyn doprawdy nieistotnych w tym momencie - zdecyduje inaczej, również dokona aktu wiary. Nie zamierzam go potępiać ani udowadniać mu, że jego akt wiary jest 'gorszy'.
 
8. Moja teza sprowadziła się więc do tego, że są różne akty wiary - teistyczny i ateistyczny. Po pierwsze: są to akty wiary - a po drugie: są one sprzeczne. Moja dalsza supozycja wskazywała, ze pewne akty wiary są mi potrzebne dla zachowania mojego przekonania o produktywności metody naukowej. Jeśli chce być rzeczywiście przekonany o tym, że bycie naukowcem ma sens - to znaczy: nie opiera sie na arbitralności poznawczej - to muszę wierzyć w pewien charakterystyczny sposób. Ten sposób wiary skłania mnie raczej do aktu wyznania teizmu niźli ateizmu.
 
9. Mój stosunek do 'wyznania ateizmu' pióra Dawkinsa jest jak najbardziej pozytywny. Po części razi mnie Dawkins żurnalistyczny - dokonuje skrótów i uproszczeń ułatwiających mu rolę proroka nowej wiary - ale to nie jest niesmak wywołany byciem ateistą, co raczej pospolitowaniem się ze swym wyznaniem. W jakimś sensie podobne wrażenie mam oglądając biskupa - doktora teologii, który z zacięciem peroruje o papieskich kremówkach. Dostrzegam sens i celowość takiego działania, ale nie stawiałbym go na równi z aktem poznawczym.
 
Tak czy siak - Dawkins (raczej idealny Dawkins aniżeli postać z krwi i kości) stanowi dla mnie swego rodzaju wzorzec ateisty. I jest to wzorzec, jak mówię, pozytywny. Tak jak wykształcony ateista odczuwa niesmak w spotkaniu z 'moherowym beretem', tak ja - wykształcony teista, odczuwam niesmak w spotkaniu z 'kabotynem nauki'. Wolę wyrafinowanie niźli prymitywizm, a Dawkins (książkowy, a nei gazetowy) daje mi pożywkę dla - jak to mawiał Hercules Poirot -  moich małych szarych komórek.
 
10. Niemniej jednak Dawkinsa krytykuję - także tego z książkowego wydania - za niekonsekwencję poznawczą. Za pewnego rodzaju manipulację emocjonalną. Otóż jak sądzę - ateista (czyli np. Dawkins) naukowiec - jest przekonany o istnieniu 'sensu' w przyrodzie. Ja zdefiniowałem ten sens w niefilozoficzny sposób, a więc poprzez pojęcie kompresowalności strumieni danych. Pomijając techniczne spory o to jak kompresować - każdy naukowiec to właśnie robi. Więcej: jest przekonany o słuszności takiej, a nie innej procedury. Kiedy ewolucjonista staje naprzeciwko kreacjonisty nie ma w ręku żadnego 'dowodu' w sensie dosłownym. Ma strumień danych - nowocześni kreacjoniści przecież nie negują istnienia skamieniałości lub podobieństw czaszek małpoludów i ludzi (co czasem prowadzi do sytuacji, w której obie strony boją sie przyznać, że tak na prawdę zostały wyprowadzone w pole przez sprytnych oszustów - a były i takie przypadki...). Każda ze stron formułuje jakieś wytłumaczenie. Każde z tych wytłumaczeń jest spójne - to znaczy, każde jest tak samo dziurawe jak rzeszoto i jedna strona zawsze zmusza drugą do pewnych poprawek. W trakcie starcia obie teorie zyskują coraz lepszą zdolność wyjaśniania. Ostatecznie, jak sądzę, da sie stworzyć całkowicie spójny ewolucjonizm i całkowicie spójny kreacjonizm...
 
