Pyta Marek Pyza.
Wprawdzie nie dosłownie, ale faktycznie tak jego pytanie musiałoby zostać zinterpretowane przez eksperta lotniczego. Kwadrans przed katastrofą rosyjska kontrla lotu podała załodze tuplewa komunikat "Warunków do lądowania nie ma". Polska załoga nie zgłosiła lądowania awaryjnego, treść komunikatu nie tylko nie została zmieniona ale nawet jego przekaz wzmocniony informacjami od załogi Jaka, więc wszystko, co od tego momentu robili było nielegalne i skrajnie niebezpieczne. W kategoriach odpowiedzialności moralnej czy współodpowiedzialności można rozważać, czy kontrola nie powinna tego komunikatu powtórzyć ale stery i tak trzymali piloci. Kontrola nie wydała a w tej sytuacji nawet nie była w stanie wydać żadnej komendy bezpośrednio prowadzącej do katastrofy. Jedynie tytułowy gest mógłby być skuteczny gdyby był wykonalny.
Wypowiedż Pyzy pojawiła się w kontekście wymiany oświadczeń rosyjskich i polskich śledczych po ostatniej wizycie Polaków w Smoleńsku i ta okoliczność prowadzi do ważnych wniosków. Po pierwsze wynika z niej, że Rosjanie uczestniczący w badaniu wraku widzieli, iż Polacy nie znaleźli niczego, co w jakikolwiek sposób wpływałoby na ich ustalenia - śladów awarii czy upragnionego przez podkomisiów wybuchu. Po drugie polscy śledczy powoli przygotowują zaprzyjaźnione z nimi - w przeciwieństwie do sprzyjających Macierewicziwi mediów Sakiewicza - medium Karnowskich do wycofania się z hipotez zamachowych. Jak na dwa lata, które ma jeszcze potrwać "śledztwo" polskiej prokuratury podrzymujące jeszcze tlący się płomyczek smoleński - karty, radiolatarnie i niezamknięcie to mało paliwa - zwłaszcza, że temat kart i radiolatrani zdechnie od pierwszego wystawienia ich na publiczny widok. Ale Kaczyński doprowadził do perfekcji sposób bohaterskiego pokonywania problemów, które sam stworzył więc i tym razem pewnie mu się uda.
Wiadomość z ostatniej chwili jest taka, że wojska Trumpa nie wezmą udziału w odbijaniu wraku tupolewa.