Co kilka dni zniecierpliwione media wracają do dziwnie wyciszonej sprawy arcybiskupa Wesołowskiego, byłego nuncjusza apostolskiego w Republice Dominikany. Nuncjusz oskarżany jest tam o pedofilię, tylko chwilowo zapadł się pod ziemię i nikt nie wie gdzie aktualnie przebywa ani na jakim etapie jest tzw. "dochodzenie" prowadzone niby w jego sprawie przez Watykan.
Franciszek co prawda odwołał w lecie Wesołowskiego z funkcji i wezwał pilnie do Watykanu, ale to co miało wyglądać na straszliwą i natychmiastową karę ze strony srogiego i bezkompromisowego Papieża, zaczyna coraz bardziej przypominać pomocną dłoń kumpla dla kumpla w potrzebie. Z niezupełnie ponoć autentycznym paszportem dyplomatycznym Wesołowski dał drapaka przed prokuraturą dominikańską i teraz nikt nie jest w stanie ustalić jego miejsca pobytu.
Jak informowały już TVN24 kilka dni temu a dziś Gazeta Wyborcza* polscy dziennikarze od władz Watykanu nie uzyskują żadnej odpowiedzi na stawiane pytania. Co gorsza, nie dostają żadnej odpowiedzi także polscy prokuratorzy, którzy zwrócili się o pomoc prawną.
Im bardziej Watykan milczy w tak bulwersującej sprawie jak pedofilia bardzo wysokiego rangą duchownego, tym bardziej smród wybija pod niebiosa a cała franciszkowa "glastnost i pirestrojka" watykańska w stylu "zero tolerancji dla pedofilów" bierze w łeb i zamienia się w kolejny dowcip roku. Watykańska "omertà" czyli nakaz trzymania buzi na kłódkę jeśli chodzi o "naszych" niczym nie ustępuje tej mafijnej, znanej z filmów.
Być może, Watykan znalazł się w niewygodnej sytuacji z powodu swojego systemu prawnego. Dopiero w połowie lipca 2013, czyli dosłownie kilka miesięcy temu, a już po wybuchu skandalu na Dominikanie, Franciszek odczuł pilną potrzebę by zmienić normę prawną, która stanowiła, że baraszkowanie z dziećmi pod pierzyną jest jak najbardziej legalne i dozwolone w obrębie murów watykańskich oraz w nuncjaturach, pod warunkiem że dzieci mają ukończone 12 lat.
O ile mnie pamięć nie zawodzi, to chłopcy dominikańscy zeznający przeciwko Wesołowskiemu mieli po 13 lat. Wedle prawa watykańskiego Wesołowski zabawiał się więc całkiem legalnie, a prawo wstecz nie działa. Norma zmieniona po fakcie nie może stanowić podstawy do ścigania za przestępstwo. Teraz trzeba tylko zebrać się na odwagę, stanąć przed całym światem i to ogłosić. Urbi et orbi. Będzie trochę wstydu, ale prawda podobno wyzwala, Caro Francesco.
Co do udzielania ochrony dyplomatycznej łobuzom, to już nasz "santo subito" JP II wyznaczył standardy. Gdy w 1987 roku prokuratura włoska wydała nakaz aresztowania Marcinkusa, szefa watykańskiego banku IOR, w związku z postawieniem mu bardzo poważnych oskarżeń o doprowdzenie do upadku Banco Ambrosiano, nasz nieoceniony JP II też wystawił kumplowi dyplomatyczne papiery i prokuratorzy mogli mu co najwyżej nagwizdać. Marcinkus był dla Watykanu kurą znoszącą złote jajka w sensie dosłownym i JP II osobiście dopilnował żeby mu nigdy włos z głowy nie spadł.
Na koniec - wisienka na torcie. Jak już wspomniałam, w połowie lipca tego roku, w Watykanie pilnie zmieniano prawo. Nie można już legalnie "bara-bara" i "bunga-bunga" z dziećmi. Ale od kilku miesięcy nie wolno też - uwaga! - stosować... tortur.
To jest dopiero przełom! Anno domini 2013, Watykan wprowadził u siebie zakaz torturowania**. A w lipcu tego roku jeszcze wolno było... I komu to przeszkadzało?
*wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,14922674,Watykan_milczy_ws__arcybiskupa_Wesolowskiego__Gdzie.html
**www.avvenire.it/Chiesa/Pagine/riforma_sistema_penale_vaticano.aspx
Inne tematy w dziale Społeczeństwo