Biorąc po uwagę logikę wydarzeń jest to fakt niemal nieunikniony a jedyne pytanie to, kiedy nastąpi.
Po pierwsze może nastąpić po utracie władzy przez PiS. Wtedy byłoby zupełnie zrozumiałe, bo już kilka razy złamał konstytucję.
Po drugie i wiele ciekawsze - może nastąpić wcześniej - gdy prezydent trwale zacznie przeszkadzać Kaczyńskiemu, który nie już nie raz zachowywał się jak osoba niezrównoważona a w pamiętną sejmową noc bardziej. Kaczyńskiemu nie wystarczy reforma sądów - sądy są tylko krokiem ku uchwaleniu poselskiego projektu prawa powszechnego ciążenia a tylko zmiana tego prawa usatysfakcjonuje zamachowo zorientowaną część jego elektoratu. Bez zmiany tego prawa nie można ani rozwijać narracji zamachu w wersji hard - podłożonych różnego rodzaju bomb ani w wersji soft - złego przygotowania lotu, bo w rękach Sasina spoczywało bardzo dużo przygotowywań, w rękach prezydenckiego pupila kreowanego przez Macierewicza na bohatera narodowego - Błasika leżało co najmniej przerwanie próby lądowania, w rękach samego prezydenta wskazanie, na które z lotnisk zapasowych odejść, zaś w głowie Kaczyńskiego muszą się kołatać ostatnie słowa wypowiedziane do brata.
Sytuacja jest wybuchowa:
- Ziobro, w którego rękach jest śledztwo smoleńskie, dostaje od PiS wszystko, czego sobie życzy,
- Macierewicz dostaje wszystko, bo ma za sobą elektorat zamachowy.
Duda odważył się już zakwestionować ocalenie przez Macierewicza pokoju światowego przez zablokowanie sprzedaży Rosji Mistrali po dolarze, teraz odważył się ukrócić zapędy Ziobry a na jego biurku leży kilkadziesiąt nominacji generalskich. Jak je podpisze, to mamy wojsko Macierewicza naprzeciw policji Błaszczaka i Dudę z ręką w nocniku bo Kaczyński ma szansę trwania jedynie, kiedy tym dwóm nikt nie wchodzi w drogę.
Zwykli policjanci i zwykli żołnierze zapewne nie zechcą się pomiędzy sobą nawalać o to, jak zginął Lech Kaczyński, ale początek przedstawienia, które mógłby próbą włączenia się do gry sprowokować Duda mógłby być sensacyjny.