Zamek Dybowski (Toruń)
Zamek Dybowski (Toruń)
Jest takie miejsce Jest takie miejsce
112
BLOG

Rozdział 22. Decyzje (Opowieści pani Gritty)

Jest takie miejsce Jest takie miejsce Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

 Anna zakończyła swoją opowieść w momencie gdy wraz z uwieszoną na szyi Rozalką przechodziła przez mury Jerozolimy. Kaja i Marta wysłuchały jej historii znając przecież niektóre jej szczegóły z opowieści pani Gritty. Tym razem jednak wzburzone wcześniej myśli córki Krzysztofa ukoił autentyczny obraz bezgranicznego smutku dziewczyny, która w całej beznadziei wylanej na nią po tamtej stronie rzeki potrafiła jednak zdecydować o powrocie do Jerozolimy.

- List! - Kaja wykrzykując wprost to słowo zerwała się z drewnianego pieńka na którym siedząc wysłuchała opowiadania Anny.

- Jaki list Kaju? - Marta chwyciła ją za rękę.

- Rozalka, przecież ty napisałaś do mamy list! Może ja też napiszę taki list do taty! Tylko skąd wziąć gołębia, który zaniesie go w wiadome miejsce?

Rozpalone nadzieją oczy domagały się natychmiastowej odpowiedzi. Ba, nie tylko odpowiedzi ale i działania.

- Nie tak szybko - Rozalka odparła stonowanym głosem zupełnie nie przystającym do jej wieku. - List napisałam wtedy, gdy poprosił mnie o to wysłaniec Jerozolimy. To przecież nie była moja decyzja. I ty też musisz poczekać.

- Sama widzisz jak zakończyła się próba walki z piekłem na własną rękę - dodała Marta.

Ogniki w oczach dziewczyny zgasły tak samo szybko jak się wcześniej rozpaliły.

- Czekać, czekać. Przecież możemy coś robić? Prawda?

- Pośpieszne działanie nie pomoże twojemu tacie - odparła Anna.

- A tymczasem powinnaś wrócić do Iraju - dodała pastorowa sięgając jednocześnie po zdobiony motywem małych czerwonych różyczek dzbanek z herbatą.

Kaja utkwiła wzrok w deskach tarasu. Była już późna noc. Cykady umilkły. Jeśli ktoś dobrze wytężył słuch mógł usłyszeć lekki szum fal rzeki rozbijających się gdzieś tam w dole miasteczka o nabrzeże. Dziewczyna wiedziała, że gdzieś na drugim brzegu jej tata potrzebuje pomocy. A tymczasem każą jej udać się w zupełnie innym kierunku. Zapach gorącej herbaty zdążył już rozprzestrzenić się przed całym domkiem państwa Gritty. Kaja podniosła głowę. Rozalka wtulała głowę w dłoń Anny. Nagle dziewczyna chwyciła mocno filiżankę odstawiając ją energicznie na bok.

- Pora spać. Jutro rano jadę do Iraju. Dobranoc wszystkim. - stwierdziła krótko udając się wgłąb domostwa.

***

Ubity piasek na zarośniętej wcześniej drodze wiodącej po szczycie wału przeciwpowodziowego z mostu drogowego na dybowski zamek świadczył o tym, że niedawno prowadzone tu były z szerokim rozmachem jakieś prace. Tomek powoli mijał krzewy. Pogoda przypominała tą gdy ostatnio razem z siostrą skradali się tu do tajemniczego przejścia pod Wisłą. Tym razem dostać się do średniowiecznego zamku było jednak łatwiej. Rosnące w tym miejscu wcześniej powoje plączące się pod nogami podczas marszu, a także liczne pokrzywy i osty zostały wycięte. Tomek odkąd postanowił wrócić do tego miejsca gdzie wszystko się zaczęło bił sięz myślami. Wrócić do Iraju tunelem? Czy w ogóle gdy wejdzie do tunelu tajemnicza fala z jego głębi znów wyniesie chłopaka na plażę nieopodal domu Józefa i Włodzimierza? Trzeba znów wyruszyć na pomoc tacie - postanowił w myślach.

Teren obniżał się gwałtownie. W stronę Wisły ścieżka wiodła stromo w dół. Po chwili Tomek minął ostatnie zarośla i wprost przed nim wyrosły wysokie na kilka metrów czerwone mury ruin zamku. Po lewej stronie od ścieżki w cieniu drzew siedział rosły mężczyzna. Kątem oka Tomek zauważył, że jego potężne dłonie ściskają ciemnobrązową butelkę. Chłopak przyspieszył kroku i obszedł pozostałości po dawnej części mieszkalnej. Zniszczone w czasie wojen ze Szwedami skrzydło sterczało z ziemi jedynie na kilka cegieł. Jedynie od wschodu i zachodu zachowły się po ostrzale zamku przeprowadzonym ze starego miasta ściany. “Nieźle musięliśmy wtedy dopiec Szwedom” - pomyślał Tomek, ale w tej chwili na myśl przyszedł mu król Eryk i szwedzkie opactwo nad jeziorem Melmar.  Po chwili był już po drugiej stronie budowli. Do środka wiodła brama zwana północną. Przechodząc pod jej ostrym gotyckim łukiem chłopak zamierzał skręcić w lewo i odnaleźć wejście do tunelu. Ze zdumieniem zauważył dość głębokie ślady ciężarówek. Zamiast zejścia do zamkowych lochów zobaczył natomiast znacznego rozmiaru kopiec usypany z czarnej ziemi przykrywający wejście do tunelu. Gdy tak stał zdumiony widokiem, którego zupełnie się nie spodziewał ktoś chwycił go za ramię. Tomek gwałtownie odwrócił głowę odrywając jednocześnie dłoń z ramienia sposobem, który przekazali mu bracia cystersi z krolewskiego opactwa. Przed nim stał ten sam mężczyzna, którego wcześniej widział przy ścieżce do zamku.

- Co tu robisz chłopcze? - mężczyzna był nieco zdumiony zdolnościami obronnymi Tomka.

- Tu było wejście do piwnic - Tomek wskazał na górę piachu zalegającą przy północnej ścianie zamkowego dziedzińca.

- Zakopaliśmy - odrzekł krótko nieznajomy.

- Dlaczego?

- Kazali.

- Kto?

- No a kto tu teraz najwięcej może kazać? - żachnął się właściciel ciemnej butelki z piwem - Ruskie. Takie my tu teraz mamy rządy…

Chłopak zmierzył wzrokiem nieznajomego. Ten stał od strony zachodniej i słońce za jego plecami utrudniało dojrzenie szczegółów postaci. Tomek odszedł krok w stronę ściany. W ten sposób słońce odsunęło się zza pleców nieznajomego.

- Pan Włodzimierz! - Tomek krzyknął z wielką radością podbiegając bliżej.

- A ty skąd znasz moje imię? - mężczyzna cofnął się o krok. Tomek zauważył, że Włodzimierz rzeczywiście go nie poznaje.

- Skąd? - powtórzył stanowczo pytanie.

- Po prostu wiem -odparł wzruszony Tomek - ma pan syna, Józefa, prawda?

- Dziwne rzeczy. Matko święta.

- Jestem Tomek - chłopak wyciągnął dłoń.

- Dziwne rzeczy się tu dzieją. Mówili tu o jednym Tomku co zaginął w tym zamku z siostrą. Ale to kilka tygodni temu było. Po tamtych wydarzeniach ruskie kazali wejście do piwnic zasypać… To my zasypali. Człowiek marzył kiedyś areoplanami polatać, a tu szpadlem trzeba przez takich jak wy machać.

Mężczyzna szukał czegoś w kieszeni. Wreszcie wyciągnął dłoń w kierunku Tomka.

- Masz, znalazłem to tutaj gdy pracowaliśmy. Schowałem przed tymi z czerwonymi gwiazdami… Masz chłopcze… na mnie pora.

Tomek wziął metalowy przedmiot z ręki Włodzimierza. Paciorki różańca przesypywały się między palcami ciągnąc za sobą łańcuszek opatrzony błękitnymi kwiatami przypominającymi lawendę.

-Dziękuję panu - Tomek odparł wzruszony.

- Może ci się przyda. Na mnie pora.

Włodzimierz ruszył w kierunku północnej bramy. Tomek stał jeszcze chwilę. Gdy mężczyzna prawie zniknął za załomem murów przyłożył dłonie do ust.

- Będzie pan latał samolotem! Słyszy pan?! Będzie pan latać! Obiecuję!

Tomek opuścił ręce. Słońce łagodnie ogrzewało średniowieczne mury zamku. Czerwień cegieł ciepło konrastowała z letnią zielenią drzew i błękitem wód Wisły. Bezchmurne niebo odbijało się w rzece. Gdzieś daleko za wodą, za mostem w niebo strzelała wieża katedry świętych Janów, katedry gdzie razem z tatą modlił się o koniec koszmaru wojny. Tomek mocno ścisnął różaniec.

- Na ratunek tacie - pomyślał uśmiechając się do siebie, a paciorki różańca zaczęły przesuwać się między palcami.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo