Nadejszła wreszcie ta chwila, że czas zacząć wakacje. Dziś jeszcze pracuję, ale co to za praca... Wieczorem się dopakuję, a jutro przed południem - Adios!
Najpierw sobe pojadę nowym kawałkiem autostrady A1, który zaczyna się w Sośnicy, czyli nigdzie, a kończy w Bełku koło Rybnika, czyli właściwie też nigdzie. Ale jest! I fajnie! Jeśli ktoś myśli, że tylko u nas autostrady zaczynają się i kończą nigdzie, to się głęboko myli, o czym za chwilę.
Zatem z onego Bełku wyrównam kurs na Wisłostradę (czyli drogę Katowice - Wisła), skąd zboczę w prawo, w kierunku Cieszyna. Z Cieszyna pojadę starym, austriacko-polsko-czesko-europejskim Zaolziem, przez Trzyniec, mijając takie piękne sioła, jak Wędrynia (Vendryne) oraz Kocobądz (Chotebuz). Ciekawe, że Czesi się tak strasznie nie burzą na dwujęzyczne tablice.
Jadę, jadę i hop!, przez Jablunkov i Mosty u tegoż Jablunkova docieram nad czesko-słowacką granicę (chłe, chłe, chłe - granicę...), do miasteczka Svrczinovec, skąd przez Czadcę i Kysucke Nove Mesto dojadę do Żyliny. I wiecie co? Przez cały czas - góry, góry i tylko góry. Wszędzie! Szczęśliwa Słowacjo, szczęśliwi Słowacy - jakże Wam zazdroszczę!
W Żylinie - rozterka: którędy jechać? Przez Martin - po drodze warowne Streczno i cudowne, głębokie przełomy Wagu? Czy przez Terchową? Jest piękna pogoda - pojadę przez Terchową, gdzie urodził się Juraj Janošik. Będę się raczył zabójczymi widokami na Małą Fatrę. Zboczę sobie w stronę Vratnej, po raz kolejny spojrzeć na Wielki Rozsutec i powiedzieć sobie, że trzeba na te górki wreszcie wleźć.

Potem wrócę na trakt i pojadę dalej, przez Zazrivą.
Obie drogi - przez Martin i Terchową - zbiegają się około Kralovan, skąd jechać mi przez Rużomberk. Zaraz za Rużomberkiem jest to tutejsze "nigdzie", gdzie zaczyna się kawałek autostrady D1 (D - od Dialnica). Kończy się toto również nigdzie, koło Vażca, a może już gdzieś koło Popradu. W każdym razie - nie ma po co kupować winietki. Może gdyby "to" się zaczynało w Żylinie...
Do Liptowskiego Mikulasza jadę skręcając w prawo, w kierunku wsi Partizanska Lupcza. Dalej, krętą drogą, mijając Sväty Križ dojeżdżam do liptowskiej stolicy, gdzie robię zakupy w jakimś Tesco czy Hypernowej. Właściwie jestem na miejscu - jeszcze parę kilometrów do Liptowskiego Hradku i trochę dalej, ale nie powiem gdzie, bobyście wszyscy tam zjechali i już by nie było tak fajnie i odludnie.

Moja miejscowość to świetny punkt wypadowy w całe Tatry (Zachodnie i Wysokie), a także w Niżnie Tatry. Pobędę tam ze dwa tygodnie i dwa dni, a potem wrócę do domu popracować przez jakieś trzy tygodnie, żeby znowu wrócić na Liptów, dokończyć wakacji. Tak robię od lat.
Zwykle odpoczywam tu od polskiej para... - chciałem powiedzieć - polityki. Tym razem może mi się nie udać, bo zabieram laptop, a gospodarze mają podobno internet. Będę się jednak pilnował. Fajnie przez chwilę żyć cudzą polityką, znajdując, iż nie odbiega ona od naszej, a nawet czasami ją przewyższa.
Bądźcie zdrowi i nie przepracowujcie się...


Najgorszego sortu sierota po Unii Wolności, a ostatnio także po Konstytucji i demokratycznym państwie prawa.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości