miraż miraż
384
BLOG

Śledztwo smoleńskie - zacznijmy myśleć politycznie

miraż miraż Polityka Obserwuj notkę 7

Platforma Obywatelska szła do władzy pod sztandarami budowania międzynarodowego wizerunku Polski jako państwa przyjaznego, kompetentnego i spełniającego zachodnie standardy. Pozwolę sobie więc zauważyć, że począwszy od 12 stycznia roku 2011 aż do końca świata i o jeden dzień dłużej, każdy kto będzie czytał o katastrofie smoleńskiej w jakimkolwiek podręczniku historii nie wydanym w Polsce, dowie się nie tylko tego, że była to bezprecedensowa w czasach pokoju katastrofa lotnictwa państwowego, która anihilowała 1/3 najwyższych funkcjonariuszów państwowych z prezydentem na czele. Dowie się również ów czytelnik, że jej przyczyną był pijany polski generał w kokpicie oraz zestresowani niekompetentni piloci, ignorujący alarm systemów ostrzegania i polecenia kontrolerów. Ewentualnie, może jeszcze przeczytać o polskim prezydencie, który wytworzył taką oto atmosferę wokół swej wizyty, że po rosyjskiej stronie bano się odmówić zgody na lądowanie, pomimo zagrożenia życia pasażerów.

W podręcznikach historii i popularnych opracowaniach nie znajdzie się miejsce na zastrzeżenia polskiego rządu, na ustalenia komisji Millera, oraz rozliczne fakty pominięte w raporcie MAK, począwszy od rozsiewanej od pierwszych minut przez Rosjan dezinformacji, poprzez stan psychiczny, kompetencje rosyjskich kontrolerów i naciski na nich wywierane, a skończywszy na umocowaniu komisji MAK i jej stronniczości. To co się w Polsce na ten temat powie, napisze lub jak się zaprotestuje dziś, za rok, czy za dziesięć lat, nie ma już najmniejszego znaczenia. Cokolwiek byśmy w tej sprawie powiedzieli i zrobili, niemieckie brukowce nie wydrukują tego w ośmiu milionach egzemplarzy, tak jak zrobiły w przypadku MAKowskich rewelacji. Nie mają również znaczenia przyczyny i pobudki, z których Donald Tusk przyzwolił na prowadzenie śledztwa na rosyjskich warunkach. Liczą się fakty. One zaś są takie, że ostateczny raport komisji obciąża Polskę i tylko Polskę, przede wszystkim zaś czyni to w sposób niszczący prestiż i powagę naszego państwa, które jakby tego było mało, publicznie zaakceptowało ów raport ustami swoich najwyższych przedstawicieli - prezydenta Komorowskiego i premiera Tuska.
 
Ile katastrof wizerunkowych o podobnych rozmiarach, i to obejmujących nie pojedyńcze osoby lecz całe państwa, wydarzyło się od czasu wynalezienia mass-mediów? Czy wszystkie te borubary, spieprzaj dziadu, braki konta i prawa jazdy, mieszkanie z mamą, wszystkie te bzdety razem wzięte i pomnożone razy dziesięć cokolwiek znaczą przy takiej klęsce?
 
Śledztwo, raport i konferencja prasowa MAK stały się dla Rosji narzędziem prowadzenia polityki. Wykorzystano je do dalszego rozpowszechniania i umacniania w świecie negatywnych stereotypów o naszym kraju i narodzie. Uczyniono to z ewidentnie złą wolą; z polskiej strony nie było żadnej prowokacji, pogróżek, nie zaatakowaliśmy pozycji i dobrego imienia Rosji na arenie międzynarodowej, nie zrobiliśmy nic, co uzasadniałoby nieprzyjazne zachowania. Nawet jeśli chciano umyć ręce od winy i przerzucić ją na stronę polską, to i tak nie było potrzeby sięgania po czarny pijar, a wystarczyłoby samo podrasowanie faktów, na które strona rosyjska mogła sobie pozwolić, sprawując pełną kontrolę nad postępowaniem dowodowym.
 
Wokół stosunków z Rosją narosło w Polsce mnóstwo niebezpiecznych wręcz mitów. Wierzy się, że dobre relacje są tym samym co przyjazne słowa. Wierzy się, że atmosfera między nami zależy w równej mierze od obu stron. Więcej, liczni rodzimi komentatorzy składają na nasze barki większą część odpowiedzialności za te relacje. Roztrząsa się, co mogliśmy byli zrobić lepiej i jak jeszcze odgadnąć potrzeby, lęki i zranienia po tamtej stronie. A może tak zapytać: Co Rosja gotowa jest zrobić dla nas, dla naszego dobrego samopoczucia i interesów? I oto mamy probierz rosyjskiej woli: śledztwo smoleńskie. Rząd Rosji ma pełną swobodę kształtowania sytuacji, i co wybiera? 
 
Zapewnie niektórzy odpowiedzą, że każde państwo ma prawo dbać o swoje interesy. Oczywiście, jak najbardziej. Skoro jednak rząd Rosji uważa, że w jej interesie leży nie tylko oddalenie wszelkiej ewentualnej odpowiedzialności za katastrofę ale również obniżenie międzynarodowego prestiżu Polski, i to w sytuacji, gdy polski prezydent i premier otwartym tekstem sygnalizują gotowość do daleko posuniętej ugody, to trudno chyba uznać relacje między nami za przyjazne. Nie są przyjazne, bo rząd Rosji tego nie chce. 
 
Na stosunki z Rosją mamy wpływ adekwatny do proporcji naszych potencjałów gospodarczych i geopolitycznych. Rosja jest globalnym graczem wciąż w pierwszej światowej lidze, z rozległymi możliwościami wywierania wpływu na rządy i urabiania opinii publicznej, a my średnim europejskim słabeuszem. To Rosja nadaje ton naszym relacjom i tak będzie dopóki nie rozpadnie się, nie straci Syberii i Zakaukazia, nie utraci kontroli nad surowcami i potencjałem jądrowym. Słowem – dopóki nie przestanie być Rosją jaką dziś znamy.
 
Nasza sytuacja nie jest wbrew pozorom beznadziejna, jest trudna, ale możliwa do obrony. Abyśmy jednak zdołali się w niej odnaleźć musimy działać pragmatycznie. Obecna postawa nie ma zaś z pragmatyzmem nic wspólnego, jest skrajnie uległa, cechuje ją podatność na manipulacje i przyzwolenie na przemoc wobec siebie. Co więc można zrobić? Cóż, to dobry temat na osobny wpis.
miraż
O mnie miraż

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka