modus in actu modus in actu
48
BLOG

Autopoiesis w stylu Kafki - o systemie, który trwa, choć nikt go nie stworzył

modus in actu modus in actu Polityka Obserwuj notkę 2
Podobieństwo pojawia się dopiero tam, gdzie ustalono regułę użycia

I. Korytarze bez drzwi

Kiedy próbowałem dowiedzieć się, dokąd prowadzi korytarz, urzędnik powiedział, że nie ma potrzeby o to pytać.

Korytarz istniał — i to wystarczało.

Zapytałem, czy na końcu znajduje się jakiś pokój, urząd, kancelaria, biuro, choćby najmniejsza skrytka, w której można złożyć dokument.

Urzędnik wzruszył ramionami.

„Być może” — powiedział.

„Ale nikt tam nie dotarł”.

Zapytałem, czy ktokolwiek próbował.

„Próbowało wielu” — odparł — „ale korytarz cały czas się zmienia.

Gdy tylko skręcisz w prawo, ten zakręt znika i pojawia się w innym miejscu.

Jeżeli spróbujesz zawrócić, okazuje się, że droga powrotna prowadzi gdzie indziej”.

Zapytałem, czy to znaczy, że system jest labiryntem.

Urzędnik popatrzył na mnie z wyrzutem.

„Labirynt ma centrum” — powiedział. — „Tutaj nie ma żadnego”.


II. Archiwum, które się samo pisze

Poszedłem do Archiwum, ponieważ tam zwykle przechowywano dokumenty dotyczące spraw, których nikt nie rozumiał.

Znalazłem półki pełne akt, które numerowano tak starannie, że nie sposób było ustalić ich kolejności.

Akta wydawały się być doskonale uporządkowane, choć nie sposób było ustalić ani systemu, ani logiki.

Zapytany archiwista wyjaśnił:

„Nie układamy akt.

One układają się same”.

„Jak to możliwe?” — spytałem.

„Nikt nie wie.

Tak było, odkąd pamiętamy.

Niektóre teczki pojawiają się same, inne znikają.

Czasem te same dokumenty odnajdujemy w kilku miejscach, choć nikt ich nie kopiował”.

Zapytałem, kto decyduje o tym, które akta są ważne.

Archiwista uśmiechnął się z niepokojącą uprzejmością.

„Gdybyśmy to wiedzieli, nie potrzebowalibyśmy Archiwum”.


III. Zwierciadło bez odbicia

W pewnym momencie zapytałem jednego z urzędników, czy system kiedykolwiek próbował zrozumieć samego siebie.

To pytanie wywołało ogólne zamieszanie.

Nie dlatego, że było zakazane — po prostu nikt nie wiedział, jak na nie odpowiedzieć.

„System nie ma twarzy” — powiedział w końcu młody mężczyzna, który wyglądał na nowego pracownika. — „A tylko twarz można zobaczyć w zwierciadle”.

„Czyli system jest anonimowy?” — zapytałem.

„Nie” — odparł. — „On jest przed-anonimowy.

Aby być anonimowym, trzeba najpierw być kimś.

System nie jest nikim.

System jest tym, co pozostaje, gdy zabraknie kogo”.

Przez chwilę miałem wrażenie, że rozumiem.

A potem zrozumiałem, że to tylko wrażenie.


IV. Przed wejściem do Urzędu

Kiedy pewnego dnia przyniesiono mnie do przedpokoju Urzędu, znalazłem tam starszego mężczyznę, który podobno czekał od wielu lat.

Zapytałem, dlaczego nie próbuje wejść.

„Drzwi są otwarte” — powiedział. — „Ale wejście jest niemożliwe”.

Zajrzałem do środka.

Nie było tam nikogo, jedynie puste biurka.

Mężczyzna pokręcił głową.

„To nie jest pusta sala” — powiedział. — „To sala, która nie potrzebuje obecności.

Każde biurko jest gotowe na przyjęcie dokumentu, ale nie ma dokumentu, który mógłby tam trafić”.

Zapytałem, czy próbował zapytać, do kogo ma należeć jego sprawa.

„Tak” — odpowiedział. — „Powiedzieli, że należy do Systemu.

A System nie przyjmuje petentów”.


V. Operacje, które rodzą operacje

W końcu dowiedziałem się czegoś istotnego.

Nie ma architekta, który zbudowałby System.

Nie ma władcy, który by go nadzorował.

Nie ma komisji, która by nim kierowała.

Są tylko operacje.

Operacje rodzą kolejne operacje.

Każdy proces uruchamia następny.

Każda decyzja wymusza decyzję uzupełniającą.

Każda interpretacja generuje interpretację interpretacji.

Zapytałem jednego z urzędników, czy kiedykolwiek udało mu się zamknąć sprawę.

„Oczywiście” — odpowiedział.

„Ale zamknięcie sprawy oznacza otwarcie dwóch kolejnych”.

„A czy System może kiedyś zakończyć wszystkie swoje sprawy?” — zapytałem.

Uśmiechnął się łagodnie.

„To byłby koniec Systemu.

A System nie może umrzeć, bo nigdy się nie narodził”.


VI. O symulakrach, które chronią pustkę

Czasami w korytarzach można było znaleźć plakaty informujące o różnych wydarzeniach: o zagrożeniach, o reformach, o wielkich projektach, które miały coś zmienić.

Ale wszyscy wiedzieli, że plakaty te nie odnoszą się do niczego trwałego.

Nie były kłamstwem.

Były raczej symulakrami, znakami, które miały chronić tych, którzy bali się pustki.

Nazywano je:

„praworządnością”,

„bezpieczeństwem”,

„strategią”,

„transformacją”,

„neutralnością”.

Nie dlatego, że ktokolwiek zamierzał je urzeczywistnić, lecz dlatego, że bez nich korytarze byłyby zbyt ciche, a biurka nazbyt puste.

Symulakry działały jak światła w tunelu:

nie oświetlały drogi, lecz uniemożliwiały dostrzeżenie, że droga nie istnieje.


VII. Zakończenie: przed Bramą, która nie jest bramą

Czasem śni mi się, że stoję przed Bramą Systemu, tak ogromną i monumentalną, że wydaje się mieć znaczenie.

We śnie pytam strażnika, czy mogę wejść.

Strażnik odpowiada:

„Możesz.

Ale nie wejdziesz”.

„Dlaczego?”

„Bo Brama nie prowadzi do środka.

Brama jest środkiem”.

Wtedy budzę się i zdaję sobie sprawę, że System nie jest ani labiryntem, ani hierarchią, ani państwem, ani projektem.

System jest trwaniem, które trwa dlatego, że nie potrafi nie trwać.

I nikt nie pilnuje jego granic, bo granice te istnieją jedynie po to, byśmy w nie wierzyli.

To co jest, jest in actu, natomiast to, co jest inaczej niż w akcie - naprawdę nie jest.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Polityka