W takiej sytuacji ewolucjonista zagra jeszcze jednym argumentem. Tak naprawdę zagra nim znacznie wcześniej - być może już na samym początku batalii. Argument taki na wiele sposobów przytacza Dawkins w ksiażce, mówiąc o zdobyczach nauki i zbrodniach religii... Najjaśniej jak dotąd w polskiej debacie sformułował go w artykule "Czy to wstyd nie wierzyć w cuda?" Jacek Kowalczyk. Zacytuję tu cały akapit:
Zgadzam się z Dawkinsem nie dlatego, że jest autorytetem, tylko dlatego, że piszę ten tekst na komputerze, a wyślę go przez internet, który istnieje między innymi dzięki fizyce kwantowej, a nie wstawiennictwu swego aktualnego patrona św. Izydora z Sewilli.
Komputer czy Internet są częścią zupełnie innego porządku myślowego niż rozważania o ewolucji. Zupełnie też innego porządku niż rozważania o wierze bądź niewierze. Komputer i Internet są wynikami skutecznego działania metody naukowej. Działania zakończonego niebywałym sukcesem, którego nikt - nawet kreacjoniści - nie będzie chciał odrzucić... Argument Jacka Kowalczyka jest taki: stoję po stronie Dawkinsa, bo nauka działa.
 
11. Ewolucjonista nie może odrzucić całkowicie metody naukowej  bowiem z jej zdobyczy sam korzysta. Siłą rzeczy musi więc zfragmentaryzować naukę i ograniczyć ją. Robi to arbitralnie! To nie fakt, że ktoś może odrzucać metodę naukową nas irytuje - to arbitralność takiego podejścia budzi w nas podejrzliwość. Nie ma żadnego powodu, dla którego arbitralność miała by być wykluczona... Jeśli metoda naukowa ma ograniczenia, to dlaczego akurat w problemie ewolucji nie miałyby się one objawić? A może w problemie świadomości? A może jest jakiś inny poziom, na którym nauka już nie zadziała?
 
To, co przekonuje nas do tezy Dawkinsa to historia - było już wiele takich wyznaczanych arbitralnie kresów nauki... Arystoteles, Newton, Einstein...  Wszyscy oni wyznaczali takie granice nie do przesunięcia. I granice te były zawsze przełamywane. Jaki z tego morał? Skoro udało się tyle razy (i mamy z tego komputer i Internet), to pewnie dlatego, że... musi się udawać zawsze.
 
12. Sęk w tym, że wychodząc od takiego założenia doszedłem w swoim rozumowaniu do wyboru teizmu, a nie ateizmu...
 
Konsekwentny wybór ateizmu to odrzucenie wszelkich 'hipostaz' - przynajmniej tak, jak ten termin rozumiem w ujęciu pana nameste. Nie ma różnicy jakościowej między wiarą w absolutną skuteczność metody naukowej, a wiarą w 'sens' Wszechświata. Nasze przekonanie o niebywałej skuteczności nauki jest formą prekognicji - my nie wiemy, czy za następnym zakrętem droga nam z oczu nie zniknie. Ale już teraz uciszamy histerycznie tych, którzy to wieszczą, a robimy to z przekonaniem, ponieważ do tej pory zawsze jakaś droga była. My nie wiemy, więc wierzymy. My naukowcy... Potrzebujemy tej siły napędowej dla naszych argumentów tak bardzo, że gotowi jesteśmy ją sobie wymyślić... 
 
13. No... mnie to nie przeszkadza - ja jestem głupim teistą... To Dawkins się ze swojej wiary powinien wytłumaczyć...
 
 
 
 
 
* Ściśle: z punktu widzenia refleksji nad moją praktyką zawodową przyrodnika. 

do bólu logiczny absolutnie przekonany o konieczności myślenia * * * Nie gardzę ludźmi * * * Moje poglądy: Moral Politics - lepsze przybliżenie Political Compass - gorsze przybliżenie By courtesy of Jacek Ka. * * * Mała prywata: poszukuję kogoś, kto jest w stanie sprzedać mi klingę dobrej jakości (dwuletnia gwarancja na UŻYWANIE do walk). Najchętniej rapier lub pałasz, względnie lekka szabla.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (53)

Inne tematy w dziale Polityka